Drugą pozytywną rzeczą, jaka wynikła z mojego weekendowego leżakowania, był sobotni sabat czarownic z kumpelami:-) Oczywiście netowy, bo każda z nas w innym kraju ale i tak trochę pogadałyśmy. Było i śmiszno i straszno i czasami niewesoło, bo jedna z nas opowiadała o swoich nieudanym związku, prowadzącym donikąd. Od dwóch lat donikąd, czyli właściwie od początku. No chyba, że celem są fajne imprezy i dobry seks.
Nasza znajoma zakochana, szaleje za nimi, a on też szaleje, tylko tyle, że przy każdej okazji powtarza, że nie chce się wiązać. Bo żona, dzieci i wszystko, co się za tym idzie, to nie dla niego. On nie chce obowiązków, tylko dobrej, niezobowiązującej zabawy. Tylko że jeśli zbliżający się do czterdziestki facet przynosi kwiatki, stara się, zabiega, troszczy, to daje kobiecie jednoznaczny sygnał - zależy mi. A jak zależy, to robi się krok dalej. A nie powtarza jak mantrę - nie chcę się wiązać, nie chcę się wiązać, nie chcę się wiązać.
Każdy znajoma opowiedziała nam swoją historię, zakrzyknęłyśmy wszystkie chórem - to rzuć go w diabły, po co ci taki mężczyzna, z którym zupełnie się rozmijasz w swoich pragnieniach i oczekiwaniach. Bach i po kłopocie.
Niby proste, prawda? Ale ile kobiet tego nie robi i tkwi w nie do końca udanych związkach, licząc na to, że on zmieni zdanie. Po co czekać, zapytacie, skoro na tej pięknej planecie kręci się tylu fajnych facetów? Ale uczucia to jedno a obawa przed samotnością i opinią publiczną to drugie. Nie każdy jest tak silny, żeby oprzeć się presji społeczeństwa i powiedzieć sobie - będę szczęśliwym singlem a nie nieszczęśliwą połówką w wymuszonym związku. Oficjalnie (znaczy w mediach i kolorowych gazetkach) promuje się singli. Single są na topie. Single są fajne. Bycia singlem jest ok. Jest cool. Ale to tylko tak ładnie wygląda w cukierkowatych wywiadach a nie w życiu. Bo w życiu mama popłakuje po kątach, że córka zostanie starą panną a babcia robi aluzje do wieku. Ciotki na spotkaniach rodzinnych pytają przy stole bez skrępowania, kiedy wyjdziesz w końcu za mąż, bo latka lecą, zegar tyka i kiedy ty właściwie chcesz rodzić dzieci, przecież to już ostatni dzwonek, wiecznie młoda nie będziesz i jeszcze trochę, a będzie za późno. A sąsiadka chwali się wnuczętami, patrząc triumfalnie, że ona ma kogo bujać w wózeczku, a ty takiej atrakcji swojej mamie do tej pory nie zafundowałaś. Dziwna jakaś jesteś. Może coś z tobą nie tak?
Niby proste, prawda? Ale ile kobiet tego nie robi i tkwi w nie do końca udanych związkach, licząc na to, że on zmieni zdanie. Po co czekać, zapytacie, skoro na tej pięknej planecie kręci się tylu fajnych facetów? Ale uczucia to jedno a obawa przed samotnością i opinią publiczną to drugie. Nie każdy jest tak silny, żeby oprzeć się presji społeczeństwa i powiedzieć sobie - będę szczęśliwym singlem a nie nieszczęśliwą połówką w wymuszonym związku. Oficjalnie (znaczy w mediach i kolorowych gazetkach) promuje się singli. Single są na topie. Single są fajne. Bycia singlem jest ok. Jest cool. Ale to tylko tak ładnie wygląda w cukierkowatych wywiadach a nie w życiu. Bo w życiu mama popłakuje po kątach, że córka zostanie starą panną a babcia robi aluzje do wieku. Ciotki na spotkaniach rodzinnych pytają przy stole bez skrępowania, kiedy wyjdziesz w końcu za mąż, bo latka lecą, zegar tyka i kiedy ty właściwie chcesz rodzić dzieci, przecież to już ostatni dzwonek, wiecznie młoda nie będziesz i jeszcze trochę, a będzie za późno. A sąsiadka chwali się wnuczętami, patrząc triumfalnie, że ona ma kogo bujać w wózeczku, a ty takiej atrakcji swojej mamie do tej pory nie zafundowałaś. Dziwna jakaś jesteś. Może coś z tobą nie tak?
Jak to jest, że bycie kawalerem nic facetom nie ujmuje? Nikt się nie zastanawia, co jest z nimi nie tak, że nigdy się z nikim nie związali. Nikt nie mówi, że są wybrakowani. Ot, żyją sami i tyle. Co w tym dziwnego? Ale zupełnie inaczej patrzy się na samotne kobiety. Nie wystarczy, że kobieta jest zadbana, mądra, energiczna, świetnie wykształcona, ma dobrą pracę, realizuje się w życiu i jeszcze ratuje pustułki. Jeśli nie ma faceta, jest nikim. Jeśli do pewnego wieku nie wyjdziemy za mąż albo przynajmniej nie mamy stałego narzeczonego, społeczeństwo postrzega nas jako wybrakowane. Coś jest z taką kobietą nie tak. Pewnie dłubie w nosie. Albo przypala rosół. Albo ma wredny charakter. Chrapie???!!! Coś musi być nie tak, skoro żaden facet jej nie chce.
A nikt nie powie - pewnie nie spotkała wartego jej faceta. Nikomu do głowy nie przyjdzie, że nie chciała wiązać się z mężczyzną, z którym nie byłaby do końca szczęśliwa, żeby tylko spełnić oczekiwania rodziny. Że ona po prostu woli pełnowartościowy związek z kimś, kto podziela jej zainteresowania i pasje. Kto lubi te same książki i ma to samo poczucie humoru, do tego jest o czym z nim pogadać, lubi hodować muszki owocówki, czy co tam komu w związku jest do pełni szczęścia potrzebne. Nikt nie pomyśli, że byle jakie bycie razem jest gorsze od samotności szczęśliwego singla.
Z kad ja to znam:)
OdpowiedzUsuńPostanowilam pewnego pieknego dnia,DOSC,postawilam wszystko na jedna karte,coz, kto nie ryzykuje ,nie pije szampana:)
Mam za soba jeden nieudany zwiazek(moim zdaniem nieudany)poprostu zaczelam sie w nim dusic....oj bylo,co ludzie powiedza.
Moja matka wrecz miala do mnie(zreszta w dalszym ciagu ma)pretensje
--a co ja powiem moim znajomym?
Wydawaloby sie ze matka powinna wspierac swoje dziecko,ale co tam,opinia obcych ludzi liczy sie bardziej.Efekt jest taki ze nie utrzymujemy ze soba zadnych kontaktow i to na jej wyrazne zyczenie.
Moim zdaniem kazdy powinien zyc tak jak mu pasuje,takie gadanie ciotek ,babc i innych zyczliwych moze tylko doprowadzic do palpitacji serca i niepotrzebnej nerwowej atmosfery.Niestety,akceptacja i tolerancja nie jest mocna strona naszych rodzicieli.
Najbardziej w tym wszystkim wkurza mnie fakt,ze ci najbardziej negujacy cudze zycie ,sami maja najwiecej na sumieniu.
A to czy ktos chce przez zycie sam spacerowac czy zmieniac partnerow,to tylko jego sprawa i jego wlasnego sumienia.
Rodzice powinni wspierać i pomagać, a nie oglądać się na opinie innych. A tymczasem ważniejsze jest nie dobro własnego dziecka, a co powie sąsiadka i ciocia Frania. Każdy ma prawo być szczęśliwym na własny sposób, nawet jeśli komuś się wydaje, że zna lepszą definicję szczęścia. Dobrze zrobiłaś, szkoda tylko, że kosztem braku relacji z mamą. Pozdrawiam:-)
OdpowiedzUsuńUwielbiam babskie sabaty! On line czy w realu, nieważne, ważne jest to, że jesteśmy razem, że możemy pogadać i takie tam...
OdpowiedzUsuńU mnie zaś, Lotnico, inny trend się zaznacza: panowie wchodzą w wiek średni, zaczyna się kupowanie motocykli itepe, włącznie z wymianą modelu posiadanej żony. Kobiety niejako "na siłę" wchodzą w rolę singielki i powiem Ci, różnie sobie z tym radzą...
Ale - w nawiązaniu do Waszych wypowiedzi - kimkolwiek by nie były i cokolwiek miały za sobą, ważne by były w zgodzie ze sobą. I zawsze, zawsze pamiętały, że żyją dla SIEBIE. I to dlatego 16 lat temu "rzuciłam" dobrze zapowiadającego się narzeczonego dla innego, z którym jestem do dziś i nie żałuję. I to jeszcze bez ślubu! Rodzice? Cóż, boleli nad tym faktem długo, długo...
Też je uwielbiam! Jednak przyjaźń z facetem, nawet własnym, ukochanym Towarzyszem Życia, to jednak nie to samo, co babska. Inny wymiar, inna płaszczyzna:-)
OdpowiedzUsuńO co chodzi z tym wiekiem średnim? Co się nagle zmienia w facetach, że starają się na siłę odmłodzić? Przecież "wiek średni" oznacza mniej więcej półmetek, więc ile jeszcze przed nimi! Przecież to najlepsze lata życia - dzieciaki w miarę odchowane, stabilność finansowa, mogą się rozwijać, podróżować, korzystać z życia. Czy do tego jest potrzebny motocykl i nastoletnia kochanka??
Rola takiej "singielki z przymusu" na pewno nie jest łatwa, tym bardziej, że zwykle kobieta staje się nią z zaskoczenia i wbrew własnej woli. I tego nikomu nie życzę. Ale nie rozumiem piętnowania życia w pojedynkę, jeśli jest to czyjś świadomy wybór i daje szczęście. Róbta, co chceta, jeśli czyni to was szczęśliwymi. Dopóki nie napadacie na staruszki albo nie ćpacie "środków kolekcjonerskich", nikt nie powinien się wtrącać.
No ladnie, to zupelnie w temacie mojej obecnej pracy, czyli damskie tematy do rozmów. Mężczyźni... Boja sie odpowiedzialności o wiele berdziej niż my kobiety. Nam Matka Natura wpisała je w geny, bysmy chroniły dzieci i przez to też własnie spoleczeństwa piętnuja singielki... To w ogóle temat rzekach w kontekście osobistym jak i dialogu spolecznego. W Polsce wciąż pokutuje cholerny mit Matki Polki.
OdpowiedzUsuńWiesz lotnico, to jest podejście typowe dla społeczeństw na wschód od Odry.Jasne,że lepiej być samotną z wyboru niż nieszczęśliwą mężatką.W mojej rodzinie mam bezdzietne małżeństwo i wszyscy dookoła dociekają dlaczego.Tylko jakoś nikomu nie przyszło do głowy ,że nie każdy ma instynkt macierzyński i nie każdemu dzieci pasują.I nie każdy musi wstępować w związek małżeński lub mieć stałego partnera i trzeba taki wybór uszanować, a nie wydziwiać, prawda?
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Butterfly czy zauważyłaś, jak bardzo zmieniło się społeczne postrzeganie samotnych matek i nieślubnych dzieci? Teraz lepiej, żeby kobieta miała nieślubne dziecko i sama je wychowywała, niż wcale nie miała męża/narzeczonego/partnera. Bo skoro ma dziecko, to jednak wszystko jest z nią ok, jakiś facet JĄ CHCIAŁ. Znaczy, wszystko z nią w porządku. Jak nie ma dzieci ani faceta jest podejrzana.
OdpowiedzUsuńAnabell, ale tutaj chyba jest podobnie. Jakiś czas temu spędziłam popołudnie w przypadkowym towarzystwie przyszłych panien młodych - Amerykanek. Wszystkie czekałyśmy na przymiarki sukienek, oczekiwanie się wydłużało, więc zaczęłyśmy gadać. I okazało się, że połowa z nich wychodzi za mąż za fajnych facetów, ale nie z miłości a z przymusu niejako - bo mają swoje lata, presja środowiska, nie chcą być same. Wszystkie przyznały, że narzeczeni są w porządku, przyjaźnią się, ale. Ale to nie jest miłość a w jakiś sposób przymus. Jakoś tak... smutno, prawda?
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą Lotnico i zauważyłam. Jest taki nowoczesny nurt w psychologii, jakby antynurt, który zarzuca "bumowi" psychologii po Freudzie, Frommie, czyli fali jaka ogarneła świat z nadmiernej chęci zaglądania w człowieka i w drugą stronę potrzeby uzewnętrzniania. Ten nurt w zupełnym, krótkim uproszczeniu mówi, że spowodowało to dysfunkcję nie tylko w postrzeganiu siebie samego, ale i patrzeniu na innych ludzi, z innymi wymaganiami wobec nich. Ja psychologiem nie jestem, czytałam kiedyś artykuł o tym i bardzo mnie to zainteresowało, bo cos w tym było trafnego. Było też o zaburzeniu społecznych relacji jednostki, która wyrosła na nurtach psychologicznego wnikania w umysł człowieka. Czytalam to dawno i szczegółów już nie pamiętam.
OdpowiedzUsuń