Przyznaję się bez bicia - poszłam dziś na wagary, pierwszy raz od... wow, dwudziestu lat? Bo nie wiem, czy olewanie wykładów na studiach można zaliczyć do wagarów. No więc pierwszy raz od czasów licealnych, kiedy to z moją ukochaną psiapsiółą Julią zwiewałyśmy ze znienawidzonego niemieckiego oraz równie znienawidzonej fizyki.
Matko i córko, to już tyle czasu minęło, odkąd byłam w liceum???
Olaboga.
Poszłam na wagary ze szkoły, bo czułam, że dziś tam nie wysiedzę. Poszłam za to do Kołchozu wysiedzieć swoje godziny a potem spotkałam się z Taką Jedną Fajną Koleżanką, która notabene też pracuje w kołchozie, który choć inny z nazwy, z treści jednak do mojego jest nader podobny.
Prezydent Kołchozu Fajnej, choć kocha kołchozową stronę wuwuwu (
koszmarnego gniota, wołającego o pomstę do nieba, którego dziś sobie obejrzałam nad kawą i mało nie osiwiałam ze zgrozy i którego ów prezydent sam w swym geniuszu wykreował, chwała mu i klęczki), postanowił jednak w swej mądrości posłuchać głupszych, znaczy pracowników i jednak ją zmienić.
Wpadł przy tym na pomysł genialny, żeby dodać nową zakładkę pod tytułem "Moi poddani" oraz ją stosownymi zdjęciami owych poddanych opatrzyć.
Poddani, w tym Fajna, nieśmiało zaprotestowali.
Na to Prezydent Fajnej odparł, że chce zachęcić tym sposobem otoczenie do odwiedzenia Kołchozu. I że należy się uśmiechać na tych zdjęciach szeroko, żeby potencjalnych klientów zachęcać właśnie. I że komu się to nie podoba, może odejść z pracy (tylko że on użył słów bardziej dosadnych, obwieszczając swą prezydencką wolę). Oraz dodał, że on zawsze z swej mądrości sprawdza zdjęcia osób, z którymi ma się spotkać, czy to służbowo, czy prywatnie, "no bo przecież do tego właśnie został stworzony Facebook". I jeszcze że "jeśli mu się jakiś kandydat do pracy z twarzy nie spodoba, bo brzydki, to nawet do niego nie oddzwania a jedną dziewczynę zatrudnił pomimo braku wykształcenia i doświadczenia, bo mu się spodobała."
I tyle a propos równości i zakazu dyskryminacji. Tutaj do CV nie załącza się zdjęć i danych osobistych, jak wiek, stan cywilny i informacja o posiadanym potomstwie i nie wolno o takie rzeczy pytać na spotkaniach rekrutacyjnych ale przecież te same informacje można obecnie znaleźć na fejsbuczku, nieprawdaż?
I jak tak gadałyśmy, nasunęła mi się taka mądra myśl, chwała mi i klęczki. A mianowicie - odnoszę wrażenie, że Ameryka jako kraj, ze swoimi ideami i wartościami, niedługo zniknie. Zjeżdżają się tu ludzie z całego świata i zamiast się asymilować, przeszczepiają swoje zwyczaje, tworząc własne mikro-światy, w których obowiązują ich własne zasady, wartości i prawa, trzymając się wszystkimi dziesięcioma paluchami kraju, z którego uciekli. Mamy tu miniatury ich własnych krajów - Małą Rosję z Małymi Carycami Katarzynami, mamy Małą Libię z Domowymi Kaddafimi, Mały Iran, Irak i całą resztę piaskownicy z prawem szariatu, Mały Izrael, Małą Polskę, itp., itd.
Oczywiście, pamiętanie, skąd się pochodzi i pielęgnowanie własnych zwyczajów jest ważne.
Ale na Boga, n i e w s z y s t k i c h.
Wydaje mi się, że niektórzy przywożą ze sobą garb tego, od czego uciekli. Prezes Kołchozu Fajnej wyjechał w latach 80-tych z jednego z krajów dawnego ZSRR, uciekając przed reżimem. Uciekł od bezprawia. Od dyktatu bezpieki. Od biedy. Chciał wolności, w tym wolności słowa. Chciał równości. Chciał demokracji. Chciał być traktowany jak człowiek.
Tylko nie zauważył jednego drobiazgu - cały ten bagaż, od którego uciekał, przywiózł jak garb na sobie. Sam stał się oni wszyscy, ci od których uciekał. Sam zakazał wolności słowa w firmie, którą kieruje. Sam dyskryminuje pracowników. Sam ich zastrasza, szantażuje i wyrzuca z pracy bez pardonu i słowa "dziękuję". Więc czy na pewno udało mu się uwolnić od tego wszystkiego, co mu się w jego własnym kraju nie podobało?
Zastanawiam się, od czego ja uciekłam.
Hm.
Od ponurej pogody.
Od ponurych ludzi, którzy rzadko się uśmiechają, nie lubią siebie nawzajem i nawet tego nielubienia nie ukrywają.
Od urzędniczki, która jest wściekła na zawracających jej głowę petentów i jawnie tę wściekłość okazująca oraz od kierowcy autobusu, z uśmiechem na twarzy zatrzaskującym mi drzwi prosto przed nosem.
Od bezrobocia.
Od kiepskiej pensji i jałowej pracy.
Od fatalnych stosunków w pracy. Mobbingu i szefa, który pozwala sobie na zdcydowanie więcej, niż powinien.
Od polityków, którzy dbają o interes swój i wielkich koncernów (które to interesy są ściśle powiązane ze sobą pieniędzmi zmieniającymi właściciela tak płynnie, jak ja zmieniam torebki) a nie interes obywateli. Właściwie uciekłam od polityków, którzy w dupie mają swoich obywateli.
Od zusu i urzędów skarbowych, które bezprawnie mogą zabrać człowiekowi wszystko i nie ma na nie kary.
Od warczących na pacjentów lekarzy i pielęgniarek, którzy za nic mają ludzką godność i w dupie szacunek.
Od policji, która nic nie robi, bo to mała szkodliwość czynu albo na to nie ma paragrafu albo skoro wartość skradzionych przedmiotów nie przekroczyła 200 peelenów, to nie ma co ścigać.
Od prawa, w którym obrona konieczna jest rozumiana jako poważne przestępstwo popełniane przez broniącego się człowieka.
Od wielu rzeczy uciekłam. Na szczęście można wybierać kraj, w którym chce się mieszkać.
Ktoś pod poprzednim postem napisał, że tutaj dobrze się żyje tylko bogatym. Właściwie to nie. Bogatym żyje się dobrze wszędzie. A tutaj zwykłym zjadaczom chleba żyje się dużo spokojniej i bezpieczniej finansowo, niż w Polsce. Młodzi Amerykanie kupują samochody dosyć wcześnie, o czym młodzi Polacy często mogą tylko pomarzyć. Nie ma (a przynajmniej do tej pory nie było) wielkiego problemu z wzięciem kredytu na mieszkanie czy dom i jego spłatą z pensji przeciętnego zjadacza chleba. I do tego stać jest jeszcze ludzi na fajne wakacje raz do roku. Nikt nie będzie brał pod uwagę mojego wieku, oferując mi pracę oraz nie muszę tłumaczyć się na interview z tego, czy zamierzam mieć dzieci. Mogę mojego szefa pozwać za mobbing a pani w okienku u lekarza zamiast na mnie powarczeć, uśmiechnie się miło. Mój lekarz potraktuje mnie z szacunkiem a pielęgniarka okaże serce. A jak pójdę do urzędu, nie poczuję się jak intruz/kretyn/niedorozwój umysłowy. I d o tego właśnie uciekłam.