Nareszcie blogspot zaczął działać, jak powinien.
I nareszcie przestało lać i grzmieć. Coś jest mocno poparane w tym roku z pogodą. Najstarsi szikagowscy górale z samiuśkiego Zakopanego nie pamiętają tak deszczowego i pochmurnego maja, tylu burz i tornad. Dzisiaj burza zaszczyciła i nas, waląc piorunami w parking pod naszym domem. Nie wiem, co też pioruny sobie akurat w tym miejscu upodobały, ale waliły raz za razem, rozbłyskując złotem, aż brzęczały szyby i trzęsły żyrandole. Po pierwszym potężnym walnięciu odłączyliśmy wszystk od wszystkich kabli, pomni na przypadek naszych znajomych, którym tydzień temu piorun walnął w dom tak nieszczęśliwie, że przeleciał po kablu od kablówki i spalił piękny, nowiutki telewizor. Duuuuuży telewizor. Drogi telewizor. Więc wyłączyliśmy wszystko i schowaliśmy się pod kołdrą, bo jak wiadomo, kołdra chroni przed wampirami, dziki bestiami, seryjnymi mordercami i oczywiście, piorunami. Pełna strachu, czy przeżyjemy ten żywioł, napisałam do mamy, co się dzieje. A ona, zamiast klepać zdrowaśki, żebyśmy jakoś przeżyli, odpisała mi beztrosko: "A u nas piękna pogoda, siedzimy i popijamy piwo".
I nareszcie przestało lać i grzmieć. Coś jest mocno poparane w tym roku z pogodą. Najstarsi szikagowscy górale z samiuśkiego Zakopanego nie pamiętają tak deszczowego i pochmurnego maja, tylu burz i tornad. Dzisiaj burza zaszczyciła i nas, waląc piorunami w parking pod naszym domem. Nie wiem, co też pioruny sobie akurat w tym miejscu upodobały, ale waliły raz za razem, rozbłyskując złotem, aż brzęczały szyby i trzęsły żyrandole. Po pierwszym potężnym walnięciu odłączyliśmy wszystk od wszystkich kabli, pomni na przypadek naszych znajomych, którym tydzień temu piorun walnął w dom tak nieszczęśliwie, że przeleciał po kablu od kablówki i spalił piękny, nowiutki telewizor. Duuuuuży telewizor. Drogi telewizor. Więc wyłączyliśmy wszystko i schowaliśmy się pod kołdrą, bo jak wiadomo, kołdra chroni przed wampirami, dziki bestiami, seryjnymi mordercami i oczywiście, piorunami. Pełna strachu, czy przeżyjemy ten żywioł, napisałam do mamy, co się dzieje. A ona, zamiast klepać zdrowaśki, żebyśmy jakoś przeżyli, odpisała mi beztrosko: "A u nas piękna pogoda, siedzimy i popijamy piwo".
Szlag mnie trafił.
Co za niesprawidliwość dziejowa, nieprawdaż. To my jesteśmy na tej samej szerokości geograficznej, co centralne Włochy a nie Mazury, leżące, jak wiadomo, dużo bliżej bieguna północnego, więc to my powinniśmy mieć piękną pogodę!!! Tym bardziej, że z okazji Memorial Day (Dnia Pamięci) mamy długi weekend i pamietam, jak rok temu wygrzewaliśmy się na plaży, paliliśmy ognisko i spaliśmy pod namiotami, ciesząc się piękną pogodą.
Ale burze to nie jedyne zmartwienie związane z pogodą ostatnimi czasy. Największym zmartwieniem są gwałtowne tornada, których w tym roku jest wyjątkowo dużo. Tylko w ciągu trzech dni, między 25 a 28 kwietnia, zanotowano aż 244 tornad (w sumie w kwietniu było ich aż 729)! Jedno z nich w ciągu 7,5 godziny przebyło trasę 380 mil (ponad 600 km), drugie zaś przeszło 132 mile (212 km) ale za to było szerokie na 1,25 mili! Dziesięć z nich miało prędkość między 166-200 mil/godzinę (267-322 km/godz) a trzy - ponad 200 mil/godzinę! Nie dalej, jak tydzień temu zrównało z ziemią miasteczko Joplin w Missoura, pozbawiając życia w ciągu kilku minut 139 duszyczek i sprawiając, że 100 kolejnych zaginęło a aż dziewięćset zostało rannych. To sporo jak na tutejsze warunki, gdzie system ostrzegania przed tornadami jest dobrze rozwinięty a ludzie doskonale wiedzą, jak się zachować. Oglądałam relację w tv i zaskoczył mnie iście stoicki spokój mieszkańców - jeden z nich, starszy mężczyzna, w drzazgach, które zostały z jego domu, szukał jedynie Biblii i obrączki żony. Powiedział, że reszta to tylko dobra materialne, które można zdobyć. To się nazywa hart ducha. Ale mieszkając w miejscu, gdzie tornada nie należą do rzadkości, takiego hartu chyba nabywa się z czasem.