niedziela, 29 lipca 2012

Najdziwniejsze miasta świata

Byłam też w tamten kempingowy weekend w najdziwniejszym mieście. W tym mieście ludzie wożą psy na motorach. 


Niestety, nie udało nam się złapać pana, który na motorze wiózł dużego psa w niebieskich goglach. Pan miał niebieskie gogle. Pies miał niebieskie gogle. Obaj jechali przez miasto na motorze - pies, z rozwianymi uszami, siedział wyprostowany jak struna przed swoim właścicielem, rozglądając się na boki.

Wiem, że to wydaje się nieprawdopodobne, ale to najprawdziwsza prawda.

Ponieważ miasto znajduje się niedaleko jednego z moch ulubionych parków stanowych, kiedyś jeszcze się tam wybiorę czatować z aparatem na dwóch panów na motorze w goglach, licząc psa (nie wiem dlaczego wydaje mi się, że pies był pci męskiej?).

Miasto było dziwne z jeszcze trzech powodów.
Powód pierwszy - największa ilość świątyń na metr kwadratowy: były tam kościoły wszystkich odmian i odłamów chrześcijańskich, kaplica masonów, meczet i synagoga. Wszystko to w mieście, w którym główną ulicę przemierza się wolnym krokiem od jednego do drugiego końca w dziesięć minut. I to z przystankiem na ogłądanie wystaw.
No dobra, w piętnaście z wystawami.

Powód drugi to nasze kłopoty z wyjazdem. Wyjazd prowadził przez most. Przystąpiliśmy więc do pierwszej próby wyjazdu - z głównej ulicy skręciliśmy w lewo, bo z naszych wyliczeń wyszło, że potem już tylko skręcamy w prawo na most i jesteśmy na wylocie.
Nic z tego, zakaz skrętu w prawo (na most).
Zawróciliśmy więc i skręciliśmy z głównej ulicy w lewo w następną przecznicę.
Nic z tego. Zakaz skrętu w prawo (na most).
Zrobiliśmy więc trzecie podejście. Tym razem skręciliśmy w lewo w przecznicę najbliższą do mostu. Logiczne więc wydawało się, że z niej powinien być dozwolony skręt w prawo (na most).
Nie było.
Most na tym odcinku był jednokierunkowy i należało wjechać inną nitką.
Zawróciliśmy.
Przy czwartej rundce mieszkańcy pozdrawiali nas już jak swoich.

Powód trzeci - bohomazy na ścianach.
Nie wiem, o co chodzi z tym malowaniem scen rodzajowych na ścianach. W niektórych miasteczkach (na przykład w Dziwnym Miasteczku z Psami na Motorach) jest ich niezwykle dużo. Na ten przykład takie:

Malowidła są i na górze nad oknami i z boku po prawej stronie (widać kawałek)
  



Ostatnie zdjęcie pochodzi z innego miasteczka, ale jak widać jego mieszkańcy również lubią bohomazy. Na swoim wymalowali siebie samych - na dole pod malowidłem znajduje się tablica, na której opisane jest z imienia, nazwiska i zawodu, kto jest w którym miejscu namalowany.
Hm.
Ciekawe.

6 komentarzy:

  1. Znaczy, co nie byłaś w Szwajcarii. W ich słodkich, malutkich miasteczkach niemal wszystkie domy mają co najmniej jedną ścianę pomalowaną w jakąś scenkę rodzajową. Poza tym do każdego doprowadza szosa skręcona w "s", którą wjeżdża się na mały rynek, okolony właśnie takim domkami z obrazami.W sezonie letnim wszelkie kafejki mają wystawione na zewnątrz stoliki i krzesła, wszystko ślicznie nakryte. No i kwiaty, najczęściej surfinie, w każdym oknie, na każdym balkonie. Gdy staniesz na takim rynku to czujesz się jak na scenie operowej, wśród dekoracji. A ten
    "plan miasta" wraz z mieszkańcami - bombowy!!!!
    Miłego, ;)
    P.S.
    Generalnie psy lubią być wożone, mój ubóstwiał siedzieć na fotelu obok kierowcy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie się te malowidła podobają,ale ja jestem miłośniczką kiczu:-)) Niektóre z nich są dramatycznie pozbawione gustu:-)

      Usuń
    2. Tak! Tak! Jeździ w dalszym ciągu :) Często ich widzę i zawsze się wtedy uśmiecham.

      Usuń
  2. W Ursusie raz zobaczyłem metalowca(sądząc po koszulce,kurtce dżinsowej i resztkach długich włosów),który jechał na rowerze i wiózł swojego psa w takiej przyczepce dla dzieci.Ale bez gogli ;-).
    Tatanka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak go zobaczysz następnym razem, powiedz mu o goglach. Koniecznie niebieskich, są najmodniejsze:-))

      Usuń
  3. A mi te bohomazy bardzo sie podobaja :)
    upiekszaja krajobraz !

    OdpowiedzUsuń