czwartek, 4 listopada 2010

Rodzina Addamsów

Wstawanie o piątej rano ma niewątpliwie wiele zalet. Tylko jeszcze nie wiem, jakie. 

Może takie, że człowiek potem jest nieprzytomny przez cały dzień i nawet wkurzający sąsiedzi go nie wkurzają? Mamy tu dużo wkurzających sąsiadów. Nad nami mieszka kobieta, która zwykła  robić pranie w środku nocy, nastawiając podwójnie mocne i potrójnie długie wirowanie. Musicie wiedzieć, że w naszym budynku nie wolno mieć pralek (ups, chyba ją zakablowałam?:-) ). Mamy tu taką radę budynku, składającą się z Bardzo Wynudzonych Staruszków, którzy nie mają w życiu nic innego do roboty, jak uprzykrzanie życia sąsiadom. Staruszki ustanowiły Regulamin. Regulamin zabrania wielu rzeczy. Nie wolno nic trzymać na balkonie. Nie wolno suszyć prania na balkonie. Nie wolno posiadać pralki w mieszkaniu. Nie wolno trzymać dużych zwierząt. Zwierzętom nie wolno wydawać odgłosów po 22:00. Nie wolno wynajmować swojego własnego mieszkania. Nie wolno też wielu innych rzeczy. 

Niestety, takie rady - budynków, osiedlowe, są przekleństwem i zmorą imigrantów z krajów normalnych, tzn takich, w których nikt ci nie mówi, jakie kwiatki możesz sadzić w ogródku, na jaki kolor masz pomalować płot i jaki kształt nadać tujom, rosnącym przed domem. Dla Amerykanów, karnego i potulnego społeczeństwa (oni mają w sobie więcej z niemieckich przodków, niż przypuszczają), nie stanowi to większego problemu. Masz w ogródku sadzić tylko pomarańczowe kwiatki? Posadzą. Masz wyciąć swoje drzewka na kształt zajęcy? Wytną. Masz pomalować płot w krateczkę? Zapytają, jakie szerokie mają być paski i o wielkość kwadracików. Dla całej normalnej reszty jest to zmorą i przekleństwem. 

No więc nasza rada zabroniła pralek. Wszyscy się zastosowali. Pani z góry nie. A ponieważ boi się, że ktoś ją zakabluje, nie pierze w dzień. Pierze w środku nocy. A my mamy pecha mieć łazienkę pod jej łazienką, owa łazienka bezpośrednio przylega do naszej sypialni, więc słyszymy każde uderzenie wirującej maszyny.
Ale to jeszcze nic. 
Pani bowiem ma taki miły zwyczaj - lubi prezentować latem swe krągłości każdemu, kto akurat ma pecha znajdować się na parkingu przed domem. Wychodzi na balkon w samej bieliźnie - gigantycznych majtasach, gigantycznym staniku, stanowiąc łakomy kąsek dla wszystkich okolicznych zboczeńców. Jednak nie jej bielizna i upodobanie do ekshibicjonizmu jest największym problemem, bo jak wiecie, lato się skończyło i w końcu można pokonywać dystans samochód - drzwi bez zamykania oczu. Największym problemem jest szuranie.
Tak tak, szuranie. Nie wiem, co ona szura. Nie wiem, czym szura. Wiem tylko, że robi to zawsze o dziwnych porach - w środku nocy, we wczesne sobotnie poranki, kiedy człowiek akurat przewraca się w najlepsze, rozkoszując brakiem obowiązków i możliwością pospania do południa. I zawsze jest to szuranie, przypominające dźwiękiem przesuwanie wypełnionej po brzegi gdańskiej, trzydrzwiowej szafy. Coś potwornie ciężkiego, wydającego bardzo głośne odgłosy szurania. Odgłosy zdolne obudzić z najgłębszego snu. Bardzo wkurzające odgłosy. 
Mamy z Panem i Władcą (tak kazał się publicznie tytułować Towarzysz Życia - chce zrobić wrażenie na kolegach, że niby taką władzą się w domu cieszy; niech mu będzie, co mi szkodzi - i tak wiemy, kto tu urządzi, no nie?:-) ) taką teorię, w właściwie dwie. Ponieważ pani jest a) słusznych a nawet b a r d z o słusznych rozmiarów i b) nader kochliwa albo po prostu lubi randkować, bo co tydzień wraca w piątkowe noce a raczej sobotnie wczesne poranki z innym panem, to być może jest też seryjną morderczynią. Bo nikt nigdy nie widział tych panów opuszczających dom. Pani rozmiarów słusznych, panowie również, więc takie potężne ciała musiałyby szurać. Zarówno w całości jak i rozczłonkowane, szurałyby niewątpliwie. 
Druga teoria głosi, że Wiadoma Mysz po zmasowanym ataku Oddziału Mopowego zwiała na górę. I teraz pani odsuwa meble i ją gania. 
To chyba bym wolała, żeby mysz u nas została. Przynajmniej mielibyśmy porządek w szafach:-)

Drugi z wkurzających sąsiadów to Kakofon. Kakofon mieszka wprawdzie po drugiej stronie budynku, ale wchodzi drzwiami, które znajdują się pod naszymi oknami. Kakofon, jak sama nazwa wskazuje, jest istotą nader głośną. Jak wydaje dźwięk, drżą szyby w oknach, dzwonią kieliszki i podskakują sztućce. No i Kakofon jest osobą nader towarzyską, lubiącą sobie ucinać pogawędki z sąsiadami przed domem.  Potwornie głośne pogawędki, doskonale słyszalne nawet dla osób, mieszkających po drugiej stronie budynku, o czym dowiedziałam się kiedyś przez przypadek, podsłuchując rozmowę dwóch pań w pralni. Kakofon stoi pół godziny i tak gada, że zagłusza nasz telewizor, nastawiony na maksymalną głośność. Kakofona słychać na parkingu odległego supermarketu, o czym sama niedawno się przekonałam. Współczuję ludziom mieszającym obok i nad nim.
Jak nic kiedyś przez przypadek wyleje mi się wrzątek przez okno, prosto na jego łeb.

No a teraz przechodzimy do najlepszego, czyli Naszych Ulubionych Sąsiadów, pieszczotliwie zwanych Cymbałami. Na rodzinę Cymbałów składa się mama, pracująca po nocach, córka, która na swoją wypasioną furę zarobiła grą w pornolach i synek - dwudziestoparolatek, który nigdy w życiu żadną pracą się nie skalał, żyjący z zasiłku i Bóg wie, czego jeszcze. Podejrzewamy, że ma żółte papiery i za to dostaje dodatkowe pieniądze z naszych podatków. Są też dwa cymbały dochodzące a mianowicie chłopak córki i dziewczyna synalka.
Cymbały mieszkają bezpośrednio pod nam. Na parterze znaczy, z bezpośrednim wyjściem na trawnik, co jest naszą największą zmorą. Bo Cymbały zwykły urządzać sobie na trawniku, pod naszymi oknami, głośne imprezy do białego rana. Kilka razy w tygodniu. Imprezy połączone z chlaniem, popalaniem i grillowaniem. Uwielbiam dym z grilla, szczególnie jak pachną nim wszystkie nasze ubrania. Pościel. Tapicerka kanap. Albowiem Cymbal nie ogranicza się do grillowania li i jedynie jedzenia. Cymbał poza trzema grillami ma jeszcze koksownik, w którym pali śmieci. Wiecie, to co akurat ma w koszu - odpadki organiczne, nieorganiczne i cholera wie co jeszcze. Uroczo pachnie. Pewnie ci, którzy mieszkają w pobliżu domków jednorodzinnych, których właściciele mają zwyczaj palić zimą w piecach śmiechami, wiedzą o czym mówię. Smród nie do wytrzymania. No więc Cymbał, jako osoba niepracująca, wyciąga swój koksownik kilka razy dziennie i merda w nim pogrzebaczem, paląc co akurat mu wpadnie w rękę. Plastikowe pojemniki? A proszę. Kawałki tapicerki? Czemu by nie? Skórę ze starej kanapy? A juści. Po co wyrzucać. Śmietnik jest przecież zdecydowanie za daleko, całe 20 metrów dalej. 
Ale to jeszcze nie jest najgorsze. Cymbał popala też osobiście środki nie do końca legalne. A żeby nie czuć było smrodu, rozpyla w domu różne dziwne zapaszki, które wędrują do góry. I nawet nie da się na niego zakablować policji, bo zanim wejdą, zdążyłby cały zapasik spuścić w toalecie. 
Ale to jeszcze nie jest najgorsze.

Cymbał lubi rzucać petardy w środku nocy na parking pod domem. Rzuca i ucieka, żeby nie było wiadomo, że to on. 
Ale i to nie jest jeszcze najgorsze. 

Bo najgorsze jest, że Cymbał ma bardzo głęboką, osobistą relację ze swoim samochodem. Wiecie, jak to kochanek z kochanką, muszą się czasami w nocy dotknąć, przytulić, Cymbał też odczuwa potrzebę takiej bliskości. A żeby nie wychodzić na parking, bierze pilot do samochodu i naciska guzik. Ten od alarmu.
Alarm wyje - w zależności od tego, jak bardzo Cymbał tęsknił - od kilku sekund do kilkunastu minut. O najróżniejszych porach - wieczorami, w środku nocy, nad ranem. 
I nie, nie da się z Cymbałem oraz jego miłością do auta i dragów nic zrobić. Jego rodzina nie reaguje, co więcej, sama go wspiera w tych działaniach, paląc jednego szluga za drugim jak dzień długi, prosto pod naszymi oknami, uczestnicząc w głośnych imprezach. Policja nic nie zrobi. Sąsiedzi nic nie zrobią. Jakiś czas temu ktoś się wkurzył i zaczął po każdym włączonym alarmie, rzuconej petardzie czy wyjątkowo głośnej popijawie  przebijać mu opony. Wybijać szyby. Myślicie, że to coś dało? Nic nie dało. Cymbal z niezmąconym spokojem wymieniał uszkodzone części i dalej wył. Obawiam się, że to było zbyt subtelne, jak na niego. 
Znacie jakiegoś mordercę do wynajęcia?

I tak sobie żyjemy tutaj, w tym pięknym Szikagowie, jak jedna wielka, szczęśliwa rodzina - Pani Szurająca, Kakofon, Rodzina Cymbałów i my. 

19 komentarzy:

  1. Ty jestes pewna, ze nie mieszkacie w jakims zwierzyncu?? W zyciu o czyms takim nie slyszalam. Druga rzecz, ze ja lubie wynajmowac mieszkania w domach dwurodzinnych, max trzyrodzinnych. Nie cierpie kolchozow!! Nigdy nie rozumialam tez ludzi, ktorzy nabywaja kolochozowe mieszkania na wlasnosc. Co do przepisow jak ma wygladac mieszkanie, to przyznam, ze rozumiem celowosc, bo jak by nie bylo jasno okreslone co ma byc na balkonach to kto wie czy nie byloby jak w PL na kazdym balkonie gacie i graciarnia rzeczy nieprzydatnych. Wiec chyba lepiej miec przepisy:)))

    OdpowiedzUsuń
  2. O rany, śmiech przez łzy.Jeśli ta z pralką pierze zawsze w określone noce, to można na nią nasłać kogoś z zarządu, lub uprzejmie ją poinformować,że ktoś się na nią namierzył i lada dzień pralkę jej odbiorą.Powinno poskutkować. Kakofona lepiej oblać cuchnąca wodą, bo jak "gada" oparzysz, to może być nie za bardzo. Cymbałowi przeciąć drogę powrotną z parkingu cienkim sznurkiem, przynajmniej się wywali i kolana potłucze.Resztę jego dokonań zgłosić w radzie budynku, najlepiej z dokumentacją foto, jak pali śmiecie. Zresztą możesz kogoś z tych staruchów zaprosić do siebie na kawusię, niech powąchają i popatrzą.
    Szurającą to ja bym zapytała co ona robi,że tak szura. Oczywiście należy zacząć od pytania, czy słyszała jak to ktoś, czymś szurał. Czy sądzisz,że w polskim bloku jest wiele lepiej? Ale na wszystko jest rada, najlepiej załatwiać wszystko samemu z dana zakałą.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jesuuu,to ja mieszkam w RAJU.
    Przeprowadzcie sie do ,NJ.Tutaj policje jest zdecydowanie skuteczniejsza:)A spolegliwosc sasiadow nieogranicza sie tylko do malowania plotow i sadzenia kwiatkow w danym kolorze.Pewnie dlatego tez placimy takie zajebiste podatki.
    Jesuuu,to ja mieszkam w RAJU.

    OdpowiedzUsuń
  4. Poproszę więcej szczegółów, to sie nadaje na fajny scenariusz albo czarnej komedii albo horroru :)))) ja tez mam cymbałów w bloku, albo wiercą w ścianach, albo robią łup łup łup, albo przesuwają meble, itp. Wspieram i pozdrawiam:)))

    OdpowiedzUsuń
  5. MAGA--> A ja caly czas myslalam ze Ty jestes w Vermont...co mi sie w glowe zrobilo?

    OdpowiedzUsuń
  6. Niezla okolica. No ja bym chyba nie wyrobila nerwowo.

    OdpowiedzUsuń
  7. Pełna podziwu padam na kolana, czy Ty chociaż pijesz meliskę? ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Melisy nie pijemy, pijemy wino. W celach leczniczych, oczywiście:-P I tylko za sprawą tego wina oraz tego, że jesteśmy niezwykle spokojnymi ludźmi, jeszcze ich wszystkich nie wystrzelaliśmy:-) Ale za to nie nudzimy się nigdy:-))))) Pozdrawiam wszystkich:-)

    OdpowiedzUsuń
  9. O dzizaz krajst!

    Na brak nudy rzeczywiście nie możecie narzekać... Mnie zastanowił ten punkt regulaminu w sprawie pralek, co też tym staruszkom wadzą? Wielce mnie to zasmuciło, bo u mnie pralka przy 5 osób wiruje prawie nieustannie i jak bym miała tak latać z praniem, szału i obłędu bym dostała...

    OdpowiedzUsuń
  10. Witaj Lotnico :)
    Widzę, że jesteś kolejną Polką, która jak Star, zamieszkała za oceanem.
    Na razie doczytałam do denerwującej sąsiadki ...
    Spieszę się, ale z chęcią wrócę i poczytam więcej :))
    Pozdrowienia serdeczne!

    OdpowiedzUsuń
  11. Anulla, u nas przy trzech osobach też chodziłaby nieustannie a tak chodzi trochę rzadziej, bo zanim się do tej pralni zbiorę, zanim pójdę, potem trzeba iść i przerzucić do suszarki... a część i tak suszy się w domu, porozwieszana na meblach i żyrandolach. Ech, jak ja tego nie lubię. Nie wiem, co im wadzi pralka w domu, może właśnie to, że w całym niewielkim w końcu budynku słychać byłoby na okrągło wirowanie:-)

    Iw - witaj w moim popranym świecie:-))))))))) Pozdrawiam serdecznie:-))))

    OdpowiedzUsuń
  12. Jeszcze a propos regulaminów. Jeśli się ich nie przestrzega, płaci się mandaty. Duże mandaty.

    Kiedyś jakiś od dawna mieszkający w USA Polak był wyjątkowo gnębiony przez swoją radę. Co chwila mandat i mandat. Człowiek spokojny, cichy, nie wadzący nikomu, tyle tylko, że uznał, że jego mieszkanie jest jego twierdzą i może w nim robić, co chce. No to więc robił. A rada słała mandaty. A ponieważ nasz Człowiek ich nie płacił, w rezultacie eksmitowano go z jego własnego mieszkania. Któregoś pięknego dnia wyrzucono rzeczy osobiste na trawnik, zmieniono zamki i już.

    Niestety, to było za dużo jak na jednego malutkiego Człowieka. Wziął z tej kupy rzeczy osobistych, wywalonych na trawnik, pilnowanych zresztą przez uczynnego sąsiada, pistolet i poszedł sam wymierzać sprawiedliwość członkom rady. Zakończyło się źle.

    Historia prawdziwa. Niestety.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  13. Zawsze mowie, ze NYC to nie Ameryka:)))) I cale szczescie!!!
    Ja z kolei nie rozumiem, co ludzie maja z tym praniem? czy naprawde nie ma ciekawszych sposobow na spedzanie czasu niz pranie? Mnie by szlag trafil, albo bym sie powiesila we wlasnej lazience z rozpaczy jak bym miala codziennie cos prac. No kurwica gotowa jak nic.
    Od tego jest pralnia zatrudniajaca osobnikow plci obojga, ktorzy uwielbiaja to zajecie, wiec niech piora. Ja tam jestem do wyzszych celow stworzona:))) Jak lezenie na szezlongu z lampka wina i kiwanie odnozem :))))

    OdpowiedzUsuń
  14. Czytam i pojąć nie mogę, jak może ludziom pranie w dzień przeszkadzać, a regularne imprezy nocne nie. Czy na to przepisu nie ma? A może ta Wysoka Rada też baluje? Może na bezsenność cierpi i musi czymś się do rana zająć?

    OdpowiedzUsuń
  15. Imprezy na razie się skończyły, może nareszcie mandat dostali?:-)) Nie sądzę, żeby ktoś chciał Wysoką Radę zaprosić na jakąś imprezę, to wyjątkowo mało życzliwi światu ludzie.
    Chociaż może jakiś zlot czarownic?:-))

    OdpowiedzUsuń
  16. Lotnico - wlasnie trafilam na twoj blog przeczytawszy nowa zelandia:) alez wyprawa!

    widze, ze zadomawiasz? sie obecnie w Chicago? Przepiekne miasto.
    rozumiem, ze mieszkasz w tym mieszkaniu tymczasowo i na razie zadnej opcji przeprowadzki nie ma, bo rzeczywiscie, trudno sobie wyobrazic takie codzienne rozrywki - dobrze ze juz niedlugo zawita do was zima, i wszelkie grillowanie na zewnatrz nie bedzie mialo miejca bytu, az do maja:)
    co do prania -who cares - tez nie rozumiem tego uporczywego trzymania sie pralek, i suszenia na sznurkach OMG!:) jak pod namiotami:))
    w domach zgadza sie, kazdy ma pralnie - tzn pomieszczenie, gdzie stoi pralka i suszarka - ale w apartments chyba ze wzgledu na ten brak miejsca zabrania sie pralek. chociaz juz robia takie male (european style;) wlasnie przytsosowane do mieszkan.

    OdpowiedzUsuń
  17. Witaj w kurniku, Ania:-))

    Wiesz, moim sąsiedzi są ciekawostką przyrodniczą i bardziej jako taką ciekawostkę ich opisałam. Zdarzało mi się mieć dużo gorszych:-)) Więc tylko się z nich nabijamy, co też powyżej, wstrętna, uczyniłam. Musisz przyznać, że są... specyficzni:-))))

    Ale te wszystkie zakazy są dla mnie nie do przyjęcia. I nie chodzi o to, że przeszkadza mi ogólna pralnia, bo pralki w domu mieć nie muszę, czy zakaz wieszania gaci do suszenia na balkonie, bo samą mnie to śmieszy. Ale musisz przyznać, że niektóre są po prostu debilne - naszym znajomym nakazano usunięcie kwiatków z ogródka, bo były nie tej wysokości i koloru, na jaki zezwoliła rada osiedlowa. Czy nie jest to idiotyzm?

    Poza tym uderza mnie ironia tej sytuacji - w kraju, w którym tyle się mówi o wolności, ludziom nie wolno tylu rzeczy - we własnych domach.

    Pozdrawiam serdecznie i zapraszam ponownie:-)))

    OdpowiedzUsuń
  18. Dziekuje za zaproszenie i rowniez pozdrawiam:)
    co to tych nieszczesnych przepisow...wiesz - tak to jest jak sie mieszka tam gdzie jest home association, ktore dyktuje warunki jak ma tzw. public space na osiedlu wygladac. Ma byc porzadek i juz. zero gaci (btw.przy rozmiarach przecietnego amerykanina wyobrazasz sobie jak one by wygladaly??) i slonecznikow. Jak kwiatki to tylko w doniczkach itp:) no tak to juz jest, informuja o tym regulaminie uczciwie:) Dla mnie ma to sens, bo jak chcesz sobie w ogrodku marchewki i ziemniaki np posadzic, to kup sobie dom i rob przy nim co chcesz - jak mieszkasz na osiedlu, to niech to porzadnie wszystko wyglada, a nie - pelen misz masz i kociol;)

    OdpowiedzUsuń
  19. Ania, niestety to, co pisałam o wielkości i kolorze kwiatków dotyczy nie mieszkań w kondominum, a domków jednorodzinnych:( obawiam się, że na marchewki by się też nie zgodzili:)

    A co do gaci, to też nie chciałaby ich oglądać:) mnie tylko irytuje sam fakt, że ktoś decyduje o tym, co mi wolno a czego nie wolno we własnym domu.
    Moja ciocia chciała jakiś czas temu wynająć swoje własne mieszkanie. Regulamin stanowi, że najemca musi przedstawić stosowne dokumenty i czekać na akceptację rady osiedlowej. Podejmowanie decyzji zajęło radzie sześć miesięcy, w trakcie których ciocia traciła pieniądze. Nie byli w stanie się zebrać i podjąć decyzji. Dopiero postraszenie prawnikiem zmobilizowało ich do pracy i decyzję podjęli w ciągu jednego dnia. I to mnie właśnie irytuje.

    OdpowiedzUsuń