Wstawanie o piątej rano ma niewątpliwie wiele zalet. Tylko jeszcze nie wiem, jakie.
Może takie, że człowiek potem jest nieprzytomny przez cały dzień i nawet wkurzający sąsiedzi go nie wkurzają? Mamy tu dużo wkurzających sąsiadów. Nad nami mieszka kobieta, która zwykła robić pranie w środku nocy, nastawiając podwójnie mocne i potrójnie długie wirowanie. Musicie wiedzieć, że w naszym budynku nie wolno mieć pralek (ups, chyba ją zakablowałam?:-) ). Mamy tu taką radę budynku, składającą się z Bardzo Wynudzonych Staruszków, którzy nie mają w życiu nic innego do roboty, jak uprzykrzanie życia sąsiadom. Staruszki ustanowiły Regulamin. Regulamin zabrania wielu rzeczy. Nie wolno nic trzymać na balkonie. Nie wolno suszyć prania na balkonie. Nie wolno posiadać pralki w mieszkaniu. Nie wolno trzymać dużych zwierząt. Zwierzętom nie wolno wydawać odgłosów po 22:00. Nie wolno wynajmować swojego własnego mieszkania. Nie wolno też wielu innych rzeczy.
Niestety, takie rady - budynków, osiedlowe, są przekleństwem i zmorą imigrantów z krajów normalnych, tzn takich, w których nikt ci nie mówi, jakie kwiatki możesz sadzić w ogródku, na jaki kolor masz pomalować płot i jaki kształt nadać tujom, rosnącym przed domem. Dla Amerykanów, karnego i potulnego społeczeństwa (oni mają w sobie więcej z niemieckich przodków, niż przypuszczają), nie stanowi to większego problemu. Masz w ogródku sadzić tylko pomarańczowe kwiatki? Posadzą. Masz wyciąć swoje drzewka na kształt zajęcy? Wytną. Masz pomalować płot w krateczkę? Zapytają, jakie szerokie mają być paski i o wielkość kwadracików. Dla całej normalnej reszty jest to zmorą i przekleństwem.
No więc nasza rada zabroniła pralek. Wszyscy się zastosowali. Pani z góry nie. A ponieważ boi się, że ktoś ją zakabluje, nie pierze w dzień. Pierze w środku nocy. A my mamy pecha mieć łazienkę pod jej łazienką, owa łazienka bezpośrednio przylega do naszej sypialni, więc słyszymy każde uderzenie wirującej maszyny.
Ale to jeszcze nic.
Pani bowiem ma taki miły zwyczaj - lubi prezentować latem swe krągłości każdemu, kto akurat ma pecha znajdować się na parkingu przed domem. Wychodzi na balkon w samej bieliźnie - gigantycznych majtasach, gigantycznym staniku, stanowiąc łakomy kąsek dla wszystkich okolicznych zboczeńców. Jednak nie jej bielizna i upodobanie do ekshibicjonizmu jest największym problemem, bo jak wiecie, lato się skończyło i w końcu można pokonywać dystans samochód - drzwi bez zamykania oczu. Największym problemem jest szuranie.
Tak tak, szuranie. Nie wiem, co ona szura. Nie wiem, czym szura. Wiem tylko, że robi to zawsze o dziwnych porach - w środku nocy, we wczesne sobotnie poranki, kiedy człowiek akurat przewraca się w najlepsze, rozkoszując brakiem obowiązków i możliwością pospania do południa. I zawsze jest to szuranie, przypominające dźwiękiem przesuwanie wypełnionej po brzegi gdańskiej, trzydrzwiowej szafy. Coś potwornie ciężkiego, wydającego bardzo głośne odgłosy szurania. Odgłosy zdolne obudzić z najgłębszego snu. Bardzo wkurzające odgłosy.
Mamy z Panem i Władcą (tak kazał się publicznie tytułować Towarzysz Życia - chce zrobić wrażenie na kolegach, że niby taką władzą się w domu cieszy; niech mu będzie, co mi szkodzi - i tak wiemy, kto tu urządzi, no nie?:-) ) taką teorię, w właściwie dwie. Ponieważ pani jest a) słusznych a nawet b a r d z o słusznych rozmiarów i b) nader kochliwa albo po prostu lubi randkować, bo co tydzień wraca w piątkowe noce a raczej sobotnie wczesne poranki z innym panem, to być może jest też seryjną morderczynią. Bo nikt nigdy nie widział tych panów opuszczających dom. Pani rozmiarów słusznych, panowie również, więc takie potężne ciała musiałyby szurać. Zarówno w całości jak i rozczłonkowane, szurałyby niewątpliwie.
Druga teoria głosi, że Wiadoma Mysz po zmasowanym ataku Oddziału Mopowego zwiała na górę. I teraz pani odsuwa meble i ją gania.
To chyba bym wolała, żeby mysz u nas została. Przynajmniej mielibyśmy porządek w szafach:-)
Drugi z wkurzających sąsiadów to Kakofon. Kakofon mieszka wprawdzie po drugiej stronie budynku, ale wchodzi drzwiami, które znajdują się pod naszymi oknami. Kakofon, jak sama nazwa wskazuje, jest istotą nader głośną. Jak wydaje dźwięk, drżą szyby w oknach, dzwonią kieliszki i podskakują sztućce. No i Kakofon jest osobą nader towarzyską, lubiącą sobie ucinać pogawędki z sąsiadami przed domem. Potwornie głośne pogawędki, doskonale słyszalne nawet dla osób, mieszkających po drugiej stronie budynku, o czym dowiedziałam się kiedyś przez przypadek, podsłuchując rozmowę dwóch pań w pralni. Kakofon stoi pół godziny i tak gada, że zagłusza nasz telewizor, nastawiony na maksymalną głośność. Kakofona słychać na parkingu odległego supermarketu, o czym sama niedawno się przekonałam. Współczuję ludziom mieszającym obok i nad nim.
Jak nic kiedyś przez przypadek wyleje mi się wrzątek przez okno, prosto na jego łeb.
No a teraz przechodzimy do najlepszego, czyli Naszych Ulubionych Sąsiadów, pieszczotliwie zwanych Cymbałami. Na rodzinę Cymbałów składa się mama, pracująca po nocach, córka, która na swoją wypasioną furę zarobiła grą w pornolach i synek - dwudziestoparolatek, który nigdy w życiu żadną pracą się nie skalał, żyjący z zasiłku i Bóg wie, czego jeszcze. Podejrzewamy, że ma żółte papiery i za to dostaje dodatkowe pieniądze z naszych podatków. Są też dwa cymbały dochodzące a mianowicie chłopak córki i dziewczyna synalka.
Cymbały mieszkają bezpośrednio pod nam. Na parterze znaczy, z bezpośrednim wyjściem na trawnik, co jest naszą największą zmorą. Bo Cymbały zwykły urządzać sobie na trawniku, pod naszymi oknami, głośne imprezy do białego rana. Kilka razy w tygodniu. Imprezy połączone z chlaniem, popalaniem i grillowaniem. Uwielbiam dym z grilla, szczególnie jak pachną nim wszystkie nasze ubrania. Pościel. Tapicerka kanap. Albowiem Cymbal nie ogranicza się do grillowania li i jedynie jedzenia. Cymbał poza trzema grillami ma jeszcze koksownik, w którym pali śmieci. Wiecie, to co akurat ma w koszu - odpadki organiczne, nieorganiczne i cholera wie co jeszcze. Uroczo pachnie. Pewnie ci, którzy mieszkają w pobliżu domków jednorodzinnych, których właściciele mają zwyczaj palić zimą w piecach śmiechami, wiedzą o czym mówię. Smród nie do wytrzymania. No więc Cymbał, jako osoba niepracująca, wyciąga swój koksownik kilka razy dziennie i merda w nim pogrzebaczem, paląc co akurat mu wpadnie w rękę. Plastikowe pojemniki? A proszę. Kawałki tapicerki? Czemu by nie? Skórę ze starej kanapy? A juści. Po co wyrzucać. Śmietnik jest przecież zdecydowanie za daleko, całe 20 metrów dalej.
Ale to jeszcze nie jest najgorsze. Cymbał popala też osobiście środki nie do końca legalne. A żeby nie czuć było smrodu, rozpyla w domu różne dziwne zapaszki, które wędrują do góry. I nawet nie da się na niego zakablować policji, bo zanim wejdą, zdążyłby cały zapasik spuścić w toalecie.
Ale to jeszcze nie jest najgorsze.
Cymbał lubi rzucać petardy w środku nocy na parking pod domem. Rzuca i ucieka, żeby nie było wiadomo, że to on.
Ale i to nie jest jeszcze najgorsze.
Bo najgorsze jest, że Cymbał ma bardzo głęboką, osobistą relację ze swoim samochodem. Wiecie, jak to kochanek z kochanką, muszą się czasami w nocy dotknąć, przytulić, Cymbał też odczuwa potrzebę takiej bliskości. A żeby nie wychodzić na parking, bierze pilot do samochodu i naciska guzik. Ten od alarmu.
Alarm wyje - w zależności od tego, jak bardzo Cymbał tęsknił - od kilku sekund do kilkunastu minut. O najróżniejszych porach - wieczorami, w środku nocy, nad ranem.
I nie, nie da się z Cymbałem oraz jego miłością do auta i dragów nic zrobić. Jego rodzina nie reaguje, co więcej, sama go wspiera w tych działaniach, paląc jednego szluga za drugim jak dzień długi, prosto pod naszymi oknami, uczestnicząc w głośnych imprezach. Policja nic nie zrobi. Sąsiedzi nic nie zrobią. Jakiś czas temu ktoś się wkurzył i zaczął po każdym włączonym alarmie, rzuconej petardzie czy wyjątkowo głośnej popijawie przebijać mu opony. Wybijać szyby. Myślicie, że to coś dało? Nic nie dało. Cymbal z niezmąconym spokojem wymieniał uszkodzone części i dalej wył. Obawiam się, że to było zbyt subtelne, jak na niego.
Znacie jakiegoś mordercę do wynajęcia?
I tak sobie żyjemy tutaj, w tym pięknym Szikagowie, jak jedna wielka, szczęśliwa rodzina - Pani Szurająca, Kakofon, Rodzina Cymbałów i my.