Nie wiem, jak Wam, ale mnie wczorajsza zabawa w "lubienie" sprawiła dużo radości.
Kiedy pierwszy raz zaczęłam czytać Wasze blogi i - co ważne - komentarze pod nimi, byłam mile zaskoczona - raj dla maniaka czytania, mnóstwo ciekawych informacji, podanych w tak miły, przyjemny dla oka sposób, a do tego czytelnicy, którzy potrafią w k u l t u r a l n y i sympatyczny sposób wymieniać się uwagami, przemyśleniami, spostrzeżeniami. I podkreślam tu słowo kulturalny, bo patrząc na różne fora, komentarze pod najrozmaitszymi artykułami i niektóre blogowiska, aż słabo się robi od jadu, agresji, nienawiści, jaką wylewają z siebie komentatorzy.
Skąd się bierze tak ogromna frustracja, tak na marginesie? niech mi ktoś wyjaśni fenomen polskiego internetu (nie wiem, czy w innych krajach jest tak samo, czy to cecha charakterystyczna naszego tylko), pełnego wylewania pomyj przez najrozmaitszych frustratów, bo ja tego moim małym kurzęcym rozumem po prostu nie pojmuję.
Ale wracając do meritum - więc wsiąkłam na dobre w niektóre blogi, z niektórymi jestem w symbiozie tak głębokiej, że czuję się jak na głodzie, jeśli długi czas brak nowych wpisów:) i dlatego byłam ciekawa listy lubianych rzeczy ich autorów. Frajdę mi sprawiło najpierw przypominanie sobie wszystkich miłych rzeczy a potem odnajdywanie na Waszych listach kolejnych, czasami zapomnianych. I pozwoliło spojrzeć na problemy życia codziennego z zupełnie innej perspektywy - życie chyba nie jest takie złe, skoro mamy tyle rzeczy do lubienia, prawda? Więc po wczorajszej zabawie polubiłam i pana dohtorra i kierowców ciężarówek, którzy punkt szósta rano budzą nas waleniem pojemników, rozładowywanych przy pobliskim supermarkecie i nawet tych cymbałów z dołu, których ulubionym zajęciem jest włączanie i wyłączanie alarmu samochodowego o trzeciej nad ranem oraz urządzanie głośnych imprez pod naszym oknami, z wrzaskami, głośnym bekaniem i rzucaniem petardami jako głównymi atrakcjami:-)
A ponieważ mnie zabawa sprawiła tyle radości, sądziłam, że mogę sobie pozwolić na zaproszenie do udziału uczestników naszego blogowego światka, których opinii jestem ciekawa. Jeśli ktoś poczuł się przymuszony, to serdecznie przepraszam, wybaczcie kurze:) to z czystej sympatii, zapewniam:) Kokoko:))))
A to już zdjęcia z naszego niedzielnego spaceru, autorstwa wspólnego, ale muszę przyznać, że do pająka zbliżał się na odległość obiektywu nieustraszony Król Kurnika. Kurka zwiała, bo to urocze zwierzątko miało z osiem centymetrów długości razem z odnóżami, bardzo nieprzyjemnie owłosioną głowę i groźnie wyglądającą czachę jako dekorację odwłoka, nie było więc wiadomo, czy jadowite, czy nie. Brrrr...
Muszę zapytać Wujka Gugla, czy bydlątko jest jadowite i mam umrzeć na zawał, jak znajdę toto w domu, czy też nie i mogę spokojnie utłuc je kapciem. Choć jest takich rozmiarów, że spokojnie mogłoby mi ten kapeć wyrwać z ręki i mnie utłuc po głowie.
Gdyby nie hałas z pobliskiego hajłeja, można by pomyśleć, że to Mazury, no nie? A to tylko niewielki park z jeziorkiem niedaleko Oakton College - kto nie był a mieszka w pobliżu, polecam, bo to urocze miejsce.
;) też lubię takie pozytywne gry :)
OdpowiedzUsuńI zgadzam się z Twoją opinią :)
A co do bydlątka... hm.. dla mnie to raczej bydlę! I nie tłukła bym tego kapciem... ale drewniakiem!!!! I wiem, że one bywają pożyteczne... ale to to??? Brrrrrrr.....
Mała Mi, to może wymyślimy kolejną grę?:) Na przykład wymienić 10 miejsc, które najbardziej chciałoby się zobaczyć. Albo 10 osób, które najbardziej chciałoby się ukatrupić:) Albo konkurs na najbardziej wrednego szefa:)))))))))
OdpowiedzUsuńA ten pająk to jeszcze nic - Król opowiadał, że podczas swojego pobytu w Australii widział pająki wielkości kurczaka. I gdyby nie to, że widział je na własne oczy, nie uwierzyłabym, że takie istnieją. Brrrrr. Zawsze chciałam odwiedzić Australię, ale po tej opowieści mi przeszło.
Lotnico, ja po prostu z reguły nie biorę udziału w takich zabawach, ale absolutnie nie czuję się urażona czy też przymuszona.Zdjęcia są piękne, a pająk jakoś podejrzanie duży.Gdybym go znalazła w domu to z pewnością bym go jednak utłukła, bo podejrzewam,że jego kolorki są mocno ostrzegawcze.No właśnie- Australia ma całkiem sporo mało miłych zwierzątek z gatunku pająków,węży, meduz, muszek zagnieżdżających się pod skórą itp., że już o krokodylach nie wspomnę. No i ma Uluru, które mnie fascynuje, ale i tak tam nie pojadę.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
P.S.
a jak się goi palec? Bardzo jeszcze boli?
Lotnico, ja zaproszona do gry, zawsze ją podejmuję, bo to zmusza mnie do myslenia i poszperania we własnym umysle. Siedze własnie przed laptopem, dopiero co wróciłam zcórką z koni, cała jestem blotem obryzgana, bo u nas leje kolejny dzień i smierdzę stajnią. I czasem lubie własnie taka być, na luzie, bo tylko wtedy umiem wsłuchac się w świat i człowieka. Dziękuję Co za zabawę, bo to nas czytleników tutaj, w jakis sposób do siebie przybliża :))
OdpowiedzUsuńAnabell, w Australii gdzie się człowiek ruszy, tam coś niebezpiecznego. Dlatego tak podoba mi się Nowa Zelandia, bo choć nie tak daleko, to nie ma żadnych jadowitych stworzeń.
OdpowiedzUsuńA palce tak sobie się goi, dalej czerwony, opuchnięty i boli:( może powinnam jednak położyć się na kilka dni, nie wstawać.
Butterfly, ja też to lubię. Życie pędzi, my razem z nim a takie zabawy zmuszają do zatrzymania się na chwilę, zastanowienia nad sobą. Dlatego każda nowa zabawa mile widziana:)
OdpowiedzUsuńLotnico, powinnaś 3/4 dnia spędzać z tą nogą w górze i nie obciążać jej. Przyłóż dwa razy dziennie, na 10 minut lód. Ja do tych celów poświęciłam pół paczki mrożonego, zielonego groszku, bo on się dobrze "układa" do kształtu potrzebującego w danej chwili lodu kawałka ciała.Tylko owiń wpierw w jakąś szmatkę, żeby skóry nie odmrozić. Zdrowiej Dziewczyno, przed Toba wszak rozchodzenie nowych pantofli.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Cześć, mnie się zabawa podobała, poprawiła nieco nastrój, bo się nagle okazało, że tych rzeczy do lubienia jest całkiem sporo. :-)
OdpowiedzUsuńMyślę, że chamstwa w Internecie jest dużo w każdym kraju, niestety. To trochę tak jak z alkoholem - są ludzie, którzy na lekkim rauszu stają się weseli i bardziej otwarci; inni znów robią się bezczelni, zarozumiali lub wręcz agresywni. Po prostu prawdziwe "ja" wychodzi z ukrycia. Anonimowość działa jak alkohol, ujawnia po trochu, co tam człowiekowi "w duszy gra". Taka mała teoryjka Romeusa.
A zdjęcia jak zwykle extra!
Pozdrowienia dla wszystkich
Romeus, masz rację, poczucie anonimowości powoduje, że człowiek ujawnia swoje prawdziwe "ja", ale mnie bardziej chodzi o to, dlaczego to "ja" jest takie sfrustrowane, agresywne, ziejące nienawiścią do wszystkich i wszystkiego. Kiedyś wchodziłam na różne fora gazety, ale po tej dawce agresji, którą prezentują tam komentatorzy, przestałam zaglądać. Brrrr.
OdpowiedzUsuńAnabell, leżę dzisiaj plackiem, obiad na szczęście wczoraj ugotowałam na dwa dni, więc wstawać nie muszę. Groszek bardzo pomocny, rzeczywiście lepiej się układa, jak mrożone mielone, które jakieś takie nieplastyczne jest, nieprawdaż:-)
OdpowiedzUsuń"dlaczego to "ja" jest takie sfrustrowane, agresywne, ziejące nienawiścią do wszystkich i wszystkiego"...
OdpowiedzUsuńCóż, nie wiem, pewnie psychologa trzeba spytać. Zygza czytasz?
Czytam. Może ona wie:)
OdpowiedzUsuń