wtorek, 18 stycznia 2011

Śnieżyca, oceanarium i mła

Wczoraj wybraliśmy się z Królem do Shedd Aquarium. 

I to był błąd. 

Albowiem aliści ponieważ do akwarium wybrało się wczoraj razem z nami całe Szikagowo:-) Shedd oferowało bowiem darmowe wejściówki na ogólne wystawy a ponieważ z okazji Martin Luther King Day szkoły i instytucje państwowe miały wolne, chyba wszyscy postanowili się do rzeczonego akwarium wybrać:-) Staliśmy więc w śnieżycy, w kolejce do wejścia niemal godzinę - my i chyba całe miasto. I gdyby nie to, że to mła wpadła na ten genialny pomysł z wybraniem się do Shedd, pewnie dałabym dyla już po 10 minutach. Ale skoro przekonałam Króla do opuszczenia rano ciepłego łóżka, namówiłam do ubrania, odśnieżenia auta, nie mogłam się tak łatwo poddać i musiałam wytrwać do końca. I oczywiście słówkiem nie mogłam pisnąć, że czucie w stopach straciłam na siódmym zakręcie tej gigantycznej kolejki:-)
Wiem, wiem, to nie było rozsądne, zważywszy na dopiero co przeprowadzony rozwód z ropną anginą, ale już taki szlag mnie trafiał od tego siedzenia w domu, że zaczęłabym przegryzać domownikom tętniczki, gdybym gdzieś nie wyszła. No to wyszłam. Ja pół miasta, w tym matki z niemowlętami i dziećmi wzrostu, który sugeruje, że ciągle jeszcze są w stanie wejść na stojąco pod stół. Do tej pory nie rozumiem, po co zabierać do akwarium kilkutygodniowe niemowlęta. Aczkolwiek matką nie jestem, więc być może jest w tym jakiś sens, wiadomy tylko matkom kilkutygodniowych niemowląt. Może obcowanie z całą tą wylęgarnią bakterii ma je uodpornić na wszelkie znane choroby? No bo chyba nie podziwianie morskiej flory i fauny w tym okresie rozwoju malucha, kiedy jedyną rozpoznawaną przez nie rzeczą jest butelka mleka. Ale cóż, jak już wspomniałam na wstępie, matką nie jestem i pewnie rzeczone matki rzeczonych niemowląt dobrze wiedzą, co robią i na pewno nie kierują się w wyborze atrakcji dla swojej pociechy tym, że z wózkiem można do akwarium wejść bez kolejki, nieprawdaż?
Wiem, wredna jestem.

Ale to dlatego, że jestem zawiedziona, bo niestety na tak niewielkiej powierzchni taki dziko kłębiący się tłum uniemożliwiał znacznie zobaczenie wszystkiego tak, jak by się chciało. Do niektórych akwariów w ogóle się nie dopchaliśmy. Ale obejrzeliśmy piękne białugi, morskie wydry, dobre show z wspomnianymi białugami i delfinami, piękną rafę koralową, pingwiny, rekiny i całą masę ryb. No i oczywiście zamierzamy wybrać się tam jeszcze raz - w dzień roboczy, kiedy akurat nie będzie darmowego wejścia:-)))

Tasiemiec, wersja morska


Ty, nie stawiaj się, bo ci przyłożę





Cześć, Zdzicho jestem. Może postawię ci drinka?





3 komentarze:

  1. Lubię rybki mniam,mniam....oglądać ;-)))
    Pozdrawiam cieplutko!

    OdpowiedzUsuń
  2. ups! pamiętam, że w takich samych okolicznościach odwiedziłam kiedyś Museum of Science and Industry.... nie do polecenia! ;)

    ale trzeba było nie stać przd Aquarium, tylko udać się do Art Institute, które też ma teraz wprawdzie darmowy wstęp w dni powszednie ale za to większą powieżchnię i mniej zainteresowanych z dziećmi myślę - jednak delfiny i rybki bardziej dzieciaki ruszają niż Picasso ;)

    ale mogę się oczywiście mylić ;)
    pozdrówka!

    OdpowiedzUsuń
  3. Kontrolerka, oglądać gdzie? na talerzu?:-)))))

    Ewa, nie przyszło nam to niestety do głowy, a przecież od dawna się do Art Institute wybieramy i wybrać nie możemy:-)) na swoje usprawiedliwienie dodam, że zamarzły mi w tej kolejce szare komórki i nie mogłam myśleć logicznie:-)))

    OdpowiedzUsuń