niedziela, 26 sierpnia 2012

Biwak



Lubicie biwaki? Ja uwielbiam. Może częściowo dlatego, że jako wychwance Mazur, żyjącej gdzieś pomiędzy autostradami, lotniskiem a hałasem wielkiego miasta, tęskno mi za lasem, spokojem, śpiewem ptaków. Może dlatego, że nie lubię biernego wypoczynku - leżąc na kanapie po prostu n i e  w y p o c z y w a m. Coś takiego jak oglądanie telewizji (a raczej wybranego filmu z naszej bogatej filmoteki, bo napuszonych głów z telewizora po prostu nie znoszę i niemal nigdy nie oglądam) może dostarczyć mi rozrywki ale nie sprawia, że jestem wypoczęta. Dopiero kawałek lasu, kilka krzaków i jakiś ptak jazgoczący nad uchem sprawiają, że czuję się naprawdę zrelaksowana.

No więc ja kocham biwaki. Kocham amerykańskie pola namiotowe - świetnie przygotowane, zorganizowane, czyste (nooo z wyjątkami ale niewielkimi). Są przygotowane miejsca na ognisko, grille, stoły i ławy, gniazdka elektryczne, prysznice z gorącą (czasami nawet z wrzątkiem, jak się popsują) albo zimną wodą. Można kupić drewno na opał, lód do coolera a w pobliskim miasteczku na 99% da się kupić schłodzonego Żywca albo Lecha, jeśli ktoś tęskni za polskim piwem (ja nie tęsknię, nie po tym, jak się dowiedziałam, że dla zachowania pięknej żółtej barwy producenci polskiego piwa dodają do niego żółci jakiegoś zwierzęcia; fuj!!!), nie mówiąc już o innych rarytasach. Są szlaki do wędrówek, miejsca na pikniki i rednecki urządzające sobie po nocach wyścigi samochodowe po kepmingowych alejkach. Ach, żyć nie umierać:-)

Na tym kempingu było wyjątkowo cicho (poza incydentem z wyścigami w środku nocy i darciem mordy przez przedstawicieli lokalnej społeczności o akcencie jakby żywcem wyjętym z z  filmu jednego z poprzednich postów), przy czym mnie to w ogóle nie przeszkadzało - wykończona harówką w Kołchozie przespałam wszystko spokojnie jak dziecko. Nawet hiszpańskojęzyczni sąsiedzi byli wyjątkowo cisi, chociaż mieli ze sobą i dziatwę i psy. W odróżnieniu od sąsiadów na tym pamiętym biwaku.

Tamtem biwak był pamiętny z jeszcze jednego powodu. Jedni z naszych wyjątkowo głośnych sąsiadów mieli sympatyczny zwyczaj rozbierania się w namiocie do snu przy zapalonych wszystkich lampkach. Wyobraźcie sobie duży namiot, taki na wysokość dorosłego człowieka, rzęsiście oświetlony w środku ciemnego lasu a w środku dwoje ludzi rozbierających się do rosołu:-) Widać było wszystkie detale, szczególnie kiedy pan przysiadł w kucki, w szerokim rozkroku, przodem do nas. Pierwszego wieczoru nas to kompletnie zaskoczyło ale myśleliśmy, że się zorientują, że wszystko widać. Nie zorientowali. Drugiego wieczoru było to samo. Trzeciego rozsiedliśmy się jak w kinie, czekając na przedstawienie. I się nie zawiedliśmy. Wiem, mam paskudny charakter, bo pewnie wypadało iść i im powiedzieć, że cały biwak ich obserwuje a zamiast tego przednio się z Królem bawiliśmy:-) To była zemsta za darcie mordy całe dnie i wcale tego nie żałuję:-)

czwartek, 16 sierpnia 2012

Nadejszła wiekopomna chwila

Nadejszła ta wiekopomna chwila, kiedy chciałabym was wszystkich zaprosić w imieniu Króla na wirtualną podróż po Sydney. Podróż fantastyczną, bo ilustrującą i opisującą to miasto w najdrobniejszych szczegółach. Znajdziecie tam ciekawe historie i... pikantne zdjęcia, zapraszam więc gorąco. Miłej lektury:-)


wtorek, 14 sierpnia 2012

Bóg chodzi po wodzie jak aspiryna

Nie przepadam za amerykańskimi kościołami w Chicago, bo większość z nich wygląda jak stodoły. Tak samo zresztą jak większość tych, które obecnie buduje się w Polsce. Wielkie hale, bez charakteru i wyrazu, bez nastroju i atmosfery. Ale za to pasjami lubię tablice, które znajdują się przed kościołami. Znajdują się na nich najróżniejsze hasła i slogany, niektóre wprawiające w osłupienie, niektóre powodujące paroksyzmy śmiechu.

Potrzebujesz ratownika? Nasz chodzi po wodzie.

Bóg jest jak aspiryna Bayera. Czyni cuda.

Sox się modlą, Cubs mówią druga połowa - druga szansa.

Nie wiem, czy to drugie zdjęcie to raczej reklama Boga, czy aspiryny.
I nie wiem w końcu, czy Bóg chodzi po wodzie, czy bardziej jest jak aspiryna. A może chodząca po wodzie aspiryna?

W najbliższy weekend wybieramy się po raz n-ty pozwiedzać prowincję. Mam nadzieję, że a) nie zapomnę aparatu b) ktoś twórczy popisze się ciekawym komentarzem na przykościelnej tablicy c) uda mi się go uwiecznić wyżej wymienionym aparatem.

A tak na marginesie - wiedzieliście, że na szikagowską drużynę Cubsów (baseball) został rzucony urok przez właściciela kozy? Kiedy go - razem z pupilką - wyproszono ze stadionu, a było to w zamierzchłym roku 1945, rzucił przekleństwo na drużynę - miała nigdy nie wygrać rozgrywek World Series (ignorantka, nie wiem, dlaczego w nazwie pojawiaja się słowo "world", skoro grają tylko lokalne drużyny, ale może ktoś mi łaskawie pojaśni). No i nie wygrała. Odczynianie uroku przez przyprowadzanie kozy na stadion nie pomogło.
Lepiej nie podpadać właścicielom kóz, jak widać.

wtorek, 7 sierpnia 2012

Wojna wojenka

Nie wiem, jaki wy macie stosunek do wojen, prowadzonych współcześnie przez Amerykanów, ale moim zdaniem służą one tylko i wyłącznie interesom koncernów. To walka o ropę, rynki zbytu i interes sam w sobie, a nie żadna walka o wolność i demokrację, jak głosi tutejsza propaganda. I dlatego za każdym razem, kiedy widzę osiemnastoletnie dzieciaki w mundurach, łamie mi się serce. Są, według tutejszego prawa, ciągle za młode, żeby kupić sobie puszkę piwa. Ale nie są za młode, żeby ginąć za kraj, który nie ma żadnych skrupułów, aby wysłać ich na kolejną brudną wojnę. Każdy z nich wierzy, że walczy o rzekomo zagrożoną wolność Ameryki, bo tak naopowiadał mu rekruter wysłany do jego szkoły średniej; rekruter, który wie doskonale, jak uderzyć w patriotyczny ton i przekonać osiemnastolatka, że dać się zabić jeszcze przed dwudziestymi urodzinami, to najlepsza rzecz, jaką może zrobić dla swojej ojczyzny.

Niestety, na tę propagandę łapią się całe rzesze dzieciaków i niestety, takie mauzolea, jak to, które zwiedziliśmy któregoś lipcowego dnia, nie należą do rzadkości...

Na tablicach wypisano wszystkich pochodzacych z okolicy żołnierzy, poległych we współczesnych wojnach

Osobiste dedykacje

Taki młodziutki...


Tablica poświęcona bohaterskim żołnierzom, którzy oddali swe życie w konfliktach na Bliskim Wschodzie, broniąc wolności Ameryki.
Nóż mi się w kieszeni otwiera - jakiej wolności, do jasnej cholery??
Kolejna osobista dedykacja

Najbardziej łamiące serce miejsce - pusta tablica, przeznaczona na nazwiska kolejnych poległych...

Drugie mauzoleum w tym samym mieście
Drugie mauzoleum w tym samym mieście