wtorek, 27 września 2011

Gruszki na wierzbie i przysmak teściowej

Żyjem. Tylko jakoś nie było mi ani do śmiechu, ani do pisania ani nic, chociaż nie jest tak źle, jak nam się na początku wydawało - w piśmie z wiadomego urzędu w ostatniej linijce małym druczkiem stoi, że można się odwoływać od decyzji, odwołujemy się więc i czekamy na efekty.
A raczej będziemy się odwoływać, jak się nasz prawnik obudzi.

Właściwie nie mam powodu, żeby narzekać na naszego prawnika.

Co z tego, że ZAWSZE musimy czekać na spotkanie - czasami pół godziny, czasami i trzy. Przecież jak wiadomo, szczęśliwi czasu nie liczą a pracodawca Króla z największą rozkoszą co chwila daje mu wolny dzień na siedzenie w poczekalni.

Co z tego, że czasami W OGÓLE nie stawia się na spotkania. 

Co z tego, że nasz prawnik NIGDY nie jest przygotowany do spotkania, choć umawiamy się z dużym wyprzedzeniem.

Co z tego, że jak jedziemy podpisać dokumenty, to NIGDY nie są gotowe. Więc musimy jechać jeszcze raz, tracąc pół dnia na przebicie się do centrum i z powrotem (oraz oczekiwanie, nie ma że boli).

Co z tego, że naszego prawnika RZADKO udaje się złapać pod telefonem i NIGDY nie oddzwania.

Co z tego, że NIEMAL NIGDY nie odpowiada na maile.

Co z tego, że musieliśmy zapłacić dwukrotnie wiadomemu urzędowi, bo nasz prawnik w ciągu miesiąca nie miał czasu sprawdzić, pod który adres należy posłać dokumenty i na wszelki wypadek, żeby sprawa nie przepadła, posłaliśmy na dwa - dwukrotnie płacąc. W końcu $1.200 to żaden pieniądz, no nie?


Co z tego, że ZAWSZE wysyła dokumenty do wiadomych urzędów w ostatnim momencie, ostatniego dnia przed upłynięciem terminu, do tego wieczorną pocztą.

Co z tego.

Przecież mogliśmy trafić TAK. Pani Małgorzata F. podawała się za prawnika, choć nim nie była. Jej biuro nigdy nie było zarejestrowane jako kancelaria prawna, choć tak się reklamowała. Pani Małgorzata pobierała - jako rzekomy prawnik - pieniądze za reprezentowanie interesów ludzi przed urzędem imigracyjnym. Wszystkie złożone przez nią wnioski przez ów urząd zostały odrzucone. Pieniędzy nigdy nie zwróciła. Lista osób przez nią oszukanych (i to ta oficjalna, wiele osób wolało się nie wychylać i siedzieć cicho) ma długość książki telefonicznej Miasta Stołecznego Warszawy.

Znam ludzi, którzy stracili tysiące, płacąc tej sympatycznej pani.
Pamiętam sprzed kilku lat historię takiego samego prawnika z NYC, który naciągnął moją rodzinę - dali mu oszczędności życia, za które teraz smaży się na Florydzie (znalazł wielu takich naiwnych, żeby nie było, że biedę klepie). Jego niestety nikt nigdy nie oskarżył, może więc popijać drinki z palemką i cieszyć się wolnością, jak wielu innych w tym kraju - rodaków żerujących na niewiedzy, braku znajomości realiów i braku obrotności oraz naiwnej wierze w uczciowość innych (no bo przecież to też Polak! swoich nie oszuka!) swoich krajan.
Na zdrowie!
Żeby wam w gardle te cholerne drinki stanęły!

Wychodzi więc na to, że nie trafiliśmy źle. I chociaż, kurwunia, szlag mnie trafia i krew zalewa, jak muszę się kontaktować z naszym prawnikiem oraz jestem chora na żołądku, to jednak trzymam się go, bo czego jak czego, ale gruszek na wierzbie nie obiecuje.

Trzeba się nauczyć cieszyć małymi rzeczami, no nie?:-)

A oto kwiatki, znalezione na necie - żeby nie było, że jestem jakaś skrzywiona i nie wychodzę do ludzi z uśmiechem.
Na początek moja nowa Idolka - Pani Basia. Znacie Panią Basię? Ja nie znałam. Pan i Władca mnie ostatnio zaznajomił i od tej pory nie ma dnia, żebym nie pooglądała mojej nowej Idolki. Uwielbiam Panią Basię:-)


A teraz z innej beczki - dla wszystkich lubiących gotować - dwie nowe na rynku przyprawy. Kupcie koniecznie:-)

...i nieuczciwych prawników


Miłej reszty tygodnia i dobranoc państwu:-)

10 komentarzy:

  1. Twój poprzedni post, o "legalizacji prawnej" i sposobie jej wykonania gdzieś przepadł- sama go usunęłaś, czy go coś zeżarło? Nie żebym broniła amerykańskich prawników, ale nasi też nie lepsi, to pewnie taka prawnicza choroba.A chwilami mam wrażenie,że rozprzestrzenia się i na inne zawody, między innymi na lekarzy. No popatrz, a ja myślałam,że tylko u nas istotne informacje są drukowane na samym dole drobniutkim drukiem, a do ich odczytania należy używać lupy. Jednak świat się stał globalna wioską- wszystko, wszędzie jest takie same. Muszę poszukać tych przypraw, wyglądają ponętnie.
    Trzymaj się dzielnie, ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jesli sprawy sa skomplikowane to wiadomo ze czlowiek chgce zeby mu odpowiednia instytucja problem zalatwila,w tym przypadku prawnik,ktory powinien byc osoba godna zaufania.Nie wiem jak Twoje sprawy sa skomplikowane,ale chyba nie na tyle zeby dawac nabijac sie w butelke takim samozwanczym mecenasikom.Bierzcie sprawy w swoje rece,taka jest prawda,umiesz liczyc,licz na siebie.
    Uczciwych Polakow na emigracji mozna policzyc na palcach jednej reki,smutne i przykre,ale prawdziwe.
    Zreszta adwokaci niewiele moga,wlasciwie tylko pomagaja zgromadzic odpowiednie dokumenty chronologicznie je poukladac i tyle,do urzedu imigracyjnego i tak musicie stawic sie osobiscie.
    Powodzenia,nie dajcie sie wiecej nabijac w butelke.
    Trzymam kciuki:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy ja dobrze zrozumialam? Wasz prawnik jest polskiego pochodzenia?
    A pania Basie znalazlam juz dawno temu i tez jest moja idolka:))

    OdpowiedzUsuń
  4. Na początek należy się wyjaśnienie - nasz prawnik nie jest oszustem. Nie obiecuje gruszek na wierzbie i nie opowiada bajek, co może a czego nie może załatwić. Mówi, jak jest, jakie są możliwosci a czego się nie da zrobić.
    Tylko ma problem z a) punktualnością b) komunikacją. No i z empatią - tak aroganckiej i niesympatycznej osoby dawno już nie widziałam. I tak, jest rodakiem - wydawało nam się, że będzie najlepszy bo skoro od zawsze zajmuje się tylko sprawami imigracyjnymi, to zna się na rzeczy.
    I zna - tylko patrzcie punkt a i b. :-)

    Oczywiście, możemy sami wypełniać wszystkie papierki i nie dawać mu zarobić. Już to przerabialiśmy - na początku sami wypełnialiśmy wszystkie dokumenty sądząc naiwnie że a) umiemy czytać ze zrozumieniem b) jesteśmy niegłupi, więc powinniśmy potrafić wypełnić kilkustronicowy dokument i zgromadzić potrzebne dokumenty.
    Niestety nie doceniliśmy tutejszych urzędów a niezrozumienie w jednym pytaniu co autor dokładnie miał na myśli odbiło się nam czkawką i wiadomymi problemami. Dlatego wzięliśmy prawnika.

    OdpowiedzUsuń
  5. Anabell, ja usunęłam post o legalizacji, bo mieliśmy z Panem i Władcą utarczkę słowną na temat tego, co można podawać do wiadomości publicznej, a co nie. Nie chciało mi się wdawać w kretyńskie kłótnie - mam dość poważnych problemów, żeby jeszcze dyskutować, czy mogę tu pisać o ślubie czy nie.

    Czasami odnoszę wrażenie, że to nie kobieta potrafi zrobić awanturę z niczego a mężczyzna. Mają wyjątkowy talent do czepiania się pierdół:-))

    OdpowiedzUsuń
  6. Maga - "uczciwych rodaków na emigracji można policzyć na palcach jednej ręki"... Cały czas się zastanawiam, skąd się w ludziach bierze takie kurestwo??? Przecież nie geny, bo zwykle w ojczyźnie zachowywali jakieś zasady przyzwoitości. Więc - okazja czyni złodzieja, czy "tu mnie nikt nie zna, więc mogę"?
    Ciągle słyszę takie historie o nieuczciwych rodakach i ciągle mnie to niemile zaskakuje.

    OdpowiedzUsuń
  7. Star - znałaś Panią Basię i się nie podzieliłaś?? Jak mogłaś!
    Panią Basią należy się dzielić, bo jest bezkonkurencyjna. Zapisuję się do fanklubu:-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Witam :) Ja tu nowa, ale jeśli pozwolisz będę zaglądać. Współczuję przejść z mecenasem, którego trudno namierzyć, dodzwonić się do etc. Ważne, że jednak w przeciwieństwie do innych opisanych uczciwy. Chociaż tak nie do końca skoro za coś tam płaciłaś dwa razy niemałe pieniądze (przynajmniej dla mnie. Życzę szybkiego załatwienie spraw urzędowych i końca kłopotów :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Margarytka, witamy serdecznie i mamy nadzieję, że Ci się tu spodoba:-)) Dziękuję za życzenia - też mam taką nadzieję:-)))))

    OdpowiedzUsuń
  10. Dziękuje za powitanie. Oczywiście, że będę zaglądać. Już Ci dodałam do mojej listy blogów :D

    OdpowiedzUsuń