sobota, 17 listopada 2012

Struś pędziwiatr

I znowu mnie tu długo nie było.
Zdarzają mi się okresy przedłużonego milczenia z różnych powodów - ostatnio przez pracę. Z naszego dwuosobowego działu odeszła jedna osoba, tak więc zostałam sama. Z jednej strony ucieszyło mnie to - moja koleżanka zza biurka miała brzydki zwyczaj przypisywania sobie całej mojej pracy a do tego donoszenia na wszystkich nowej szefowej (bo dawnego dyrcia Kolchozu wywalili na zbity pysk w lipcu bodajże), tlumacząc to tym, że "ona, jak wszyscy, walczy o przetrwanie".

Hm.

Ja tam wolę walczyć o przetrwanie bardziej się starając, a nie idąc po trupach, ale w sumie co kto lubi. Jedni lubią dziewczyny, inni kozy, jedni utrzymują robotę liżąc tyłki, inni robiąc swoje. Świat byłby nudny, gdybyśmy byli identyczni, no nie?

W każdym razie panna od trupów wróciła na swoje dawne stanowisko, z którego pierwotnie została awansowana na moją szefową a ja zostałam sobie sama sternikiem, żeglarzem, okrętem. I zapierdzielam jak z motorkiem wiadomo gdzie w związku z czym do domu wracam zmordowana jak koń po westernie i ostatnią rzeczą, jaką mi się chce, jest znowu wgapianie się w monitor. Za to namiętnie oglądam "ER":-) Pamiętacie jeszcze tego tasiemca? Jeśli nie a jesteście fanami Boskiego George (Cloneeya), koniecznie zdobądźcie pierwszych pięć sezonów. Miał uroczą fryzurę a la "fale Dunaju" w początkach swje kariery:-))

Z radością odkryłam, że akcja dzieje się w Chicago, w szpitalu zaraz obok tego, do którego co tydzień jeżdżę na badania i pokazują ujęcia z miejsc, które dobrze znam. Król, który dał się wciągnąć razem ze mną, wyczytał wczoraj, że pierwsze odcinki puszczane były na żywo a w pogotowiu stała armia statystów, na wypadek gdyby aktorzy coś pomylili i trzeba było interweniować z niespodziewaną akcją. W którymś z odcinków Boski George ogląda mecz, który w czasie emisji tego odcinka leciał w tv a na wypadek problemów z zapamiętaniem tekstu zawsze nosił ze sobą ściągi (w filmie widać, kiedy z nich korzysta - to te chwile pełne zadumy, kiedy pochyla głowę:-).
Poza tym gra tam kupa innych aktorów, których znamy z późniejszych ról (jwiadomość dla tych, którzy oglądają Good Wife - wiecie, że Alicia Florrick całowała się z Boskim George'em???) i frajdę nam sprawia oglądanie, jak sobie radzili w początach kariery.

Poza tym wciągnęła mnie też książka "Infidel" o dziewczynie z Somalii, która, uciekając przed zaaranżowanym małżeństwem i życiem w kulturze dominacji mężczyzny, prosi o azylw Holandii i kończy... w holenderskim parlamencie. Dziewczyna nazywa się Ayaan Hirshi Ali i jest moją osobistą bohaterką. Ostatnio spóźniliśmy się do Kołchozu bo nie mogłam się od książki oderwać:-)


No i tak to u nas wygląda, kiedy nas tu nie ma - życie pędzi jak szalone między Kołchozem, domem i ER:-))

P.S. Zapomniałam dodać, że po obejrzeniu wszystkich sezonów M.A.S.H, House'a i po pięciu sezonach ER umiemy już z Królem intubować, robić tracheotomię (tnie się najpierw pionowo a potem poziomo), płukać żołądek, laparoskopię zwiadowczą robimy z zamkniętymi oczami a Król jest mistrzem lewatywy:-))))
Jednego, czego się z ER na pewno nie nauczcie jednak, to geografia Chicago, bo ujęcia mogą mylić:-)

6 komentarzy:

  1. Jakoś nie mogłam przekonać się do House'a. Pewnie po części z przekory - taki modny był w otoczeniu i takim lansem było oglądanie go, że musiałam znielubić ;)))

    Mnie przez takie seriale wciąż zastanawia, czy faktycznie da się zrobić tracheotomię rurką od długopisu ;)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ken G. mnie też zawsze to zastanawiało - może trzeba na kimś wypróbować i przekonać się empirycznie?:-))

      Usuń
    2. Po złapaniu bakcyla na seriale medyczne to mi normalnie długopis posmutniał, że go tylko do pisania używam ;)

      (Może by się rzeczywiście przydało Julianę M. obejrzeć z czasów, gdy się prowadzała z lekarzami zamiast z prawnikami, hm.)
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. pamiętam- uwielbiałam ER! Tu u nas w tv powtórki teraz rano puszczają- obecnie 3 sezon. Wygląda tak archaicznie... ;-))
    Housa na początku oglądałam ze 4 sezony, potem zrobił się lekko nudny i przewidywalny, wiec sobie odpuściłam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwsze sezony rzeczywiście wyglądają archaicznie, ale i tak go lubię:-) to trochę jak wehikuł czasu - pojawienie się internetu, pierwsze komputery, palmtopy, te japońskie zabawki ze zwierzakami (nie pamiętam, jak się nazywały)... sentyment mnie ogrania, bo pamiętam, jak to wszystko się pojawiało:-)
      Z Housem się zgadzam, że po którymś sezonie zrobił się przewidywalny ale i tak go oglądałam - dla House'a:-) Uważam, że postać została świetnie napisana i zagrana a scena oświadczyn Willsona jest kinową sceną wszechczasów:-))))
      Poza tym zawsze lubiłam filmy/seriale medyczne, przyznaję się bez bicia:-)

      Usuń
    2. mowi sie: przyznaje sie bez skopolaminy ;)

      Usuń