wtorek, 27 grudnia 2011

Born to be wild


Choć żyję na tym świecie ponad trzydzieści wiosen, to jednak ludzie nie przestają mnie zaskakiwać i zdumiewać.

Ostatnie zdumienie przyszło w wigilijny poranek wraz z lokalnymi wiadomościami, w których napisano, że poprzedniej nocy na ulicach miast Stanów Zjednoczonych odbyły się bitwy pomiędzy obywatelami (między sobą) oraz obywatelami a ochroną supermarketów tudzież policją.

Historia zaczyna się od firmy Nike, która zapowiedziała na sobotni poranek wielką premierę najnowszych butów Michaela Jordana (informacja dla młodszego pokolenia, bo próchna jak ja to pamiętają - to był taki znany koszykarz). I ludzi ogarnęło szaleństwo. Od wieczora pod sklepami ustawiały się w kolejkach setki (no wiem jak to brzmi, ale to najszczersza prawda) ludzi. W Seattle do 4.00 rano, czyli do otwarcia sklepu (no sorry ale wyobrażacie sobie, żeby iść na zakupy o 4:00 rana? naprawdę?) było już ponad tysiąc osób (dla ułatwienia podaję słownie, jak się komuś nie mieści w głowie: ponad t y s i ą c).

- Około 3:00 w nocy wśród czekającego tłumu - mówi jeden z policjantów z Seattle - zaczęły się przepychanki i bójki. Około 4:00 trudno było opanować ludzi, więc policjaci użyli gazu pieprzowego, żeby uspokoić bijatyki.

W tłumie czekających dwudziestoletni chłopak został dźgnięty nożem, kiedy pomiędzy współkolejkowiczami wybuchła awantura. Zamiast po wymarzone buty trafił do szpitala.
W Georgii policjanci musieli wybić okno w samochodzie, w którym matka zostawiła dwoje niemowląt. Okazało się, że sama ustawiła się w kolejce.
W Indianapolis ludzie tratowali się nawzajem, nie bacząc na to, że w tłumie są dzieci.
 
Warto wspomnieć o wyważonych drzwiach do sklepów, zniszczonych witrynach i wystawach, ludziach bijących się w drodze do kasy. Dwie kobiety, co zarejestrowała lokalna telewizja, rozdawały kuksańce i kopniaki. Policja aresztowała kilkadziesiąt osób. Ochrona w sklepach nie była sobie w stanie poradzić z rozszalałą tłuszczą.

I to wszystko dla butów (notabene wartych niebagatelną kwotę 180 dolców).

Ja rozumiem, że każdy z nas ma potrzebę zrobienia w życiu choć małego szaleństwa. Chyba wszyscy z nas (a przynajmniej większość) z taką pewną nieśmiałością ciągle gdzieś na dnie serduszka pielęgnuje w sobie wizję siebie w zupełnie innym miejscu i czasie, z rozwianym włosem i szaleństwem w oczach, mknącym na motocyklu w siną dal, opływającym świat dookoła kajakiem, latającym balonem nad wulkanami i wspinającymi się na Everest.
No bo przecież jesteśmy born to be wild, a nie po to, żeby z teczuszką i w gajerku codziennie o poranku zapieprzać do tej beznadziejnej roboty. Kto z nas marzył w szczenięcych latach o byciu prozaicznym księgowym, windykatorem czy urzędniczką ze skarbówki? Nikt? No właśnie.


Ale żeby w kolejce po buty? Naprawdę?

15 komentarzy:

  1. Też mnie to zdumiewa. Ludzie to czasem taki bezmyślny tłum dzikusów... tak samo przed świętami, normalnie wszystkim rozum odbiera i mają puste oczodoły, nie czują, nie myślą, tylko mają zrealizować listę zakupów. Cholera, jestem z innego kawałka drewna ciosana, bo im bardziej tłum leci prosto, tym bardziej ja idę w bok. No, ale żeby po buty????

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak rozumiem buty z kolekcji MJ nie były tylko sprzedawane w ten jeden dzień i potem były nie do dostania, zatem rzeczywiście, ten owczy pęd szokuje.
    Jest nas po prostu na świecie za dużo, co wyzwala mordercze instynkty. Tak jak lemingi w amoku rzucają się do morza, kiedy jest ich za dużo, my się po prostu wszyscy kiedyś zadepczemy.
    Świąteczne zakupy gromadzę na kilka tygodni wcześniej, ostatnie dwa dni nosa nie wychylam z domu :-) Nie chcę skończyć, jak leming :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Brakło mi słów...

    Ale przesyłam Ci uśmiech :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kolejki sa mi znane jeszcze z czasow PRLu, kiedy slyszalam, ze ludzie stoja w kolejkach po kilka dni, zeby kupc cos tam. Nigdy nie stalam, wiec nie mam pojecia co sie w tych kolejkach kupowalo, wolalam nie jesc i nie stac. Mialam o tyle dobrze, ze zawsze ktos inny mi cos "wystal" a potem na szczescie wprowadzono kartki i byl spokoj. Przynajmniej dla mnie to byl wlasnie spokoj.
    Nie rozumiem tego pedu do stania w kolejkach, zadnych, ale juz najbardziej nie rozumiem stania w kolejce do kina, bo dzis wlasnie film jest w kinach po raz pierwszy?
    Czy to znaczy, ze za miesiac ten film juz bedzie inny, cos z niego ubedzie przez fakt, ze nie widzialam go w pierwszym dniu?
    Niech sobie stoja, niech sobie lby urywaja, niech sie ciachaja nozami, depcza tymi zakupionymi butami... a ja sobie tylko ziewne i pospie:)))

    OdpowiedzUsuń
  5. Opis żadnych butów kolejkowiczów odebrał mi mowę :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Porcelanowa, ja mam tak samo - idę zawsze w odwrotnym kierunku, niż tłum. Owczy pęd to nie dla mnie a już tym bardziej po buty. Znam fajniejsze sposoby spędzania wolnego czasu, niż stanie po nocy w kolejce i lepsze, niż wyrzucenie 180 dolców na obuwie sportowe. I po co? Żeby się pochwalić, że się ma? I co z tego?

    OdpowiedzUsuń
  7. Riannon, mam wrażenie że ludzie mają w sobie sporo z flamingów - zamiast żyć spokojnie i cieszyć się tym, co jest, planują kolejną wojenkę. Może my też przekroczyliśmy jakiś pułap liczebności i teraz jak te flamingi staramy się za wszelką cenę doprowadzić do obniżenia populacji?

    OdpowiedzUsuń
  8. Mała Mi, Ewa - mnie też brakło słów:-))

    OdpowiedzUsuń
  9. Star, też nie rozumiem tego stania w kolejce do kina. A stanie w kilometrowych kolejkach do modnych klubów? A czekanie po nocy na rozpoczęcie wyprzedaży? Jak nie ta bluzka, to inna, jak nie teraz telewizor, to za kilka miesięcy będzie kolejna cudowna wyprzedaż. Jak nie dzisiaj film, to za pięć dni.
    A może to nie chodzi o ten film czy buty a o to, że odzywa się w nas pierwotny insynkt łowcy? Wspomnienie człowieka jaskiniowego w naszych genach daje o sobie znać?

    OdpowiedzUsuń
  10. Lemingi- takie szczurki (nie flamingi-ptaszki) mają dokładnie taki instynkt, który podczas "przeszczurzenia" prowadzi je do masowego samobójstwa. Kto wie, może też tak mamy? W końcu nasze geny podobno niewiele różnią się od gryzoni :-)

    OdpowiedzUsuń
  11. Riannon, chyba dodałam do kawy za dużo eggnogg, bo przeczytałam "flamingi":-))))

    OdpowiedzUsuń
  12. Podobno za komuny też tak było, ale czym to dzisiaj wytłumaczyć? Hm... Nie ogarniam :)))

    OdpowiedzUsuń
  13. Ken.G ano było tylko wtedy dało się to wytłumaczyć małą ilością towaru. A teraz? Przecież te same buty można było kupić każdego następnego dnia. No ale ja nigdy nie nadążałam za modą więc się nie znam:-)

    OdpowiedzUsuń
  14. Zycie to walka, czlowiek to drapieznik. Tyle ze w butach ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Kiedyś walczyliśmy o kawałek mięsa, dzisiaj o buty - geny, geny, geny...:-)

    OdpowiedzUsuń