wtorek, 1 listopada 2011

Halloween Anno Domini 2011

Chciałabym napisać, że dekoracje były ładniejsze, niż rok temu. Ale nie napiszę, bo nie były. A raczej niemal w ogóle ich nie było:-)
Tradycyjnie pojeździliśmy wczoraj po okolicy z Panem i Władcą, szukając najfajniejszych halloweenowych dekoracji, ale jedyne, co widzieliśmy, to wymarłe, puste i ciemne ulice.

Ciemne, bo tutaj, na przedmieściach Miasta Skunksów, nie ma zwyczaju oświetlania całych miasteczek ulicznym oświetleniem. Latarnie są w centrum i koniec - wszystkie boczne uliczki, przy których znajdują się domki jednorodzinne i bloki (choć tych ostatnich nie ma tu zbyt wiele, dominuje jednak jednorodzinna zabudowa, ewentualnie "bliźniaki") są ciemne choć oko wykol. Ani jednej małej latarni, chyba, że ktoś postawi sobie sam przed domem. Dla przyzwyczajonej do rzęsistej iluminacji mieszkanki Polski (oraz przez jakiś czas jeszcze bardziej rzęsiście oświetlonego Egiptu, tam dopiero jest iluminacja!) wygląda to dziwnie, choć trzeba wziąć pod uwagę fakt, że tutaj przecież nikt raczej nie chodzi pieszo, mało kto spaceruje, więc i nie ma potrzeby stawiania latarń co kilka kroków.  

Kryzysu więc ciąg dalszy. Szkoda. Naprawdę szkoda. A najsmutniej mi się zrobiło, jak odkryliśmy, że jeden z najpiękniej udekorowanych rok temu domów, teraz jest wystawiony na sprzedaż. Pojawia się coraz wiecej tabliczek w naszej okolicy z informacją o sprzedaży i - co najsmutniejsze - są to większości domy zabrane przez banki za niespłacone kredyty. Jakiś czas temu czytałam, że tyle ich banki pozabierały, że nie ma jak tego sprzedać. Oczywiście, na rynku działają spekulanci, skupujący takie nieruchomości po śmiesznie niskich cenach z nadzieją na to, że kiedyś rynek się odbije, ale nadal zabranych domów jest dużo więcej, niż nabywców. W tej sytuacji banki często zrównują domy z ziemią, licząc na to, że szybciej sprzedadzą pustą parcelę, niż budynek.

Ale ja nie o tym miałam, tylko o Halloween, moim ulubionym święcie.
No więc dekoracji specjalnie dużo nie było, choć na koniec znaleźliśmy jeden dom, fantastycznie udekorowany. Było tam wszystko - Freddie Kruger, kościotrupy, kostucha z kosą, trupy wychodzące z nagrobków, odcięte głowy i duchy wynurzające się z zarośli. Obrazka dopełniał podkład dźwiękowy oraz dym, który był tak gęsty, że zasnuł całą okolicę, dzięki czemu dekoracja wyglądała jeszcze bardziej nastrojowo. Fan-ta-sty-cznie:-)) Już kocham właścicieli tego domku:-))





Cała dokumentacja fotograficzna znajduje się w galerii zdjęć.

4 komentarze:

  1. Z zaskoczeniem przeczytalam o tych ciemnosciach egipskich:)) Natychmiast pomyslalam, ze ja tego nigdy nie widzialam, ale z drugiej strony byc moze, ze tak jest gdzies w jakims zadupowie pod NYC, a ja tam nie bywam, wiec nie wiem.
    Chyba bede musiala przy okazji sprawdzic.
    Jedyny raz kiedy jechalismy ciemna, ze oko wykol droga, to bylo w CT ale to byla droga przez las z daleka od highway i wlasnie ciemna. O malo nie umarlam na zawal ze strachu:)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Najciemniejsze miejsce, w jakim byłam, to środek wyspy południowej Nowej Zelandii. Kiedy zgasiliśmy światła samochodu, nie było widać ABSOLUTNIE NIC. Siebie nawzajem nie widzieliśmy w tym samochodzie. Dziwne uczucie:-))
    Podobne uczucia mam tutaj, kiedy wychodzimy wieczorami na spacer. Jeśli nie świecą się światła w domach, jest absolutnie ciemno. Może to taki lokalny, chicagowski zwyczaj:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie mam pojecia czy to lokalny zwyczaj, ale zdecydowanie zaintrygowalas mnie na tyle, ze bede na to zwracac uwage.
    Dotychczas wszedzie gdzie sa domy to widze i oswietlone ulice.

    OdpowiedzUsuń