Miałam dziś pisać o legendarnej Route 66. Miało być śmiesznie i ciekawie. A tymczasem czas przecieka między palcami i poza obiadem nic twórczego dziś zrobić nie mogę. Smutno mi dzisiaj jakoś. W telewizji smutne wiadomości z Polski - w cieniu wielkiej rocznicy Solidarności uczestnicy tamtych zdarzeń skaczą sobie do gardeł, udowadniając, kto był, kogo nie było, kto był ważny a kto mniej, kłócąc, czyja to rocznica, gwiżdżąc i krzycząc, zapominając zupełnie, o co w tym wszystkim chodzi. Wiatr hula za oknem, przegania liście i chmury, zza których nieśmiało wychyla się słońce w przerwach między deszczem. Jesień, panie sierżancie, jesień nadeszła... W sobotę miało mieć miejsce coś dla mnie bardzo ważnego, najważniejszego, a tymczasem okazuje się, że z przyczyn od nas niezależnych trzeba wszystko przełożyć na przyszłość bliżej nieokreśloną... I nagle zapał i cała energia ze mnie uszły.
W przerwach między bezmyślnym gapieniem się w okno, porządkuję zdjęcia.
Dziewczynka z wioski Nubijskiej. Z tęsknotą patrzyła na skarby,
jakie mieli ze sobą mali europejscy turyści - plecaczki, zabawki, zegarki.
jakie mieli ze sobą mali europejscy turyści - plecaczki, zabawki, zegarki.
Mohamed, sprzedający pocztówki i figurki na Wyspie Kitchenera w Aswanie.
Zwinny, gibki i na swój wiek bardzo wysoki. Może wypatrzy go jakiś trener NBA
i zabierze stamtąd do lepszego życia?
Chłopiec pracujący jako kelner w kafeterii przy świątyni w Kom Ombo.
Piękna twarz, smutne spojrzenie.
Zdjęcia z szumami, wiem, ale wtedy dysponowałam tylko prostym kompaktem Canona, a zawsze lubiłam robić zdjęcia z ukrycia, ludzi złapanych w chwilach intymności, zadumy. Wszystkie te ustawione fotki to nie dla mnie. Niestety, wszystkie tamtejsze dzieciaki, jak tylko widziały aparat, ustawiały się w sztucznych pozach, ze sztucznymi uśmiechami, pozując jak u fotografa i wyciągając lepkie łapki po durarki. Jak te dziewczynki.
Nie wiem, o co chodzi z tymi paluszkami przy buzi, pewnie podpatrzyły to w jakimś programie telewizyjnym albo na wystawie u lokalnego fotografa, gdzieś na jednej z zakurzonych, ciasnych asuańskich uliczek. Wszystkie dziewczynki jak jeden mąż, na widok skierowanego na nie obiektywu, najpierw inkasowały opłatę, kłócąc się między sobą zawzięcie, jaka cena będzie nie za wysoka, żeby mnie nie odstraszyć i jednocześnie nie za niska, żeby im się opłacało, a potem - myk paluszki do buzi:)
Tego chłopca wypatrzyłam na asuańskim nabrzeżu, jak czytał ogromną płachtę gazety.
Niestety, jego tata, siedzący obok, wypatrzył z kolei mnie, czającą się z aparatem i zachęcił do fotografowania, strofując jednocześnie syna, żeby się ustawił. Poprosiłam, żeby został, jak jest, w naturalnej pozie. Tata pokiwał z głową, mówiąc, że on też nie lubi takich ustawionych zdjęć, poszeptał coś małemu i oto efekt "naturalności" w ich wykonaniu:-)
Spotkałam go na nabrzeżu, kiedy fotografowałam feluki, wdzięcznie tańczące na wodzie w promieniach zachodzącego słońca. Podszedł, przedstawiając się z pełną powagą: "Bob Marley jestem". Sam poprosił, żebym zrobiła mu zdjęcia i przyniosła następnym razem, bo nie ma jeszcze ani jednego swojego zdjęcia. Opowiadał mi o sobie - mamie, która ciężko pracuje, młodszym rodzeństwie do utrzymania, ojcu, po którym ślad zaginął, kiedy zabrano go na posterunek policji. Marzył o wyjeździe do Ameryki, "bo wiesz, tam nie trzeba pracować, wszyscy są bogaci, więc zabrałbym i mamę i siostry i wszyscy bylibyśmy szczęśliwi". A jako zapłatę za fotki zaśpiewał mi chyba cały repertuar Marleya, tańcząc i robiąc całe show:)
Byłam tam za tydzień, z obiecanymi zdjęciami, ale jego nie było. Szukałam go całe tygodnie, niestety ślad po nim zaginął. Któryś z przesiadujących tam chłopców powiedział, że miał wypadek i był w szpitalu, ale nawet nie wiedział, którym i co się dalej z nim dzieje.
Mam nadzieję, że wyzdrowiałeś, Bobie Marleyu, i nadal zabawiasz turystów śpiewaniem piosenek.
Lotnico, przykro mi,że Twoje plany nie mogły zostać zrealizowane w zaplanowanym terminie, ale troszkę pocieszę Cię dwoma przysłowiami: "co się odwlecze to nie uciecze" , "nie ma tego złego, coby na dobre nie wyszło" i fraszką Leca: "nawet najdłuższa żmija mija".
OdpowiedzUsuńDo góry głowa Lotnico, niedługo znów zaświeci słońce. A o drodze 66 oglądałam program na Discovery, to kultowa droga, przez autorów programu pokazywana przez pryzmat...smaków serwowanych w przydrożnych zajazdach.
A zdjęcia są świetne, ja tam żadnych "szumów" nie widzę.
Miłego, ;)
;) po zdjęciach nie widać, że Ci tak byle jak :) jeśli nawet za oknem jest szaro (u mnie nawet trochę Słonko walczy :)) to z tych zdjęć bije ciepło... :)
OdpowiedzUsuńMimo wszytko uśmiechnij się:)
Piękny wpis osoby o wrażliwym sercu, piękne zdjęcia, do niektórych z nich można nawet miniopowieść dopisać. Wcale nie trzeba tam jechać, wystarczy popatrzeć na te twarze. Dzięki!
OdpowiedzUsuńA kłopotami się nie martw. Mądrzy ludzie mówią, że prawdziwie wartościowe i cenne sprawy więcej kosztują. Tyle, że płaci się "walutą cierpienia". Ale potem bardziej się je szanuje.
Pozdrowienia i - jak to mówią u Was - "keep smiling"!
Lotnico... piękny wpis, masz wielkie serce dziewczyno. Wiesz, niestety ludzie o takim sercu mają mały defekt, bardziej cierpią, bo więcej czują :)) Częściej dopada ich nostalgia i melancholia, jak Ciebie:) Ale czy nie warto mieć takie serce, by pokazywać ludziom TAKIE ZDJĘCIA i umieć wyrażać tak ładnie swoje odczucia. Trzymaj się ciepło u nas tez jesień weszła w kaloszach do ogrodów i stuka chłodem w szyby. Co do Solidarności, skocz do Magi na bloga, miałyśmy tam kilka dni temu wspólną wymianę myśli na temat sytuacji Polski i zachowań Polaków. Pozdrawiam Cię serdecznie:)
OdpowiedzUsuńJak się odgruzuję z roboty, to może tam radę opublikować dla Ciebie ten przepis na chleb z maszyny.:)
Kochani, dziękuję za słowa pocieszenia:) i cieszę się, że zdjęcia wam się podobały. Król Kurnika uważa, że powinnam założyć osobny blog o Egipcie, tyle mam zdjęć. No nie wiem, nie wiem, a kto będzie fugi szorował:-)))
OdpowiedzUsuńZdjecia sa piekne.
OdpowiedzUsuńDzieciece buzie,a ile w nich dojrzalosci.
Glowa do gory,jutro bedzie lepiej.
Maga, zawsze lubiłam portrety - fotografowanie krajobrazów jakoś mnie nie pociągało, ale twarze... są fascynujące. Jestem z natury podglądaczem - emocji, intymności.
OdpowiedzUsuńSwietnie Ci to wychodzi.
OdpowiedzUsuńMaga, dziękuję:)
OdpowiedzUsuń