Właśnie sobie coś uświadomiłam. A właściwie uświadomiła mi to koleżanka w trakcie długiej pogadanki na skype. Koleżanka, z którą znamy się parę lat. Która pamięta mnie z zupełnie innych czasów i innego życia. Koleżanka, rozmowa z którą wstrząsnęła dzisiaj moim jestetstwem.
Co się ze mną stało?
Co się stało z tą niezależną kobietą, jaką byłam?
Kobietą, która sama na siebie zarabiała.
Gdzie jest kobieta pracująca, ta która bez pracy nie wyobrażała sobie życia i pracę swoją uwielbiała? Która z radością brała każde zlecenie, nawet najmniejsze?
Kobietą, która nie wiedziała, jak się gotuje rosół i piecze piernik ale wiedziała, co dobrego serwuje każda restauracja w mieście, w jakich godzinach jest otwarta i była na ty z większością właścicieli, jako najczęściej stołujący się klient?
Co się stało z kobietą, która wszystkie rzeczy oddawała do prania i prasowania, bo nie miała czasu na duperele?
Gdzie jest kobieta, która wolne dni spędzała nad cynamonowym latte w ulubionej knajpce nad książką, plotkując ze znajomymi i imprezując do rana?
Gdzie kobieta, która potrafiła cały dzień spędzić w salonie kosmetycznym a sprzątała za nią miła pani, która nie bała się o swój świeżo położony lakier do paznokci (zawsze w klasycznym kolorze ciemnej wiśni, na paznokciach o długości idealnej - nie za długiej, żeby nie wyglądać na "tipsiarę", nie za krótkiej, żeby przypadkiem nie znalazł się mężczyzna, który by ich nie zauważył)?
Ta kobieta znikła!!!
Pojawiła się jakaś dziwna, nie znana nam bliżej istota.
Istota pozostająca na utrzymaniu M Ę Ż C Z Y Z N Y !!!
Istota prasująca mu koszule. Że o praniu nie wspomnę.
Istota gotująca rosół!!!
Istota robiąca dziesięć odmian lazanii, pięć rodzajów gulaszu, siedemnaście zup, świąteczną pieczeń i tarkująca marchewkę!!!
Istota lepiąca pierogi i piekąca tort makowy!
Istota szukająca przepisu na idealny domowy chleb!
Istota, która cynamonowe latte zamieniła na zieloną herbatę!
Istota, która zamiast balować do rana w towarzystwie licznych drinków z palemką, skoro świt zrywa się z łóżka i biegnie na siłownię, bo to zdrowo (łomatko!!!!!!!!!!).
Ale to jeszcze nie najgorsze.
Najgorsze jest to, że jej się ta przemiana podoba!!!
Łomatko.
Powiedzcie, że też tak macie.
Proszę...
WELCOME TO THE CLUB!!!!!!
OdpowiedzUsuńKiedys niewyobrazalam sobie siebie w roli kobiety przy mezu:)))))No bo jak....swiat mnie wzywal.
Teraz ten swiat moze sie drzec,a mi to zwisa,kocham siedziec w domu,lubie gotowac(meza tez lubie,zeby nie bylo:))
I mysle sobie ze dlatego tak jest,bo mialam okazje i zwiedzac i bawic sie niezle,teraz przyszla kolej na spokojne i ustabilizowane zycie,pachnace piernikami,pasztetami i przyozdobione usmiechnieta geba mojego faceta.
JESTEM SZCZESLIWA!!!!
Mam nadzieje ze Ty tez:)))
USCISKI.
Maga, kiedyś "żona przy mężu" miało dla mnie to samo znaczenie, co "Guantanamo". A teraz??? Świat stanął na głowie.
OdpowiedzUsuńA do tego jestem z tym szczęśliwa.
Łolaboga.
Może to tutejszy klimat...?
:-)))))
Pozdrawiam serdecznie:-)))
Samiec Twój Wróg!
OdpowiedzUsuńLotnico, czy Ty aby nie o mnie napisalas?!
OdpowiedzUsuńChyba mnie podgladasz:)
A ja lubie takie zycie i jest mi z tym bardzo dobrze. Cos sie konczy, cos sie zaczyna. Najwazniejsze jest to, ze nam jest z tym dobrze i jestesmy szczesliwe.
Witaj w klubie!
Milego wieczoru, pozdrawiam:)
A ja łączę jedno i drugie :) Imprezuję, zarabiam, piekę i gotuję :D A na poważnie, to ja myślę, ze po pierwsze złoty srodek, a po drugie co komu do szczęścia potrzebne. Przez długie lata nie gotowałam, zaczęłam dla byłego i tak mi zostało. Piec zaczęłam przy Panu Koali, coś mi strzeliło do głowy pewnego dnia i od tego czasu muszę coś upiec raz na jakiś czas. Udomowiłam się więc znacznie, ale nadal imprezy nie odmówię, cynamonowego latte też zresztą nie ;)))
OdpowiedzUsuńLotnico,
OdpowiedzUsuńno wszystko mogę zrozumieć, no ale braku tych drinków z palemką do rana, to już nie!!!! ;D
A na serio: grunt to się dobrze z tym czuć, a reszta jest nieważna.
Długi by opowiadać, ale przez jakieś kilka lat czułam się poza obiegiem, ale powoli, z trójką dzieci, skończyłam studia, kurs angielskiego, i około czterdziestki... odżyłam! Oczywiście, bez fajerwerków czy jakiś oszałamiających szaleństw, ot, by dobrze się czuć ze sobą.
Twoja przemiana jest zupełnie NORMALNA i nie ma w niej nic dziwnego wszystkie zostałyśmy w ten sposób odmienione i te które obecnie popijają drinki z parasolką i spędzają mile czas TEŻ ZOSTANĄ ODMIENIONE - taka karma......
OdpowiedzUsuńŁolaboga, też tak mam. Po dwudziestu kilku latach pracy znów jestem studentką, pozostającą na utrzymaniu Męża Miniusia. Po prostu nastąpiła "pozytywna przemiana bohatera". Teraz może być już tylko lepiej. Podoba mi się :)
OdpowiedzUsuńKazdemu jego wlasne niebo!!!
OdpowiedzUsuńZona przy mezu moglabym owszem byc, ale bez sprzatania, prania, prasowania i z gotowaniem jak dotychczas czyli kiedy mam ochote;))
Na szczescie Wspanialy uwaza, ze to jest i tak jego niebo i jestem kobieta doskonala, w czasie kiedy jedna pralnia pierze, druga krochmali i prasuje, a on sprzata:))
Po kilkunastu latach pracy z wielką rozkoszą poszłam na macierzyński, a potem na 3 letni wychowawczy. I gdy ten wychowawczy przedłużył mi się, wcale , ale to wcale, nie żałowałam. Miałam czas na realizowanie swych zainteresowań. Gdybym pracowała zawodowo, a do tego prowadziła dom, to de facto pracowałabym na 2 etatach.To, jak traktujemy pracę w domu, zależy tylko od nas- można traktować jako dopust Boży, a można również bardzo dobrze sobie zorganizować życie.I nigdy, nawet słówkiem mój mąż nie wyraził niezadowolenia,że to na nim spoczywa ciężar utrzymania rodziny. A potem to już pracowałam "na własnym" i to też było ciekawe doświadczenie. I wierz mi, nigdy, przenigdy nie narzekałam,że "siedzę w domu".
OdpowiedzUsuńBo jestem mocno udomowioną kobietą.
Miłego, ;)
Jego Ekscelencjo, Towarzyszu Życia mój najmilszy:-))))) przecież ja wyraźnie napisałam - jestem zdrowa i jest mi dobrze:-))))))))))))))
OdpowiedzUsuńAtaner, ja też lubię to nowe życie. Dzisiaj po prostu sobie uświadomiłam, jak bardzo się zmieniło ostatnio i poczułam się nieco zagubiona - to dalej jestem ja?
OdpowiedzUsuńPani Koala, dobrej imprezie nie mówimy nie:-))) podobnie jak latte i drinkom z palemką. Tylko tyle, że teraz zmieniły się ciut proporcje - kiedyś było więcej palemek, a teraz pierogów:-)) i o te proporcje właśnie chodzi:-))) Pozdrawiam:-))
OdpowiedzUsuńAnulla, no mnie też najbardziej brakuje drinków z palemką:-))))
OdpowiedzUsuńSzpilka, lepiej nie mów o tym głośno, bo się wszystkie panny na wydaniu wystraszą:-)
Beatta, Anabell, mnie się właściwie też ta sytuacja podoba. Ja się nie boję siedzenia w domu, bo zawsze mam coś do zrobienia, oczywiście poza wszystkimi kurzęcymi zajęciami. Tylko nagle do mnie dotarło, jak bardzo się wszystko zmieniło i to w sposób, który kiedyś wydawał mi się absolutnie nie do zaakceptowania.
Star, Król na szczęście też uważa, że jestem doskonała. Nie wyprowadzajmy go z błędu:-))))))))))))
Lotnico kochana:) to normalne:) ale cudnie to napisałaś, aż się sama nad sobą zastanawiam...ach... marzenia...
OdpowiedzUsuńKaś:-)) marzenia dobra rzecz, szczególnie, że niektóre się spełniają:-)
OdpowiedzUsuń(jak mówi stare ludowe przysłowie - uważaj, o czym marzysz, bo może się spełnić:-)))) )
oi, jakbym czytala wlasne mysli, tylko, ze mi ta moja przemiana niestety sie nie podoba :)
OdpowiedzUsuńArtdeco, ja się staram znaleźć plusy tej sytuacji. Ale do tej pory, a niedługo miną dwa lata odkąd zamieniłam się w kurę domową, łapię się na tym, że czuję się poza obiegiem "zwykłego" życia. Wiem, że to nie na zawsze, że to tylko etap i staram się cieszyć, że mam czas dla siebie ale czasami mi dziwnie. To naprawdę ciągle jestem ja?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:-)