środa, 13 lipca 2011

Nic tak nie cieszy, jak seria z pepeszy

Podobno przedwczoraj znowu nawiedziła nas nawałnica.
Podobno znowu połamało drzewa, pozrywało dachy i zalało piwnice. U naszych znajomych na przykład wyrwało płot. Z korzeniami.
U Pana i Władcy w pracy piorun strzelił w transformator. Transformator wybuchł i odpadł z niego kabel. Kabel spadł na parking, który natychmiast zaczął się dymić. Pewnie dlatego, że płynie przez niego marne cztery tysiąc wolt. Policja i straż odgrodziły teren i pojechały a po nich przyjechali panowie z elektrowni. Panowie stoją i patrzą na kabel od trzech dni, non stop kolor, dwadzieścia cztery godziny na dobę ale kabla nie ruszają, choć kabel iskrzy i wypala asfalt. Nie mają upoważnienia. Pan z upoważnieniem przyjedzie dopiero w sobotę, bo na razie zajęty jest podłączaniem do prądu odciętych szpitali i domów starców. W końcu niemowlęta i staruszki są ważniejsze, niż jakaś tam instytucja, która zresztą radośnie spędza czas w domu, ciesząc się z niespodziewanych wakacji.
Ci to mają dobrze. Prawie chciałabym mieć pracę.

A u nas znowu nie było Internetu przez trzy dni.

Podobno z powodu nawałnicy.
Podobno.
Ja nic na ten temat nie wiem, bo wszystko przespałam.
Dzięki temu nie sikałam w gacie ze strachu, zastanawiając się nad logistyką ratowania staruszek z wyższych pięter, bo nasz niewielki budynek to Geriavit Farmaton. Same starsze panie o balkonikach.
Spałam mocno i twardo z powodu bardzo męczącego weekendu, który spędziliśmy z Panem i Władcą w parku stanowym Matthiessen, łażąc po kanionach, brodząc w strumykach, wspinając po skałkach i schodach. Było bosko, tylko upiornie gorąco i duszno, no i dużo łażenia.

Wycieczka nie obyła się bez pewnych komplikacji, bo na początek trafiliśmy nie do tego wejścia, co trzeba. Niby fajnie - las, rzeka ale jakoś tak dziko, cicho i pusto; zbyt pusto, jak na sobotnie popołudnie. I kanionów, reklamowanych nam przez znajomą, ani widu ani słychu.
Dopiero po fefęstnastu kilometrach trafiliśmy na tablicę informacyjną. Szliśmy KOŃSKIM SZLAKIEM. Szlak dla dwunożnych był w zupełnie innym miejscu.
Tośmy zawrócili do właściwego wejścia. Rzeczywiście były kaniony. Oraz strumyki, potoki i skałki. Było absolutnie pięknie.
I było głośno. Buraki zjechały na łono natury na weekend (oczywiście, burak nie jest rzeczą niezwykłą, ale tutaj było ich tylu i tak głośnych, że wypada wspomnieć o ich znaczącej obecności).

Jaka jest charakterystyczna cecha buraka pod każdą szerokością geograficzną?
Burak jest GŁOŚNY.
Burak się drze – do narzeczonej stojącej dwa metry od niego i kumpla, oddalonego o kilometr. Burak się śmieje tak, że spadają lawiny i uciekają zwierzęta. Burak rzuca papierki pod nogi a puste butelki i puszki do potoku. Burak rozwala szklane butelki o kamienie. Burak musi zaznaczyć swoją obecność.
Burak ma frajdę z łamania wszelkich zakazów.
Nie wolno śmiecić? To my butelkę w krzaki.
Zakaz pływania? Olewamy zakazy. W końcu jesteśmy Iniemamocni a topią się tylko frajerzy.
Nakaz trzymania psów na smyczy? Ależ nasz brytan wcale nie jest tak groźny jak się wydaje, kiedy biegnie w stronę cztery razy mniejszego od niego dziecka.

I nagle żarcik – „nic tak nie cieszy, jak seria z pepeszy” – nabrał dla mnie zupełnie nowego wymiaru.

Ale park był fajny, szczególnie następnego dnia, którym była niedziela. Buraki odsypiały sobotnie hulanki a my mogliśmy w spokoju napawać się widokami. Polecam. Tam jest naprawdę pięknie. 









8 komentarzy:

  1. Przybiegłam tu pierwszy raz od Stardust i też się prawie tak samo pośmiałam, jak to zazwyczaj u Niej ( BURAKI - bardzo trafnie ). Ale nie tylko o chichy mi chodzi - przecież - w ogóle interesująco i piękne zdjęcia. Pozdrawiam i dobrze życzę ! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kwoka witaj w naszym kurniku:-)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochana, to czułaś się jak w Ojczyznie, np w Dolinie Kościeliskiej czy też każdej innej reglowej dolince.Zdjęcia piękne, no bo tam jest pięknie, jak widać.No to zrobiliście nieco nadprogramowych kilometrów z okazji pomylenia szlaku. Ja też bym spała ze trzy dni ze zmęczenia.
    Miłego,;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Anabell, chcesz pożyczyć pepeszę?:-))

    OdpowiedzUsuń
  5. Buraki są wszędzie - w niedzielę jechaliśmy tramwajem na Indy, a wyścigi przyciągają buraków wszelkiej maści. Para ze swoimi burakównami na cały głos komentowała dziewczynę w króciutkich szortach na skądinąd zgrabnej pupie, która właśnie wysiadła "Hyhyhy a ja szedłem za nią po schodach"... Żenujące to było.
    Widoczki boskie, mam nadzieję właśnie na coś takiego w BC :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Lotnico,niestety bardzo często żałuję,że nie mam pod ręką kałasza.:)))

    OdpowiedzUsuń
  7. Pani Koala, z założenia nie lubię buraków i staram się omijać miejsca, gdzie mogą występować. Myślałam, że taka rozrywka jak łażenie po lesie nie przyciąga buraków, jednak srodze się omyliłam. Oj jak srodze. W sobotę skończyliśmy zwiedzanie wcześniej, niż zamierzaliśmy, bo nie mogłam zdzierżyć tego darcia się. Chciałam odpocząć, wyciszyć, ale jak można się zrelaksować, jak ktoś wrzeszczy ci do ucha? Z drugiej strony wcześniej wylądowałam na hamaku, co też nie było złe:-))

    OdpowiedzUsuń