poniedziałek, 1 listopada 2010

Halloween

Wiem, że to głupie, ale zawsze chciałam zobaczyć prawdziwe Halloween. Ponieważ od dziecka byłam wielbicielką makabry (no, w końcu wychowałam się na horrorach o Freddim Krugerze), święto to przemawiało do mojej wyobraźni jak mało które. I choć nie jestem zwolenniczką przeszczepiania obcych świąt do Polski i na przykład Walentynki z ich cukierkowatością robią na mnie jak najgorsze wrażenie (przepraszam wielbicieli walentynek, ale jakoś nie mogę się do nich przekonać), o tyle zwyczaj wystawiania przed dom trumien, umieszczania wisielców na okolicznych drzewach czy oblepiania domów gigantycznymi pajęczynami uważam za fajny. Jakie pole do wyobraźni! Jaka możliwość wykazania się kreatywnością! I jaka frajda dla dzieciaków, które mogą pobawić się razem z rodzicami, dekorując dom no i raz do roku bezkarnie domagać się od wszystkich słodyczy.

Więc, choć wiem jak to brzmi z ust osoby posuniętej w latach ale i ja cieszyłam się na wczorajsze święto:-) no wiem, wiem, ale co ja poradzę, że ciągle we mnie siedzi dzieciak, który uwielbia takie zabawy? Już od kilku dni marudziłam Towarzyszowi Życia, żebyśmy po zmroku pojeździli po okolicy, obejrzeć dekoracje. Wybraliśmy się w piątek, ale nie zobaczyliśmy ich wiele, tylko kilka domów było naprawdę ładnie udekorowanych. Żadnych trumien. Cholercia.
Drugie podejście zrobiliśmy wczoraj, kiedy nasi znajomi zaprosili nas na wspólne zbieranie cukierków:-)  nam oczywiście nikt by nie dał:-) ale i tak frajdą było popatrzeć na synka znajomych i ich dwie małe bratanice, które wyciągały łapki po łakocie:-) A już po zmroku, w drodze powrotnej, objechaliśmy okolicę i  bingo! Były trumny, hrabia Dracula, czaszki i pająki:-) Wisielce, kościotrupy i duchy tańczył na wietrze a na małych cmentarzach leżały otwarte trumny. Jednak Towarzysz Życia mówi, że w tym roku dekoracje są wyjątkowo skromne. Kryzys, panie, kryzys...

Halloween (a właściwie All Hallows' Eve, bo taką nazwę pierwotnie nosiło) nie jest oryginalnie amerykańskim świętem, jak się zwykło uważać. I choć w dzisiejszych czasach najbardziej popularne jest właśnie tutaj, to jego historia sięga daleko wstecz, obchodzone było już bowiem dwa tysiące lat temu na terenie dzisiejszej Anglii, Walii, Szkocji i Irlandii. Zamieszkujące te tereny celtyckie plemiona 31 października obchodziły święto Samhain (choć historycy dopatrują się również związków z rzymskim świętem Pomony, bogini owoców i nasion lub świętem zmarłych, zwanym Parentalia; podobne święto było obchodzone również przez starożytne plemię Bretonów i znane jako Calan Gaeaf). Był to szczególny dzień, bowiem o zachodzie słońca kończyło się według staroceltyckiego kalendarza lato, którego koniec zbiegał się z końcem roku. Natomiast następnego dnia o świcie zaczynała się zima i jednocześnie kolejny rok. Był to dzień gromadzenia zapasów, zabijania żywego inwentarza i przygotowywania pokarmów na nadchodzące ciężkie, zimowe miesiące.
Ale dzień ten był szczególny z jeszcze jednego powodu. Celtowie wierzyli, że pomiędzy zachodem a wschodem słońca, w czasie "niczyim", nie należącym ani do starego ani do nowego roku, zacierała się granica pomiędzy światem żywych i umarłych. Ziemię więc nawiedzały wszelkiej maści duchy - zarówno dobre, jak i złe. Dobre duchy witano i zapraszano do domów, jednak złe należało odstraszyć. Historycy uważają, że temu właśnie miały służyć dziwaczne przebrania i groźne maski, które przywdziewano wraz z zachodem słońca. Tego dnia również wygaszano wszelkie paleniska w ludzkich siedzibach, aby złe duchy, zwabione ich światłem, nie mogły nawiedzać domostw. Palono za to ogromne ogniska, do których wrzucano kości zabitych tego dnia zwierząt oraz składano ofiary bogowi Samhain, władcy świata umarłych. Celtyccy kapłani chodzili w tym czasie od domu do domu domagając się jedzenia. Odmowa była równoznaczna z przeklęciem mieszkańców i narażeniem domu na nękanie ze strony złych duchów.

Ten ciekawy zwyczaj został przywieziony do Ameryki przez irlandzkich imigrantów na początku XIX wieku i obchodzony jest do dnia dzisiejszego (choć jako pogański potępiany przez kościół katolicki). Nieodłącznym symbolem Halloween jest tzw. Jack-o'-lantern, lampa zrobiona z wydrążonej dyni z lampką, wstawianą w środek, która miała symbolizować błędne ogniki, uważane za dusze zmarłych.
Zwyczaj robienia lamp narodził się w Irlandii i ma związek ze starą legendą o Jacku – pijaku i włóczędze, który namówił diabła, żeby wszedł na drzewo, następnie wyciął w pniu krzyż, co uniemożliwiło szatanowi powrót na ziemię. Kiedy Jack umarł, nie mógł pójść do nieba wskutek swoich grzechów, ale nie chciano go także przyjąć do piekła, gdyż przechytrzył diabła. Diabeł podarował mu za to znicz umieszczony w wydrążonej rzepie, aby mógł oświetlać sobie drogę w wiecznej wędrówce w ciemnościach. We współczesnej Ameryce rzepę zastąpiła większa od niej dynia.
 A to już dekoracje na Halloween za dnia...







I po zmroku...



















11 komentarzy:

  1. Tak, tak, to Celtowie narozrabiali ;)
    U nas raczej tylko dyniowo i mnóstwo "żywych trupów" dokoła ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dyniogłowych niestety w Polsce nie brakuje:(

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajnie,że napisałaś ten post o genezie Halloween, bo u nas wszyscy niemal są przekonani o "amerykańskich korzeniach" tych obrzędów.A dekoracje zabawne i pomysłowe.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Anabell, w swojej ignorancji też myślałam, że to rdzennie amerykańskie święto:-)))

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja to nawet wyczytalam, ze "to hamerykanskie swieto zabiera blask polskim zaduszkom, ktore sa swietem zadumy" Troche nie bardzo rozumiem jak to moze hamerykanskie swieto tak "zabrac" blask jakiemus swietu obchodzonemu po drugiej stronie oceanu? tak zupelnie bez udzialu mieszkancow tamtego kraju, ktorzy powinni sie rozkoszowac zaduma. No ale ja to wiele rzeczy nie rozumiem:)))) Pieknie opisalas, sliczne dekoracje i bardzo mi sie to swieto podoba. Wrecz czuje sie zawiedziona, ze tak niewiele dzieciakow ostatnio chodzi po domach, lata temu to siedzialam caly dzien na progu z wiadrem slodyczy i nawet do lazienki trudno bylo wyskoczyc, a przez ostatnie kilka lat z miski slodyczy zostaje polowa. Dzieci garstka:((

    OdpowiedzUsuń
  6. Odebrało blask polskim zaduszkom??? A co to za kuriozum? Jak ktoś chce świętować zaduszki, to sobie poduma na cmentarzu, jak ktoś chce przebrać się za wampira i iść się bawić, to pójdzie. Nikt nikogo nie zmusza, więc co to za "odbieranie blasku"?? Ja też nie rozumiem, przyznaję. Mamy wolność i każdy robi co chce. Niestety, mamy też wolność słowa i każdy może powiedzieć każdą głupotę, jaka przyjdzie mu do głowy.
    U nas dzieciaków chodziło sporo ale dekoracji nie było za wiele. U was w Niu Jorku też? Kryzys dopadł i Halloween, niestety.
    Pozdrawiam:-))

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo ciekawe :)
    O tej dyni to nie wiedziałam, o celtyckim pochodzeniu wiedziałam.

    Tylko widzisz, mnie się zdaje, zę nie chodzi o to skąd przyszedł zwyczaj do nas, tylko o to, że jest zupełnie bezmyślnie powielany w takiej dośc karykaturalnej wersji. Całkowicie pustej i zupełnie oderwanej od korzeni.

    I to zupełnie nie o to chodzi, że sobie Amerykanie świętują, czy też nie tyle świętują, co bawią się. Tylko chodzi o to, że u nas zaczyna się tak robić- ale tylko powielać dekoracje.

    Zresztą nie wiem.

    A co do odbierania blasku ;))) tez tego nie rozumiem.
    Czytałam kiedyś bardzo ciekawy felieton na temat genezy naszego Święta Zmarłych, które jest dość dziwnie czasowo ulokowane. Ale dziwnie z punktu widzenia osoby mieszkającej w mieście, bo na wsi to jest właśnie czas, kiedy kończone są wszelkie prace na polach.

    A tak poza tym nasze święto i Wasze jest bardzo podobne w swoich korzeniach- powstało z obawy przed śmiercią i potrzeby znalezienia w żywym świecie miejsca dla zmarłych.

    OdpowiedzUsuń
  8. Agik, zgadzam się, że powielanie w Polsce zagranicznych zwyczajów bezmyślnie i w karykaturalnej wersji nie ma sensu. Oczywiście, jeśli ktoś chce je obchodzić, proszę bardzo, ale robienie z tego tej całej medialnej szopki już mnie drażni. Na razie szopka tyczy tylko walentynek ale kto wie, jakie święta będziemy obchodzić w przyszłości w Polsce, aby tylko napędzić handel. Im więcej świąt - tym większy obrót w sklepach. Alleluja.

    OdpowiedzUsuń
  9. I dla tego opisu, i dla tych zdjęć "wybaczam" Ci uwielbienie dla Halloween! :D

    Jak zwykle jestem pełna podziwu dla nieokiełznanej - jak dla mnie, nawet przez kryzys - kreatywności Amerykanów!

    OdpowiedzUsuń
  10. Anulla, no co ja poradzę, że lubię makabrę?:-)) jako wychowanka ponurej ery komunizmu zawsze, już jako skrzat, marzyłam o takim wesołym święcie:-)))

    Ktoś mi zarzucił, że lubię Halloween, bo to AMERYKAŃSKIE święto. A ja je lubię dla specyficznego klimatu - te wszystkie fantastyczne dekoracje, odpowiednio podświetlone, oglądane w wietrzne, nastrojowe wieczory październikowo-listopadowe. Ma swój urok:)

    A co do kreatywności, to trudno nie być kreatywnym w kraju, gdzie są całe ogromne sklepy z tematycznymi dekoracjami, kiedy przed każdym świętem wszystkie sklepy są zalewane pierdółkami ze świątecznymi ozdóbkami i nawet chleb jest w odpowiednio udekorowanej torebce, nie mówiąc o skarpetkach, świeczkach, ściereczkach i masie innych popierdółek. Odnoszę wrażenie, że oni uwielbiają dekorować:-) I akurat w przypadku tego specyficznego święta, bardzo mi się to podoba:-))

    OdpowiedzUsuń
  11. Wiem, wiem, przekonałam się o tym na własne oczy i byłam zachwycona, bo ja uwielbiam, uwielbiam różne duperele! :D

    Byliśmy właśnie na Boże Narodzenie i byłam pod wrażeniem, ileż rzeczy to moja bratowa poustawiała [okolicznościowych], a totalnie rozbroił mnie specjalny talerzyk i kubeczek dla św. Mikołaja....

    OdpowiedzUsuń