Muzeum nie jest duże, kolekcja jest na pewno mniej imponująca jak w moich ukochanym Art Institute w Chicago, ale sam budynek, zaprojektowany przez hiszpańskiego architekta Santiago Calatrava, jest przepiękny i chociażby dla niego warto tu przyjechać.

tutaj znajdują się piękne ujęcia całej konstrukcji.
Główny hall muzeum wygląda jak katedra.
![]() |
Sufit nad głównym holem |
![]() |
Fragment sufitu |
![]() | |||
Fragment holu głównego, z pięknym panoramicznym widokiem na deptak i jezioro Michigan. |
![]() |
Wejście do jednego z korytarzy, widok z holu głównego. |
![]() | ||
Korytarz - w środku. |
![]() |
Korytarz - widok w środku. |
Przyznam się, że kolekcja, zgromadzona w tym muzeum, nie zrobiła na mnie takiego wrażenia, jak sama architektura:-) A kolekcja to przede wszystkim obrazy (wczoraj na gościnnych występach był jeden Rembrandt, trochę obrazów Van Dyck i Gainsborough), trochę sztuki użytkowej oraz niewielkie zbiory sztuki ludowej z Haiti, Azji i Afryki.
Jak zwykle w takich miejscach sztuka współczesna wprawiła mnie w osłupienie. Było kilka obrazów, które kazały mi się zastanowić nad tym, czy współcześni artyści mają jakikolwiek talent do malowania, czy tylko każde dziwactwo potrafią ubrać w odpowiednią ideologię, którą kupuje zmanierowany tłum. Przepraszam znawców i miłośników sztuki współczesnej, ale zawsze mam takie wrażenie i nic na to nie mogę poradzić.
Jedno takie "dzieło" wprawiło mnie w prawdziwe zdumienie nad motywami, które kierowały władzami muzeum przy wyborze go na wystawę - na ścianie wisiały obok siebie trzy duże płótna, stanowiące jedno dzieło - jedno było niebieskie, drugie żółte, trzecie czerwone. W całości pomalowane jednolitym kolorem. Notatka obok informowała, że autor zmierzał do minimalizmu w swojej pracy oraz do usunięcia z niej wszelkich cech indywidualnych jego, jako malarza.
No cóż, na pewno udało mu się osiągnąć cel. Myślę również, że gdybyśmy z Najlepszą z Kuzynek, która się z nami wybrała, i z Królem we trójkę siedli i machnęli takie obrazy i powiesili je obok, nikt by się nawet nie zorientował, że my żadne artysty:-)
No wiem, co ja się tam znam:-)
Eksponatów specjalnie nie fotografowaliśmy, bo było to głównie malarstwo. Ale kilka załapało się na focie:
Zdjęć z miasta niestety nie mam ale a) kiedy wyszliśmy, robiło się już ciemno b) było przeraźliwie zimno. Zrobiliśmy sobie tylko rundkę samochodem po śródmieściu i bardzo nam się spodobało. Przypomina trochę stolicę Nowej Zelandii, Wellington. Jest niezbyt duże, bez tego wielkomiejskiego rozmachu Chicago (nie wspominając już o Nowym Jorku) i ma piękną architekturę. Zrobiło na mnie wrażenie wręcz przytulnego:-) Wybierzemy się tam na pewno na spacer na wiosnę, jak tylko zrobi się ciepło.
Wow, niesamowita architektura! Chciałabym zobaczyć te skrzydła podczas składania. I te korytarze,jak we wnętrzu gigantycznego organizmu - szkieletu. Szkło "bąbelkowe" również przypadło mi do gustu :)
OdpowiedzUsuńWczoraj trochę wiało i miałam nadzieję, że je złożą, ale niestety. Przepiękne miejsce, nie mogłam się napatrzeć i nacieszyć wnętrzem.
OdpowiedzUsuńNo proszę, a my wczoraj też rozważaliśmy wypad do Milwaukee:) ale ostatecznie wylądowaliśmy na zakupach w Pleasant Prairie :P
OdpowiedzUsuńMy na czarnopiątkowe zakupy jeszcze nigdy się nie wybraliśmy. Jakoś nie mogę się przekonać do tego, że to dobra rozrywka:-))
UsuńNiesamowity ten budynek.Piękny. Te skrzydła przypominają mi płynąca mantę.
OdpowiedzUsuńWnętrze też mi się podoba -tyle przestrzeni i światła a do tego te miejsca widokowe!. Super wycieczka. To co z eksponatów załapało się na fotki też ciekawe.
Miłego,;)