sobota, 11 września 2010

Uczeń przerasta mistrza, czyli wielki bal u szatana

"(...) proszę spojrzeć tam, w lewo, na pierwsze skrzypce i proszę skinąć, tak aby każdy pomyślał, że właśnie jego pani dostrzegła. Tu są same światowe sławy. O, ten, za pierwszym pulpitem, to Vieuxtemps!... Tak, świetnie... A teraz dalej!
- Kto dyryguje - zawołała Małgorzata, odlatując.
- Johann Strauss! - wrzasnął kocur. - I niech mnie powieszą na lianie w tropikalnym lesie, jeśli kiedykolwiek na jakimkolwiek balu grała już taka orkiestra! Osobiście ich zapraszałem! I proszę zwrócić uwagę, że ani jeden nie zachorował, ani jeden nie odmówił!" 


Szatanowi nikt nie odmiawia, czyli ostatni etap zwiedzania House on the Rock. 
Na zdjęciu jedna z kilku ekspozycji.

Wielki bal u szatana - tak właśnie nazwałabym ostatnią część House on the Rock. Stworzoną już przez następnego właściciela obiektu, ale wcale nie ustępującą mu charakterem i nastrojem. Doskonale komponującą się z resztą, równie przerażającą. 
Najbardziej imponująca rozmiarami część to browar, do którego wchodzimy najpierw. Swojski browar, ale zupełnie nie-swojskie miejsce. Wysokie na trzy piętra, z piętrzącymi się maszyneriami, kotłami, zegarami, wszystko to otoczone siatką ramp, z zaułkami, w których można się zgubić, szczególnie że - jak zwykle - panują tu ciemności, rozpraszane nielicznymi lampkami, strategicznie rozmieszczonymi. Strategicznie - aby oświetlać co bardziej dziwaczne elementy scenografii - a to kolekcję kufli z twarzami potworów, a to żebraka, cierpiącego na trąd, a to kobietę z martwym niemowlęciem na ręku. Mamy tu całą galerię dziwacznych postaci i stworów, przemyślnie ukrytych wśród nagich konarów drzew i wyglądających na nas w zupełnie nieoczekiwanych momentach, z zupełnie nieoczekiwanych miejsc. Nad wszystkim wiszą gigantyczne żyrandole, z całą masą czerwonych lampek, które jednak nie rozpraszają panującego tu półmroku, ale dodają mu jeszcze nastroju grozy.
Oczywiście nie może zabraknąć maszyn samogrających oraz gigantycznych organów, wygrywających nastrojowe melodie; oczywiście nastrojem idealnie wpisujące się w to niezwykłe miejsce. A gdybyście zapytali mnie, z czym najbardziej kojarzy mi się ta dziwaczna ekspozycja, odpowiedziałabym, że z wizją piekła, w którym koszmar goni koszmar albo z jednym z tych domów z horrorów, z których nie ma ucieczki.












Na dole znajduje się kolejny fragment XIX-wiecznej uliczki, z nie mniej fascynującymi eksponatami.


W tym samym budynku znajduje się jeszcze kilka innych ekspozycji - między innymi kolejna karuzela, ogromna kolekcja broni, domków dla lalek i samych lalek, ekspozycja poświęcona cyrkowi, pokazana już wyżej ogromna orkiestra. 










A poniżej jeszcze kilka cudeniek, które widzieliśmy po drodze.



Kolekcja samochodzików...


... samolotów...

...dziwacznych maszyn...


...i motyli.

Wyszłam stamtąd z prawdziwą ulgą. Być może was nie przeraziłoby to miejsce tak bardzo, jak mnie. Być może stwierdzilibyście, że to tylko nieszkodliwy maniak i jego kolekcja. Być może to tylko moje przewrażliwienie, wywołane nadmiarem horrorów, oglądanych w dzieciństwie. Nie wiem. Sama nie wiem, co mam sądzić o tym miejscu. Jeśli będziecie mieli kiedyś okazję - jedźcie, ale najlepiej w środku tygodnia, żeby ominąć tłumy rozwrzeszczanych rodziców z bezstresowo wychowanymi dziećmi, która walą tam w weekendy i święta i najlepiej wcześnie rano. Wtedy, w kompletnej pustce i niemal kompletnej ciemności, odwiedźcie niesamowity świat Alexa Jordana i jego następcy. I sami oceńcie - wizjoner czy szaleniec.

5 komentarzy:

  1. Takie to trochę psychodeliczne... Ale odwiedziłabym, świetne zdjęcia można zrobić (jak widać u Ciebie :) ) Pozdrawiam niedzielnie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Do naprawdę dobrych zdjęć byłby potrzebny statyw, tam jest niestety za ciemno na zdjęcia z ręki. A miejsce rzeczywiście psychodeliczne:-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Robi wrażenie. Kocham "Mistrza i Małgorzatę"
    Otulam jesiennie :***
    Zaglądam zawsze, choć nie zawsze ślad zostawiam. . . .

    OdpowiedzUsuń
  5. "Mistrza i Małgorzata" to jedna z moich ulubionych książek, nigdy się nie nudzi, choćby czytana była dziesiątki razy:)

    OdpowiedzUsuń