sobota, 28 sierpnia 2010

Dlaczego lekarze nas nie lubią

Wiecie, co się robi w przypadku, kiedy nie posiada się polskiego ubezpieczenia na obczyźnie ani lokalnej insiury? A leczenie tutaj jest cholernie drogie, o czym przekonałam się na własnej skórze i portfelu mojej ubezpieczalni. Po godzinnej wizycie w szpitalu kilka tygodni temu dostałam rachunek od: dwóch lekarzy, laboratorium, czterech pielęgniarek i aparatu wykonującego EEG. No i największy - za samo siedzenie w gabinecie zabiegowym czy jak się to tam zwie.

Tak na marginesie, insiura to nowe słowo w moim słowniku, urocze, prawda? szczególnie że wymawia się je tak z polska, miękko; ale do rzeczy, o słownictwie na obczyźnie będzie innym razem.

No więc co robią rodacy, nie posiadający rzeczonej insiury a wymagający pomocy lekarskiej? Posiadają mianowicie doskonały patent na miganie się od płacenia rachunków za wizyty u lekarza.
- Wiesz, jak to jest - idziesz do lekarza i podajesz fałszywy numer telefonu i adres. I niech se wysyłają rachunki - pouczyła mnie doświadczona koleżanka.

No, to wszystko jasne.

12 komentarzy:

  1. Witaj, a potem wszyscy nie mogą pojąć, dlaczego my jednak musimy mieć wizy,a inne nacje nie.U nas ostatnio to i tak w większości przypadków ubezpieczenie jest tak jakby rzeczą mało wykorzystywaną, bo np. do końca roku nie można się dostać do: kardiologa, endokrynologa, nefrologa i kilku jeszcze specjalistów, więc się idzie na prywatną wizytę, która kosztuje od 120 -500 zł, w zależności od stopnia wykształcenia lekarza. Ale u nas płacisz "na dzień dobry" . Nie wypuszczą cię z gabinetu bez uiszczenia opłaty.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Przestaję się powoli dziwić, dlaczego postrzegają nas tak, a nie inaczej. Ale wstyd:(

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, tak. Polak potrafi. Szkoda, że najlepiej wychodzi nam mataczenie i krętactwo...

    OdpowiedzUsuń
  4. A czy była tam też maszyna która robiła "Ping"?

    OdpowiedzUsuń
  5. I jeszcze rzucanie mięsem. Też rodakom ślicznie wychodzi.

    OdpowiedzUsuń
  6. Było dużo maszyn, które robią "ping" ale od żadnej jeszcze nie dostałam rachunku:-)

    OdpowiedzUsuń
  7. no własnie ja nie mam "inśury" ani innego ubezpieczenia, a od 3 miesiecy regularnie bywam w szpitalu. pamiętam, że jak jechałam na Ostry Dyżur, to kolega mi 'radził" żebym swojego numeru Social im nie podawała, tylko powiedziała że nie mam. a może nie jedna ewa m. jest w szikagowie.... też "dobra" rada, co...

    ja podałam swoje normalne dane. numer SS też. jak pytali mnie ile zarabiam tygodniowo to wpisałam - pani przy biureczku sie pewnie zatstanawiała jak z tego mozna dziennie wyżyć, a nie tygodniowo.... ale zaraz mi powiedziała, że bez kombinowania moge poprosić o rozłożenie kosztów leczenia na raty a nawet moga mi umożyć sporo, bo mało zarabiam.

    ale jak ktoś nie może się dogadać i woli kombinować - nic nie poradzimy.

    ostatnio takich dwóch siedziało ze mną w poczekalni. przechwalać się w temacie który miał więcej promili we krwii jak go przywieźli na izbę przyjęć to umieli - ale jak doszło do wizyty u lekarza, to trzeba było czekać na tłumacza....

    wstyd... i nic już nie dziwi.
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  8. W sumie nie wiem czemu oni tacy wredni:) Jak patrzę na swojeo od lat, a lekarz niestety, to tak mnie czasem wkurza, że zapeklowałabym go:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Evek, dopóki tu nie przyjechałam, nie mogłam zrozumieć, dlaczego mają o nas taką złą opinię. Teraz już niestety rozumiem ale za to nie bardzo rozumiem ludzi, którzy na nią pracują. Naprawdę ich to nie obchodzi?
    A sobotnie "Polish Drinking Clubs" w szpitalach są przecież znane - rodacy się popiją, połamią a potem ich zwożą do wytrzeźwienia, poskładania i pozszywania.
    A ja tak sobie nieśmiało marzę, że któregoś dnia się obudzę, pójdę do sklepu i tam na dźwięk polskiego akcentu sprzedawczyni się nie skrzywi a uśmiechnie się z sympatią:-) Ot, takie marzenia - ściętej głowy:)

    Butterfly - może ten zawód takich wrednych przyciąga?:-)
    A z drugiej strony ten Twój chyba jednak nie taki wredny, skoro patrzysz na niego od lat i ciągle nie zapeklowany:)))))))

    OdpowiedzUsuń
  10. no widzisz 'lotnica', to tak, jak moja rodzina w PL się zastanawia dlaczego ja tak rodaków tutaj nie lubie i mam o nich złe zdanie (oczywiście są wyjątki, ale niewiele)...
    trzeba przyjechać i niestety zobaczyć!

    ale na szczęście są te wyjątki! :O)

    OdpowiedzUsuń
  11. Którykolwiek znajomy się nie odezwie do mnie z dalekiego świata to słyszę, że od rodaka za granicą trzymać trzeba się z dala.
    Ja czasem trzymałabym się z dala i od tych tu na miejscu.
    A lekarze..? Ja zmieniłam zoz na nzoz. W kolejkach nie stoję, ale dostaję czkawki jak przede mną wchodzi pacjentka w wieku starszym "tylko po receptę". I słyszę przez drzwi, jak zaczyna swoje stękane opowieści. Siedzi cztery razy dłużej, niż ja - chora. I jestem przez to jeszcze bardziej chora.
    Lotnico - wskocz do mnie, na blog - tam czeka zadanie. Na poprawę humoru.

    OdpowiedzUsuń
  12. Evek, szkoda tylko, że ty wyjątki giną w masie tych... hm hm żeby się nie wyrażać brzydko... nie dbających o opinię.

    Kurko, pracowałam kilka lat w Egipcie i Tunezji i tam Polacy słynni byli z kopania pod sobą dołków i podkładania świń innym Polakom. Zawistni i zazdrośni wobec siebie. Ale opinię wśród tubylców mieli nienajgorszą, jako pracowici i uczciwi ludzie. Tutaj z kolei znani są jako pijacy, nieroby i kanciarze. I - stwierdzam z ogromną przykrością - jest to opinia zasłużona:(
    A co do babć w kolejkach rozmaitych:) nie wiem, czy śmiać się, czy rwać włosy z głowy.

    OdpowiedzUsuń