środa, 12 stycznia 2011

Cymbalistka

W poniedziałek zaczęłam pisać...

"Melduję, że w Szikagowie pogoda iście wiosenna - 0 stopni, słońce świeci jak głupie, ptaszki ćwierkają jak oszalałe. Wiosnę niestety poczuły nawet cymbały z dołu i wczoraj wyciągnęły grilla i razem ze swoimi krzykliwymi znajomymi zgrillowały pół bawołu, popijając cienkim amerykańskim piwem - jak zameldował nam Mr. T. My z Królem nie mieliśmy okazji obejrzeć inauguracji sezonu wiosennego w wykonaniu cymbałów, bowiem bawiliśmy na imprezie zwanej Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy. Nie wiem, jak u was, ale u nas było jakoś tak... nijako. Pamiętam fajne koncerty ze stolycy sprzed lat i byłam zawiedziona i występami (jeśli ktoś był na finale w Copernicus Centre - jak się wam podobał wokalista w pomarańczowym dresiku? wypas, no nie?:-) ). Gdyby nie nasze znajome chłopaki z zespołu Autofobia które jak zwykle dały czadu na scenie (znamy się dobrze ze wszystkimi, a u basisty bywamy na obiedzie! ha! celebryci z nas, znaczy, no nie? wyglądajcie naszych zdjęć na Lansiku i Pudelku!), uznalibyśmy popołudnie za zmarnowane."

... ale nie skończyłam. Za to skończyła się wiosenna pogoda a niebo nad Szikagowem  nocą z poniedziałku na wtorek solidnie sypnęło śniegiem. I tak skończyło się marzenie o wiośnie:-) Niestety, wiosenny klimat udzielił się nie tylko ptaszkom i cymbałom z dołu, udzielił się również niżej podpisanej, której wiosna tak w głowie zawróciła, że wyszła z domu w poniedziałkowe popołudnie bez szalika i należytego odzienia. A w rezultacie od wtorkowego poranka jest szczęśliwą posiadaczką migdałków jak piłeczki do golfa i anginy ropnej. Powinnam nick zmienić - z  Lotnica, na Cymbałowa. A może Cymbalistka? Czy muszę wspominać, że angina nie jest moją ulubioną chorobą i czuję się fatalnie?


A ponieważ czuję się jak wyżej i nie jestem w stanie zająć się niczym poważnym, zajmuję się rzeczami absolutnie niepoważnymi, czyli szperaniem w necie. Przeleciałam wszystkie pudelki, kozaczki, lansiki i poczułam się tak znudzona tym celebrowaniem celebrytów, z których połowy nie znam (na przykład kto to u licha jest Iwona Węgrowska? niestety, choć wszyscy o niej piszą, nikt nie wymienia profesji, jaką się zajmuje, za to wszyscy wiedzą o jej silikonowych cyckach i rybich usteczkach), że przerzuciłam się na strony ciut poważniejsze. I wyczytałam w faktach o naszym pięknym mieście Szikagowie, że ma ponad 7.000 restauracji i 552 parki a do tego pierwszy bank drive-in otwarto tu w 1946 roku. 
Ożesz w mordę jeża. To mnie powaliło. Uważam banki drive-in za genialny wynalazek - zamiast stać w kilometrowej kolejce w banku i kląć na czym świat stoi niewygodne jak diabli szpilki, które wprawdzie niebiańsko wyglądają, za to absolutnie nie nadają się do dłuższego stania, siedzi się wygodnie w aucie, słuchając ulubionej muzyki, podjeżdża do okienka, załatwia swoje i jedzie. Bez konieczności szukania parkingu dla samochodu, sprintu auto-bank w ulewie, która nadarzyła się właśnie wtedy, kiedy nie macie ze sobą parasola oraz wysłuchiwania namolnych współkolejkowiczków, którzy akurat wam postanowili zwierzyć się ze swoich wszystkich życiowych niepowodzeń, łącznie z opowiadaniem szczegółów ostatniej kolonoskopii (nie wiem, czy też tak macie, ale do mnie zawsze się przyklejają wszyscy, którzy mają ochotę sobie pogadać o chorobie babci i płukaniu żołądka). 
Ale to nie koniec. Tutaj również wynaleziono ulubioną zabawkę wszystkich niemal ludzi na całym świecie. Pilota do telewizora. 
Muszę to powiedzieć. Kocham to miasto:-))

P.S. Na zdjęciu na górze Chicago zimą. Zdjęcie znalezione w sieci.

7 komentarzy:

  1. właśnie dlatego nie chodzę na polskie imprezy, a takie jak finał WOŚP w szikagowie omijaaaaaam baaaardzo szerokim łukiem ;)

    życzę zdrówka!
    a fota ekstra.... aż się stęskniłam za zimowymi fotami Chicago... musi to jednak poczekać do weekendu!

    jeszcze raz zdrówka!

    OdpowiedzUsuń
  2. Biedactwo, właśnie odleżałam swoja anginę ropną, która potraktowano jednak antybiotykami.A widok moich migdałów poraził nawet całkiem niemłodego lekarza, który niejedne migdały widywał.Ale takich jak moje- jeszcze nie.Już trzeci dzień nie leżę plackiem, ale nie wolno mi jeszcze wychodzić, zresztą u nas grypa ponoć szaleje, ale ja się szczepiłam jeszcze we wrześniu.U nas też niby wiosennie, bo to i deszcze padały i na plusie się trafiło, nocą zaś przymrozki, więc jest spoko.Ale zapowiadają powrót mrozu i śniegu. Pij wodę z cytryną i miodem i zadbaj ciut o siebie.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakiś czas temu stwierdziłam, że jak chorować, to tylko w jeden sposób - złamać nogę bez komplikacji. Szybko przestaje boleć, człowiek nie jest wykończony jak infekcjami dróg nosowych, a poza tym wszyscy biegają wokół, podają, dogadzają... Trzymaj się. Tak naprawdę to ja Ci złąmanej nogo wcale nie życzę. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Evek, my poszliśmy na Orkiestrę tylko ze względu na występ zaprzyjaźnionego zespołu. Król od razu uprzedził mnie, jak tutaj te imprezy wyglądają ale i tak byłam zaskoczona. Niemile. Hm.

    Ja niestety na zdjęcia do miasta nieprędko się wybiorę - mam nakaz leżenia plackiem trzy dni i zakaz wychodzenia z chałupy przez dni pięć. Poza tym ta pogoda nie nastraja na łażenie z aparatem. Niech już przyjdzie ta wiosna!
    Pozdrawiam:-)

    Anabell, paskudne to choróbsko, a ja do tego biorę różne inne leki, które z antybiotykiem dają zaskakujące efekty, jak na przykład całodzienna senność. Na grypę zaszczepiłam się raz i nigdy więcej - w życiu nie byłam tak chora, jak po tamtej szczepionce. Brrr. Moja angina to przy tamtym pikuś. Pan Pikuś:-)) Uściski:-))

    Maga, dzięki:-))

    Fiona, muszę o nieskomplikowanym złamaniu pomyśleć następnym razem:-)))))) angina jest jednak paskudna:-))

    OdpowiedzUsuń
  5. Zdrowia, zdrowia, zdrowia!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń