wtorek, 13 grudnia 2011

Golenie owiec

Ja dzisiaj w kwestii formalnej.

Po przekroczeniu magicznej liczby 20.000 czytelników co kilka dni dostaję pochlebnego maila od kolejnej firmy, zajmującej się mamieniem owieczek, czyli marketingiem.
Co kilka dni jakaś miła osoba, której gdzieś we wszechświecie spodobał się mój blog (taaaaa i na pewno nie ma to nic wspólnego ze statystyką), która "przedarła się przez ogrom blogów i fotoblogów i właśnie ten stał się (dla tej miłej osoby) inspiracją" i która "po prostu uwielbia twojego (znaczy mojego) bloga" proponuje mi jakiś sympatyczny deal. A to zamieścić reklamę, a to wziąć udział w konkursie, a to a tamto - a oni w zamian sypną ślicznymi, szeleszczącymi euraskami. Wystarczy wejść na jej konto (znaczy tej wielkodusznej firmy, co to euraskami sypie) na fejsbuczku i sprawdzić zasady konkursu, wziąć w nim udział a potem wszyscy będziemy żyć długo i szczęśliwie (obsypani wiadomo czym).
Znaczy mam się ujawnić się z imienia, nazwiska, adresu i listy swoich znajomych, upodobań i zainteresowań, bośmy przecież na blogach w większości anonimowi. I jeszcze dorzucić listę swoich krewnych i znajomych jako bonus.

Fejsbuczek, podobnie jak naszaklasa to idealne źródło informacji - mamy tu śliczną z punktu widzenia marketingowca listę przydatnych informacji: nie tylko dane osobowe, miejsce zamieszkania, ale z kim sypiamy, kogo lubimy a kogo nie, ilu mamy znajomych i czym się zajmują, czym my się zajmujemy, co robi brat szwagra z Częstochowy, siostra bratowej kuzyna ze Szczytna i kuzynka kuzynki ciotecznej siostry przyrodniego brata z Londynu, jakie mamy zainteresowania, gdzie spędzamy wakacje etcetera etcetera. Nic, tylko dostać zaproszenie od użytkownika i pełen dostęp do jego konta a potem hulaj dusza, piekła nie ma.

Więc chciałam tutaj wszystkich marketingowców, którzy "uwielbiają mój blog" i "zafascynowały ich moje przeżycia" (kurna, ciekawe które?) poinformować, że nie posiadam konta na: fejsbuczku, tłiterze, naszejklasie, gronie i pochodnych oraz nie zamierzam zakładać. Jeśli ktoś chciałby mi coś zaproponować, zachęcam do wysłania maila ze wszystkimi informacjami. Jeśli nadal ktoś się upiera przy odwiedzinach na fejsbuczku, uprzejmie proszę o nie wysyłanie mi żadnych ofert i nie zaśmiecanie skrzynki mailowej, bom leniwa i nie chce mi się tego chłamu usuwać.

A tutaj te oto obrazki pokazują, jak się gra w tę grę, zwaną marketingiem. Potrzebne nam będą: niewinna owieczka i maszynka do golenia.

No więc zaczynamy zabawę: bierzemy słodką, niewinną owieczkę...


...następnie bierzemy maszynkę do golenia...


...i golimy...

...golimy...

...a tu mamy ślicznie łogoloną łowieckę


Proste, no nie?

8 komentarzy:

  1. Ktoś mi ostatnio powiedział,że ja właściwie nie istnieję, ponieważ nie mam swego konta na FB,NK i Twitterze, a konto na Google+ mam "tak jakby nieczynne".U mnie był wysyp propozycji "konkursowych" w ubiegłym roku, ale się mocno zrazili. Ostatnio dostałam propozycję od wydawcy e-booków,żebym im coś podesłała ze swej twórczości literackiej (oczywiście na konkurs)- chyba im się coś na mózg rzuciło, bo moja jedyna twórczość ostatnio to koraliki a to się raczej do druku nie nadaje.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Logos Amicus, nie wiem, co masz na myśli, pisząc "i słusznie" ale dopóki zgadzasz się z autorką tego bloga, dopóty autorka będzie zgadzać się z Tobą:-P
    :-)))))

    OdpowiedzUsuń
  3. Anabell, ja też nie istnieję:-) Ale idea dzielenia się prywatnymi informacjami z całym światem jakoś do mnie nie przemawia. Nie chcę, żeby jakiś marketingowiec, przyszły czy obecny pracodawca, pan z firmy rekrutacyjnej etc etc. sprawdzał, co lubię, z kim sypiam i kto jest moim kumplem w tym tygodniu. No nie.
    Ofertę od wydawcy e-booków też dostałam i obśmiałam. Ja i pisanie książek. No trzymajcie mnie:-))

    OdpowiedzUsuń
  4. W tym wypadku wiadomo, że jeśli nie wiadomo o co chodzi, i skąd ten przypływ entuzjazmu dla właścicielki bloga, to wiadomo, że chodzi o pieniądze, niekoniecznie zasilające jej kieszeń. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Pan od e-bookow skontaktowal sie ze mna ponad rok temu i nawet prowadzilismy korespondencje, bo chyba nie mialam lepszego zajecia:)) Pan przestal pisac, ku mojemu rozczarowaniu, jak zapytalam jak przewiduje rozwiazac sprawe nielegalnego sciagania tych e-bookow przez krewnych, przyjaciol i znajomych kroliczka. I tak oto przeszedl mi zarobek (bodajze) 5 zlotych polskich od e-booka [:))))] kolo nosa, czego do dzis nie moge odzalowac;//
    Na Fejzzbuku mnie nikt nie atakowal, widocznie nie moga mnie zastac;))

    OdpowiedzUsuń
  6. Iga, ja się nie łudzę, że chodzi o napełnienie moich kieszeni:-) A entuzjazm pana z działu marketingu, który wysyła tuziny identycznych maili, żeby złapać jedną rybkę, też mnie nie kręcą. Entuzjazm za kasę? Hm... wolę jednak taki nie poparty żadnymi ofertami pieniężnymi:-))

    OdpowiedzUsuń
  7. Star, ja z zasady nie prowadzę żadnej korespondencji z żadnymi pracownikami działów marketingu i sprzedaży, których urzekła moja historia. Ostatnio złamałam jednak zasadę, bo wkurzył mnie kolejny mail z prośbą o wejście na fejsbuczka, dołączenie do grupy fanów, lajkowanie etc. etc.

    OdpowiedzUsuń