środa, 25 stycznia 2012

O kiełbasce wyborczej i nie tylko

Zdjęcie z cheezburgera, ofkors
Prezydent Obama wygłosił wczoraj State Of The Union, czyli po naszemu - uroczyste orędzie do Kongresu i zarazem Narodu. Orędzie owo jest corocznym sprawozdaniem ze stan państwa i zapowiedzią dalszych działań, a że mamy rok wyborczy, było szczególnie ważne (ok, wszyscy wiemy, że choć pan Obama nie cieszy się ogromnym poparciem społeczeństwa, to jednak  zostanie na drugą kadencję, bo jego przeciwnicy to jakiś żart).
Obiecał wszystkim dużo pysznej kiełbasy wyborczej. Dowiedzieliśmy się więc, że będą powstawać nowe miejsca pracy, że każdy będzie miał szansę studiować, że upadające firmy dostaną pomoc finansową, że zmniejszy się import z Chin a za to zaczną się otwierać nowe fabryki, że upadający przemysł samochodowy wróci do czasów swojej świetności a miasta takie jak Detroit (żyjące przecież z owego przemysłu) znowu zakwitną. Banki przestaną odbierać ludziom domy (obecnie na rynku jest 7,4 miliona mieszkań, zabranych przez banki!!!), ludzie zaczną więcej zarabiać, każdy będzie miał ubezpieczenie a firmy ubezpieczeniowe nie będą mogły odmawiać pokrywania kosztów leczenia. I że zrobi dobrze wszystkim imigrantom. I że milionerzy będą płacili uczciwie podatki. I jeszcze dużo, dużo więcej.

Pięknie mówił. Było dużo patriotycznych haseł, dużo klaskania i uścisków i w ogóle było cudnie, a ja mam tylko nadzieję - i ze szczerego serca tego wszystkim Amerykanom życzę, żeby choć połowę z tych wszystkich szumnych zapowiedzi udało się panu Obamie wcielić w życie.
Bo to wszystko należy się ludziom jak psu kiełbasa.

Wczoraj czytałam o czlowieku, który wygrał w loterii 14 milionów. Zapytano się go więc, co sobie kupi najpierw. A on skromnie powiedział, że w końcu zapłaci za ubezpiecznie - dobre ubezpieczenie - i może w końcu uda mu się doczekać przeszczepu nerki, bo do tej pory nie było go na to stać.

A mnie się nóż w kieszeni mi się otworzył.
Nożesz co za popieprzony świat, żeby człowiek powoli umierał, bo go nie stać na leczenie.


A teraz z innej beczki.
Na szikagowskich faktach wyczytałam news treśni następującej: ""Pasażerowie linii lotniczych mają prawo wiedzieć o pełnej cenie przelotu, którą będą musieli zapłacić, już w momencie, kiedy rezerwują swój lot. Wprowadziliśmy reguły dotyczące reklamowania cen przelotów, aby chronić klientów, i w dalszym ciągu zamierzamy to robić" - komunikat Departamentu Transportu cytuje sekretarza tej organizacji Raya LaHooda."

W związku z powyższym firma LOT zubożeje o 60 tysi. Zielonych. Taką karę nałożono na nią za podawanie nieprawdziwych cen w reklamach, bowiem powyższe prawo obowiązkuje nie tylko amerykańskich przewoźników, ale również tych, którzy chcą do Stanów latać. LOT znalazł się więc na krótkiej czarnej liście, w towarzystwie Asiana Airlines.

A ja z radości zacieram rączki - i dobrze im tak, oszustom.
Mnie też kiedyś przerobili na osiem stówek peelenów, jak się okazało, że cena podawana na plakacie nijak się ma do rzeczywistości i jest tak naprawdę wyższa. Ale niedużo - jak optymistycznie zauważyła pani sprzedająca bilet. Po tej uwadze od razu zrobiło mi się lepiej. Ach, jak "niedużo" - to wszystko ok. Czyż nie?

4 komentarze:

  1. Racja, nóż otwiera się w kieszeni... A propos naliczania cen do biletu nawet widziałam kiedyś śmieszny skecz któregoś z polskich kabaretów, ale wybacz mi sklerozę, nie pamiętam którego. Ba, ale śmieszne to nie jest, gdy jest po "przeciwnej stronie okienka"...

    PS. a o naszych wizach nic Obama nie powiedział...?? ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pan Obama w orędziu o wizach dla Polaków nie mówił, bo to było orędzie o stanie państwa, ale za to już jakiś czas temu zapowiadał zmiany w ruchu bezwizowym, w tym dla Polski. To jest rok wyborczy, więc kto wie.

    Ja jednak nie uważam wcale za jakieś wielkie dobrodziejstwo zniesienia wiz. Nie będziemy stali w kolejkach w konsulacie, za to będą nas dokładniej sprawdzali na granicy, już po przylocie i odsyłali do Polski. Nie wiem co gorsze - jedna wizyta w Warszawie czy w Krakowie i odmowa, czy przelecenie oceanu, żeby się dowiedzieć, że jest się elementem niepożądanym w tym kraju i następnie powrót do domu. Zmarnowane pieniądze, zmarnowany czas, nie mówiąc o stresie. Nie mówiąc o tym, że nie będzie możliwości przedłużenia czy zmiany wizy już na miejscu, w Stanach - kończy się pozwolenie na pobyt, trzeba wyjechać i koniec. Wielu Polakom zmieniajacym status na miejscu zamknie to drogę do legalnego pozostania tutaj.

    I jeszcze a propos orędzia Obamy - to jest pierwszy polityk, którego przemówienia - całego, a trwało dobrze ponad godzinę - wysłuchałam z zainteresowaniem. Ma dobrego pisarza od przemówień i jest naprawdę dobrym mówcą. Niestety, przy panu Komorowskim zasypiam po 10 minutach:-))

    OdpowiedzUsuń
  3. Aaaaaa, no widzisz, to ja nie wiedziałam, że istnieje i takowa perspektywa... Chociaż i obecnie, i ewentualnie też byłaby to gra w ruletkę, myślę.

    A co przemówień Panów Prezydentów - oj, tak, tak, mam podobnie... :)))

    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  4. Zawsze jest to gra w ruletkę, ale jeśli grasz w ambasadzie, wychodzi trochę taniej, niż kupić bilet, polecieć i zostać zawróconym. Kiedy lecieliśmy ostatnio, w naszym samolocie było trochę "bezwizowców" zza południowej granicy. Niestety, część z nich została zatrzymana na lotnisku - nie wiem, czy tylko do wyjaśnienia, czy zawrócona, ale "wizowców" tak dokładnie nie sprawdzali.

    OdpowiedzUsuń