Nie wiem jak u was, ale u nas dzisiaj pogoda była co najmniej dziwna. Rano obudziła nas rzęsista ulewa - pierwsza porządna od niepamiętnych czasów ale ciągle było bardzo ciepło - termometr wskazywał 21 stopni, co - musicie przyznać - jak na koniec października jest temperaturą całkiem przyzwoitą. Potem błyskawicznie wyszło słońce a wieczorem mieliśmy potężną burzę z piorunami. I cały czas temperatura jak w czerwcu. Dziwnie jakoś.
Zmartwił mnie ten deszcz rano, bo miałam ogromną ochotę wybrać się na łono przyrody, zażyć trochę ruchu po długim siedzeniu w domu, spowodowanym kłopotami z Wiadomym Palcem. Jednak po godzinie wiatr przegnał chmury i nieśmiało zabłysło słonce. Dobra nasza! Zgodnie z radą Wujka Gugla wybraliśmy się do najbliższego parku stanowego Cut Rock. Pojechaliśmy w ciemno, szczerze mówiąc, wyjątkowo nie zaopatrzeni w żadne mapki ani nie zaznajomieni z trasami spacerowymi, bo przyzwyczailiśmy się do tego, że wszystkie parki tutaj są świetnie oznaczone, z licznymi tablicami i centrami informacyjnymi. I to był błąd. Bo to był jeden z tych zupełnie pozbawionych oznaczeń. No jak nie w Hameryce, gdzie wszystko jest oznakowane jak dla półgłówka, żeby tylko ludzie broń Boże myśleć nie musieli. Niestety, w okolicach tego miejsca muszą mieszkać sami mądrzy ludzie, bo znaków ja na lekarstwo. Jeździliśmy więc w kółko pół godziny, szukając jakiegoś sensownego miejsca na spacer, gdzie nie byłoby słychać szumu pobliskiej autostrady. Bo takie parki, gdzie szumi i trąbi i wizg hamulców słychać, to my mamy w okolicy domu na pęczki. A tu miało być cicho, spokojnie, tylko niebo błękitne (ekhem ekhem, nie do końca) nad nami. W końcu trafiliśmy. Wprawdzie na tablicy informacyjnej napisane było jak wół, że szlaki są zamknięte ze względu na jakiś wyścig, ale bardzo po polsku olaliśmy kartkę. Tyle szukaliśmy tego miejsca i teraz mamy wracać? Postanowiliśmy w razie czego udawać, że żadnej kartki nie widzieliśmy. Wstyd, no nie? :-)
Na szczęście okazało się, że ten cały wyścig, notabene rowerzystów w takich obcisłych seksownych gatkach, wiecie jakich:-) szedł obok drogą, a my sobie skręciliśmy na taką wąską ścieżynkę wzdłuż jeziora.
Ależ tam było pięknie. Postanowiliśmy, że przyjedziemy z namiotem, jak już się ciepło zrobi, czyli za sto lat, gdzieś na wiosnę. Miejsce jest naprawdę urokliwe - zatoczki, cypelki, piękna zieleń i ustronne miejsca idealne akurat na jeden namiot - na tyle blisko innych obozowiczów, żeby żadna przykrość ze strony Złych Ludzi się nie stała (słyszeliście jakiś czas temu o tych zbiegach z więzienia, co to zabili jakąś parę obozującą w Yellowstone? trochę powstrzymało to moje zapędy, jeśli chodzi o obozowanie w oddalonych od ludzi miejscach), ale na tyle daleko, żeby nam o linki od namiotu się nie potykali. No i zaledwie godzinkę drogi od miasta, więc spokojnie można wybrać się na weekend. Niech już tylko wiosna przyjdzie:-) Król Kurnika wprawdzie mnie pociesza, że pamięta takie zimy, w czasie których w lutym nosił koszulki z krótkim rękawem, ale ja jestem pechowcem. Jak będzie zima, to na pewno stulecia:-))) Lepiej kupcie walonki i futra, jeśli mieszkacie w okolicy:-))))
A na specjalną prośbę Anulli z komentarzy pod jednym z poprzednich postów, przykład jednej z moich przygód. Moich i Pomysłowych Rodaków.
Opowiadam moim turystom na spotkaniu o jednej ze świątyń - że taka wspaniała, pięknie zachowana, pomimo, że liczy sobie ponad trzy tysiące lat. Na to wstaje jedna z turystek i mówi:
- Co ty mi tu panna pier...sz, jakie trzy tysiące lat, jak mamy 2006 rok!!!
Miłego poniedziałku wszystkim życzę:-)))
cudny ten park na tych zdjęciach....uwielbiam! pozdrawiam ciepło kochana:)
OdpowiedzUsuńŁooooo matko!!!! To a propos naszych rodaków, oczywiście! Cudna ta anegdota, ale można się załamać, nie?
OdpowiedzUsuńDziękuję i w miarę możliwości proszę o więcej :D
Faktycznie, ładnie tam. I już zauważyłaś u tych kolarzy te seksowne gatki? Znaczy zdrowiejesz, zdrowiejesz i paluszek Ci bólem oczu ( na szczęście nie przesłania).No, na historii to się nasza turystka nie znała, ale na matematyce- i owszem.Zabiłabym taką, jak 2+2 =4.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
... turyści wiedzą lepiej :)
OdpowiedzUsuńOtulam deszczowo:*
Posiedziałabym tam na ławeczce...
OdpowiedzUsuńA turystka, cóż - inteligentna inaczej ;)
Jest cieplo bo powyciagalam cieple ciuchy,tak mam co roku jak tu jestem;)
OdpowiedzUsuńTu sa naprawde piekne miejsca,troszke juz zdazylam zobaczyc,jak do tej pory najwieksze wrazenie(przynajmniej na mnie)zrobil Grand Canyon.
Nasza Polska tez ma piekne miejsca.
Pięknie tam i cudne zdjęcia zrobiłaś. 21 stopni... Kurczę, tylko pozazdrościć. U nas już były noce poniżej zera a dziś tak wieje, że ani czapka ani kurtka ciepła nie pomaga. Pozdrowienia :)
OdpowiedzUsuń1. Przepraszam, że się nie odzywałam, ale wczoraj się włóczyłam po mieście a dzisiaj gotowałam żurek:-) Kompletny abnegat kuchenny, jakim jest niżej podpisana, potrzebuje cztery razy więcej czasu na gotowanie, niż wytrawny kucharz, więc to gotowanie całkowicie mnie dziś pochłonęło. Oraz "Justyna" z serii "Kwartet Aleksandryjski" Durrella, którą znalazłam wczoraj w necie i dziś poczytywałam w kuchni, żurek mieszając:-)
OdpowiedzUsuń2. Turyści zawsze wiedzą lepiej:-)
3. Zapomniałam napisać, że autorem wszystkich zdjęć jest TŻ - ja nie miałam nastroju na robienie zdjęć. Miałam nastrój na kontemplowanie :-))
4. Już nie ma 20 stopni. Jest 8. Możecie przestać zazdrościć:-)))))))
5. Paluszek nie dokucza ani ani. Ale nawet gdyby dokuczał, seksowne gatki zauważam zawsze:-)))))))))))
Pozdrawiam ciepło:-))