Wiecie, co się robi w przypadku, kiedy nie posiada się polskiego ubezpieczenia na obczyźnie ani lokalnej insiury? A leczenie tutaj jest cholernie drogie, o czym przekonałam się na własnej skórze i portfelu mojej ubezpieczalni. Po godzinnej wizycie w szpitalu kilka tygodni temu dostałam rachunek od: dwóch lekarzy, laboratorium, czterech pielęgniarek i aparatu wykonującego EEG. No i największy - za samo siedzenie w gabinecie zabiegowym czy jak się to tam zwie.
Tak na marginesie, insiura to nowe słowo w moim słowniku, urocze, prawda? szczególnie że wymawia się je tak z polska, miękko; ale do rzeczy, o słownictwie na obczyźnie będzie innym razem.
No więc co robią rodacy, nie posiadający rzeczonej insiury a wymagający pomocy lekarskiej? Posiadają mianowicie doskonały patent na miganie się od płacenia rachunków za wizyty u lekarza.
Tak na marginesie, insiura to nowe słowo w moim słowniku, urocze, prawda? szczególnie że wymawia się je tak z polska, miękko; ale do rzeczy, o słownictwie na obczyźnie będzie innym razem.
No więc co robią rodacy, nie posiadający rzeczonej insiury a wymagający pomocy lekarskiej? Posiadają mianowicie doskonały patent na miganie się od płacenia rachunków za wizyty u lekarza.
- Wiesz, jak to jest - idziesz do lekarza i podajesz fałszywy numer telefonu i adres. I niech se wysyłają rachunki - pouczyła mnie doświadczona koleżanka.
No, to wszystko jasne.
Witaj, a potem wszyscy nie mogą pojąć, dlaczego my jednak musimy mieć wizy,a inne nacje nie.U nas ostatnio to i tak w większości przypadków ubezpieczenie jest tak jakby rzeczą mało wykorzystywaną, bo np. do końca roku nie można się dostać do: kardiologa, endokrynologa, nefrologa i kilku jeszcze specjalistów, więc się idzie na prywatną wizytę, która kosztuje od 120 -500 zł, w zależności od stopnia wykształcenia lekarza. Ale u nas płacisz "na dzień dobry" . Nie wypuszczą cię z gabinetu bez uiszczenia opłaty.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Przestaję się powoli dziwić, dlaczego postrzegają nas tak, a nie inaczej. Ale wstyd:(
OdpowiedzUsuńTak, tak. Polak potrafi. Szkoda, że najlepiej wychodzi nam mataczenie i krętactwo...
OdpowiedzUsuńA czy była tam też maszyna która robiła "Ping"?
OdpowiedzUsuńI jeszcze rzucanie mięsem. Też rodakom ślicznie wychodzi.
OdpowiedzUsuńByło dużo maszyn, które robią "ping" ale od żadnej jeszcze nie dostałam rachunku:-)
OdpowiedzUsuńno własnie ja nie mam "inśury" ani innego ubezpieczenia, a od 3 miesiecy regularnie bywam w szpitalu. pamiętam, że jak jechałam na Ostry Dyżur, to kolega mi 'radził" żebym swojego numeru Social im nie podawała, tylko powiedziała że nie mam. a może nie jedna ewa m. jest w szikagowie.... też "dobra" rada, co...
OdpowiedzUsuńja podałam swoje normalne dane. numer SS też. jak pytali mnie ile zarabiam tygodniowo to wpisałam - pani przy biureczku sie pewnie zatstanawiała jak z tego mozna dziennie wyżyć, a nie tygodniowo.... ale zaraz mi powiedziała, że bez kombinowania moge poprosić o rozłożenie kosztów leczenia na raty a nawet moga mi umożyć sporo, bo mało zarabiam.
ale jak ktoś nie może się dogadać i woli kombinować - nic nie poradzimy.
ostatnio takich dwóch siedziało ze mną w poczekalni. przechwalać się w temacie który miał więcej promili we krwii jak go przywieźli na izbę przyjęć to umieli - ale jak doszło do wizyty u lekarza, to trzeba było czekać na tłumacza....
wstyd... i nic już nie dziwi.
pozdrawiam!
W sumie nie wiem czemu oni tacy wredni:) Jak patrzę na swojeo od lat, a lekarz niestety, to tak mnie czasem wkurza, że zapeklowałabym go:)
OdpowiedzUsuńEvek, dopóki tu nie przyjechałam, nie mogłam zrozumieć, dlaczego mają o nas taką złą opinię. Teraz już niestety rozumiem ale za to nie bardzo rozumiem ludzi, którzy na nią pracują. Naprawdę ich to nie obchodzi?
OdpowiedzUsuńA sobotnie "Polish Drinking Clubs" w szpitalach są przecież znane - rodacy się popiją, połamią a potem ich zwożą do wytrzeźwienia, poskładania i pozszywania.
A ja tak sobie nieśmiało marzę, że któregoś dnia się obudzę, pójdę do sklepu i tam na dźwięk polskiego akcentu sprzedawczyni się nie skrzywi a uśmiechnie się z sympatią:-) Ot, takie marzenia - ściętej głowy:)
Butterfly - może ten zawód takich wrednych przyciąga?:-)
A z drugiej strony ten Twój chyba jednak nie taki wredny, skoro patrzysz na niego od lat i ciągle nie zapeklowany:)))))))
no widzisz 'lotnica', to tak, jak moja rodzina w PL się zastanawia dlaczego ja tak rodaków tutaj nie lubie i mam o nich złe zdanie (oczywiście są wyjątki, ale niewiele)...
OdpowiedzUsuńtrzeba przyjechać i niestety zobaczyć!
ale na szczęście są te wyjątki! :O)
Którykolwiek znajomy się nie odezwie do mnie z dalekiego świata to słyszę, że od rodaka za granicą trzymać trzeba się z dala.
OdpowiedzUsuńJa czasem trzymałabym się z dala i od tych tu na miejscu.
A lekarze..? Ja zmieniłam zoz na nzoz. W kolejkach nie stoję, ale dostaję czkawki jak przede mną wchodzi pacjentka w wieku starszym "tylko po receptę". I słyszę przez drzwi, jak zaczyna swoje stękane opowieści. Siedzi cztery razy dłużej, niż ja - chora. I jestem przez to jeszcze bardziej chora.
Lotnico - wskocz do mnie, na blog - tam czeka zadanie. Na poprawę humoru.
Evek, szkoda tylko, że ty wyjątki giną w masie tych... hm hm żeby się nie wyrażać brzydko... nie dbających o opinię.
OdpowiedzUsuńKurko, pracowałam kilka lat w Egipcie i Tunezji i tam Polacy słynni byli z kopania pod sobą dołków i podkładania świń innym Polakom. Zawistni i zazdrośni wobec siebie. Ale opinię wśród tubylców mieli nienajgorszą, jako pracowici i uczciwi ludzie. Tutaj z kolei znani są jako pijacy, nieroby i kanciarze. I - stwierdzam z ogromną przykrością - jest to opinia zasłużona:(
A co do babć w kolejkach rozmaitych:) nie wiem, czy śmiać się, czy rwać włosy z głowy.