niedziela, 25 listopada 2012

Art Museum, Milwaukee

Wczoraj mła zażyczła sobie w ramach urodzinowego prezentu wyjazd do Muzeum Sztuki do Milwaukee. Milłkoki są zaledwie 150 km od nas, czyli jakieś półtorej godziny jazdy. Niedaleko. Kocham amerykańskie autostrady.
Muzeum nie jest duże, kolekcja jest na pewno mniej imponująca jak w moich ukochanym Art Institute w Chicago, ale sam budynek, zaprojektowany przez hiszpańskiego architekta Santiago Calatrava, jest przepiękny i chociażby dla niego warto tu przyjechać. 




"Skrzydła" ponad muzeum mają wbudowany sensor, nieustannie sprawdzający kierunek i prędkość wiatru. Jeśli tylko przekroczy ona 23 mph na dłużej, niż 3 sekundy, skrzydła zamykają się. Operacja zamknięcia skrzydeł trwa zaledwie 3,5 minuty.
Nie mamy, niestety, zdjęć budynku z boku, bo było przeraźliwie zimno i wiało od jeziora i na spacer poza ciepłe wnętrze muzeum żadna siła by nas wyciągnęła, ale włala, tutaj znajdują się piękne ujęcia całej konstrukcji.

Główny hall muzeum wygląda jak katedra.

Sufit nad głównym holem

Fragment sufitu

Fragment holu głównego, z pięknym panoramicznym widokiem na deptak i jezioro Michigan. 

 Muzeum oferuje również możliwość organizacji w swoich budynkach najróżniejszych prywatnych imprez. Kiedy wczoraj wychodziliśmy, właśnie szykowano wesele. Chyba nie ma piękniejszego miejsca na powiedzenie sobie "tak", niż tak piękne wnętrze z takim wspaniałym widokiem w tle. Aż pożałowałam, że jesteśmy z Królem po ślubie:-)

Wejście do jednego z korytarzy, widok z holu głównego.

Korytarz - w środku.


Korytarz - widok w środku.

Przyznam się, że kolekcja, zgromadzona w tym muzeum, nie zrobiła na mnie takiego wrażenia, jak sama architektura:-) A kolekcja to przede wszystkim obrazy (wczoraj na gościnnych występach był jeden Rembrandt, trochę obrazów Van Dyck i Gainsborough), trochę sztuki użytkowej oraz niewielkie zbiory sztuki ludowej z Haiti, Azji i Afryki.

Jak zwykle w takich miejscach sztuka współczesna wprawiła mnie w osłupienie. Było kilka obrazów, które kazały mi się zastanowić nad tym, czy współcześni artyści mają jakikolwiek talent do malowania, czy tylko każde dziwactwo potrafią ubrać w odpowiednią ideologię, którą kupuje zmanierowany tłum. Przepraszam znawców i miłośników sztuki współczesnej, ale zawsze mam takie wrażenie i nic na to nie mogę poradzić.
Jedno takie "dzieło" wprawiło mnie w prawdziwe zdumienie nad motywami, które kierowały władzami muzeum przy wyborze go na wystawę - na ścianie wisiały obok siebie trzy duże płótna, stanowiące jedno dzieło - jedno było niebieskie, drugie żółte, trzecie czerwone. W całości pomalowane jednolitym kolorem. Notatka obok informowała, że autor zmierzał do minimalizmu w swojej pracy oraz do usunięcia z niej wszelkich cech indywidualnych jego, jako malarza.
No cóż, na pewno udało mu się osiągnąć cel. Myślę również, że gdybyśmy z Najlepszą z Kuzynek, która się z nami wybrała, i z Królem we trójkę siedli i machnęli takie obrazy i powiesili je obok, nikt by się nawet nie zorientował, że my żadne artysty:-)
No wiem, co ja się tam znam:-)

Eksponatów specjalnie nie fotografowaliśmy, bo było to głównie malarstwo. Ale kilka załapało się na focie:






Zdjęć z miasta niestety nie mam ale a) kiedy wyszliśmy, robiło się już ciemno  b) było przeraźliwie zimno. Zrobiliśmy sobie tylko rundkę samochodem po śródmieściu i bardzo nam się spodobało. Przypomina trochę stolicę Nowej Zelandii, Wellington. Jest niezbyt duże, bez tego wielkomiejskiego rozmachu Chicago (nie wspominając już o Nowym Jorku) i ma piękną architekturę. Zrobiło na mnie wrażenie wręcz przytulnego:-) Wybierzemy się tam na pewno na spacer na wiosnę, jak tylko zrobi się ciepło.

5 komentarzy:

  1. Wow, niesamowita architektura! Chciałabym zobaczyć te skrzydła podczas składania. I te korytarze,jak we wnętrzu gigantycznego organizmu - szkieletu. Szkło "bąbelkowe" również przypadło mi do gustu :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wczoraj trochę wiało i miałam nadzieję, że je złożą, ale niestety. Przepiękne miejsce, nie mogłam się napatrzeć i nacieszyć wnętrzem.

    OdpowiedzUsuń
  3. No proszę, a my wczoraj też rozważaliśmy wypad do Milwaukee:) ale ostatecznie wylądowaliśmy na zakupach w Pleasant Prairie :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My na czarnopiątkowe zakupy jeszcze nigdy się nie wybraliśmy. Jakoś nie mogę się przekonać do tego, że to dobra rozrywka:-))

      Usuń
  4. Niesamowity ten budynek.Piękny. Te skrzydła przypominają mi płynąca mantę.
    Wnętrze też mi się podoba -tyle przestrzeni i światła a do tego te miejsca widokowe!. Super wycieczka. To co z eksponatów załapało się na fotki też ciekawe.
    Miłego,;)

    OdpowiedzUsuń