wtorek, 24 kwietnia 2012

Garbusek

Przyznaję się bez bicia - poszłam dziś na wagary, pierwszy raz od... wow, dwudziestu lat? Bo nie wiem, czy olewanie wykładów na studiach można zaliczyć do wagarów. No więc pierwszy raz od czasów licealnych, kiedy to z moją ukochaną psiapsiółą Julią zwiewałyśmy ze znienawidzonego niemieckiego oraz równie znienawidzonej fizyki.

Matko i córko, to już tyle czasu minęło, odkąd byłam w liceum??? 
Olaboga.

Poszłam na wagary ze szkoły, bo czułam, że dziś tam nie wysiedzę. Poszłam za to do Kołchozu wysiedzieć swoje godziny a potem spotkałam się z Taką Jedną Fajną Koleżanką, która notabene też pracuje w kołchozie, który choć inny z nazwy, z treści jednak do mojego jest nader podobny.

Prezydent Kołchozu Fajnej, choć kocha kołchozową stronę wuwuwu (koszmarnego gniota, wołającego o pomstę do nieba, którego dziś sobie obejrzałam nad kawą i mało nie osiwiałam ze zgrozy i którego ów prezydent sam w swym geniuszu wykreował, chwała mu i klęczki), postanowił jednak w swej mądrości posłuchać głupszych, znaczy pracowników i jednak ją zmienić.
Wpadł przy tym na pomysł genialny, żeby dodać nową zakładkę pod tytułem "Moi poddani" oraz ją stosownymi zdjęciami owych poddanych opatrzyć.

Poddani, w tym Fajna, nieśmiało zaprotestowali.
Na to Prezydent Fajnej odparł, że chce zachęcić tym sposobem otoczenie do odwiedzenia Kołchozu. I że należy się uśmiechać na tych zdjęciach szeroko, żeby potencjalnych klientów zachęcać właśnie. I  że komu się to nie podoba, może odejść z pracy (tylko że on użył słów bardziej dosadnych, obwieszczając swą prezydencką wolę). Oraz dodał, że on zawsze z swej mądrości sprawdza zdjęcia osób, z którymi ma się spotkać, czy to służbowo, czy prywatnie, "no bo przecież do tego właśnie został stworzony Facebook". I jeszcze że "jeśli mu się jakiś kandydat do pracy z twarzy nie spodoba, bo brzydki, to nawet do niego nie oddzwania a jedną dziewczynę zatrudnił pomimo braku wykształcenia i doświadczenia, bo mu się spodobała."

I tyle a propos równości i zakazu dyskryminacji. Tutaj do CV nie załącza się zdjęć i danych osobistych, jak wiek, stan cywilny i informacja o posiadanym potomstwie i nie wolno o takie rzeczy pytać na spotkaniach rekrutacyjnych ale przecież te same informacje można obecnie znaleźć na fejsbuczku, nieprawdaż?

I jak tak gadałyśmy, nasunęła mi się taka mądra myśl, chwała mi i klęczki. A mianowicie - odnoszę wrażenie, że Ameryka jako kraj, ze swoimi ideami i wartościami, niedługo zniknie. Zjeżdżają się tu ludzie z całego świata i zamiast się asymilować, przeszczepiają swoje zwyczaje, tworząc własne mikro-światy, w których obowiązują ich własne zasady, wartości i prawa, trzymając się wszystkimi dziesięcioma paluchami kraju, z którego uciekli. Mamy tu miniatury ich własnych krajów - Małą Rosję z Małymi Carycami Katarzynami, mamy Małą Libię z Domowymi Kaddafimi, Mały Iran, Irak i całą resztę piaskownicy z prawem szariatu, Mały Izrael, Małą Polskę, itp., itd.

Oczywiście, pamiętanie, skąd się pochodzi i pielęgnowanie własnych zwyczajów jest ważne.  
 
Ale na Boga, n i e   w s z y s t k i c h.

Wydaje mi się, że niektórzy przywożą ze sobą garb tego, od czego uciekli. Prezes Kołchozu Fajnej wyjechał w latach 80-tych z jednego z krajów dawnego ZSRR, uciekając przed reżimem. Uciekł od bezprawia. Od dyktatu bezpieki. Od biedy. Chciał wolności, w tym wolności słowa. Chciał równości. Chciał demokracji. Chciał być traktowany jak człowiek.
Tylko nie zauważył jednego drobiazgu - cały ten bagaż, od którego uciekał, przywiózł jak garb na sobie. Sam stał się oni wszyscy, ci od których uciekał. Sam zakazał wolności słowa w firmie, którą kieruje. Sam dyskryminuje pracowników. Sam ich zastrasza, szantażuje i wyrzuca z pracy bez pardonu i słowa "dziękuję". Więc czy na pewno udało mu się uwolnić od tego wszystkiego, co mu się w jego własnym kraju nie podobało?

Zastanawiam się, od czego ja uciekłam.
Hm.
Od ponurej pogody.
Od ponurych ludzi, którzy rzadko się uśmiechają, nie lubią siebie nawzajem i nawet tego nielubienia nie ukrywają.
Od urzędniczki, która jest wściekła na zawracających jej głowę petentów i jawnie tę wściekłość okazująca oraz od kierowcy autobusu, z uśmiechem na twarzy zatrzaskującym mi drzwi prosto przed nosem.
Od bezrobocia.
Od kiepskiej pensji i jałowej pracy.
Od fatalnych stosunków w pracy. Mobbingu i szefa, który pozwala sobie na zdcydowanie więcej, niż powinien.
Od polityków, którzy dbają o interes swój i wielkich koncernów (które to interesy są ściśle powiązane ze sobą pieniędzmi zmieniającymi właściciela tak płynnie, jak ja zmieniam torebki) a nie interes obywateli. Właściwie uciekłam od polityków, którzy w dupie mają swoich obywateli.
Od zusu i urzędów skarbowych, które bezprawnie mogą zabrać człowiekowi wszystko i nie ma na nie kary.
Od warczących na pacjentów lekarzy i pielęgniarek, którzy za nic mają ludzką godność i w dupie szacunek.
Od policji, która nic nie robi, bo to mała szkodliwość czynu albo na to nie ma paragrafu albo skoro wartość skradzionych przedmiotów nie przekroczyła 200 peelenów, to nie ma co ścigać.
Od prawa, w którym obrona konieczna jest rozumiana jako poważne przestępstwo popełniane przez broniącego się człowieka.
Od wielu rzeczy uciekłam. Na szczęście można wybierać kraj, w którym chce się mieszkać.

Ktoś pod poprzednim postem napisał, że tutaj dobrze się żyje tylko bogatym. Właściwie to nie. Bogatym żyje się dobrze wszędzie. A tutaj zwykłym zjadaczom chleba żyje się dużo spokojniej i bezpieczniej finansowo, niż w Polsce. Młodzi Amerykanie kupują samochody dosyć wcześnie, o czym młodzi Polacy często mogą tylko pomarzyć. Nie ma (a przynajmniej do tej pory nie było) wielkiego problemu z wzięciem kredytu na mieszkanie czy dom i jego spłatą z pensji przeciętnego zjadacza chleba. I do tego stać jest jeszcze ludzi na fajne wakacje raz do roku. Nikt nie będzie brał pod uwagę mojego wieku, oferując mi pracę oraz nie muszę tłumaczyć się na interview z tego, czy zamierzam mieć dzieci. Mogę mojego szefa pozwać za mobbing a pani w okienku u lekarza zamiast na mnie powarczeć, uśmiechnie się miło. Mój lekarz potraktuje mnie z szacunkiem a pielęgniarka okaże serce. A jak pójdę do urzędu, nie poczuję się jak intruz/kretyn/niedorozwój umysłowy. I  d o  tego właśnie uciekłam.

14 komentarzy:

  1. I oto dlaczego pisałam już kiedyś, że multikulti zwyczajnie nie wypaliło, choć wiem, że kraje takie jak USA, Kanada czy Australia zostały na przyjezdnych zbudowane. Podobny problem jest w Wielkiej Brytanii, gdzie są już miejsca, w których ciężko Anglika spotkać.

    Co do łatwości życia, to całkowicie się zgadzam. Cały czas z nostalgią wspominamy jak łatwo się żyło w Toronto, pomimo całej frustracji z powodu pracy, którą wykonywaliśmy.

    A co do rozmów o pracę, nie wiem jak jest tak ogólnie, bo ja aplikuję do dużych firm zwykle, ale nigdy mnie nie zapytano o stan cywilny, czy też dzieci. Być może w korporacjach wiedzą, że sobie problemów można narobić za coś takiego. W CV mam zdjęcie, ale myślę, czy nie wywalić. Stanu cywilnego, daty urodzenia i tym podobnych nie mam i nigdy nie miałam, a praca i tak była. Jak w ogłoszeniu jest wyraźnie zaznaczone, że CV ma być ze zdjęciem, nie wysyłam w ogóle. Może dlatego jeszcze pracy nie mam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Aha, a z tym wybieraniem, to też nie jest tak prosto. USA skutecznie zamyka drzwi komuś, kto nie ma tam rodziny, a chce wjechać legalnie. Kanada ma listę zawodów, na której mojego nie ma, podobnie Australia. W Europie kryzys jak się patrzy, a na dodatek większość krajów jest nie anglojęzycznych, więc w moim przypadku jestem skazana na najprostsze prace fizyczne zanim się języka nauczę. Więc w gruncie rzeczy, nie jest tak hop siup, wybrać sobie kraj...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pani Koala, zabiłaś mi ćwieka stwierdzeniem, że USA zamykają drzwi tym, którzy nie mają tu rodziny. Myślałam w swej ignorancji, że jest dokładnie na odwrót:-))

      Kiedy przed wyjazdem z Polski aplikowałam o pracę, zawsze pierwszym pytaniem - czy była to firma mała, czy duża - był wiek, stan cywilny oraz deklaracja dotycząca posiadania potomstwa. Najbardziej zaskoczyła mnie pani w dużym koncernie, produkującym czekolady, która powiedziała, że mile widziana jest deklaracja, że w ciągu pierwszych dwóch lat pracy w firmie nie urodzę dziecka. WTF?
      Nie ma wiem, jak jest teraz, ale nadal widzę ogłoszenia w polskiej prasie, deklarujące, że przyjmują aplikacje "tylko ze zdjęciem". A to oznacza dla mnie, że jeśli się coś zmienia, to bardzo powoli.

      Usuń
  3. 1. Koalo, ja nie miałem żadnej rodziny w USA a wyjechałem legalnie = nie jest prawdą że USA zamyka drzwi.
    2. Wbrew temu co autorka pisze, ludzie się pięknie asymilują w USA. Może nie pierwsze pokolenie, ale drugie i trzecie to już tak - dzieci z tych polskich, rosyjskich, żydowskich czy pakistańskich enklaw najczęściej mówią już bez akcentu i nie daje się ich odróżnić od "amerykanów" (piszę w cudzysłowie, bo praktycznie wszyscy amerykanie są potomkami imigrantów). Dla mnie najlepszym przykładem są Hindusi - ci którzy przyjechali tutaj z Indii nadal malują sobie kropki na czołach, kobiety chodzą w sarongach a wszyscy są albo całkowitymi wegetarianami, albo przynajmniej nie jedzą wołowiny. Alkohol - nigdy. Ale mam wielu znajomych Hindusów którzy się tutaj urodzili - wcinają steki, piją na umór, oglądają football i poza kolorem skóry nic ich nie odróżnia od typowego amerykanina. Zresztą nie tylko faceci - jedna z urodzonych tutaj (z rodziny pakistańskiej) kobiet u mnie w pracy zasłynęła tym że szła do łózka z każdym wolnym facetem. Do tego stopnia że wpisując jej imie i nazwisko w Google można po kilku kliknięciach znaleźć raczej dość pornograficzne zdjęcia i filmy z jej udziałem. Biorąc pod uwagę że w Pakistanie za coś takiego zostałaby pewnie ukamieniowana, to asymilacja jest niesamowita.
    3. Nie zgadzam się z twierdzeniem że w USA żyje się LEPIEJ niż w Polsce. Za to żyje się INACZEJ. Tak, jest bardzo wiele zalet życia tutaj, ale są też wady. I to czy żyje się lepiej czy gorzej zależy od tego jak bardzo nam sprawiają przyjemność te zalety i jak bardzo nam przeszkadzają te wady. Mnie np. najbardziej boli odległość od rodziny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze mówiąc, poza wyjazdem na studia bądź byciem wysłanym przez pracodawcę, nie widzę innej opcji. A na studia mnie nie stać i stypendium też nie dostanę. Ameryka nie ma wymiany jak Polska z Kanadą, nie ma też listy poszukiwanych zawodów, z tego co się orientuję...

      Ja zawsze mówię, że w Kanadzie żyło się nam łatwiej po prostu, lepiej na pewno nie, ale to by pewnie przyszło z czasem.

      Usuń
    2. Doczytałam, faktycznie jakaś lista zawodów jest, nie zauważyłam tego wcześniej.

      Usuń
    3. Marek, oczywiście, że są tacy, którzy się zupełnie asymilują i nawet nie przyznają do tego, skąd naprawdę pochodzą. Młodzi, szczególnie ci, którzy tu się urodzili albo wychowali od małego, nie pochodzących z bardzo tradycyjnych (tradycją kraju ojczystego) rodzin, nikną zupełnie w tłumie. Ale przecież nie wszyscy. Są całe enklawy takich, którzy nie chcą się asymilować i swoim dzieciom też nie pozwalają.
      Mnie jednak bardziej chodziło o to, że ludzie często przed czymś uciekają, ale zupełnie nieświadomie przywożą to tutaj. I dalej żyją - przynajmniej mentalnie - w miejscu, z którego uciekli, jak Prezes Kołchozu Fajnej. Przecież on - choć z zewnątrz zupełnie zasymilowany - tak naprawdę ma mentalość ludzi, którzy go doprowadzili do ucieczki z własnej ojczyzny. Uciekł? Fizycznie tak. A jednak tak naprawdę nigdy stamtąd nie wyjechał.

      Czy się żyje lepiej, gorzej, czy inaczej, to już nasza prywatna perspektywa. Według mnie pod wieloma względami jest lepiej, pod wieloma gorzej, pod wieloma - zupełnie inaczej:-)

      Usuń
    4. Pani Koala, skoro jest lista zawodów, to może się kwalifikujesz i zawitasz do Miasta Skunksów kiedyś?:-))

      Usuń
  4. Nie wiem kiedy wyjechałaś (pogrzebałam trochę w Twoim blogu w poszukiwaniu informacji, ale potem wczytałam się w opisy, zapatrzyłam na zdjęcia parady i to zostawiłam), ale u nas nic się nie zmieniło. Przynajmniej nie na lepsze. Wiem, że na emigracji nie zawsze jest różowo, są różne problemy, ale bardzo chciałabym wyjechać z Polski. Nie mam porównania, mogę tylko mówić, że gorzej raczej nie będzie. Uważam, że będzie żyło się lepiej, dlatego skorzystam z pierwszej nadarzającej się szansy na wyjazd (nawet do Niemiec).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Nie wiem kiedy wyjechałaś (pogrzebałam trochę w Twoim blogu w poszukiwaniu informacji, ale potem wczytałam się w opisy, zapatrzyłam na zdjęcia parady i to zostawiłam), ale u nas nic się nie zmieniło."

      Pozwolę sobie nie zgodzić się z powyższym. Zmienia się dużo, tylko siedząc na miejscu zwyczajnie tego nie widać.

      Usuń
    2. Ależ oczywiście, że możesz mieć inne zdanie :))) "Siedzę na miejscu" w jednym kraju i nie zauważam ŻADNYCH większych zmian. Chyba, że chodzi Ci o więcej aut na kredyty czy coraz niższe wypłaty.

      Usuń
    3. Ken G., uciekłam 11 lat temu, trochę się pokręciłam tu i tam, w międzyczasie próbowałam wrócić do Polski, bo wiesz - ojczyzna, rodzina i takie tam ale szybko doszłam do wniosku, że w czasie mojej siedmioletniej nieobecności nic nie zmieniło się na lepsze a wręcz przeciwnie (Pani Koala, ja się niestety zgadzam z Ken G. - z mojej perspektywy też nic na lepsze się nie zmienia, niestety). Znowu więc wyjechałam.
      Stany nie byłyby nigdy moim wyborem, ale zadecydowały czynniki zewnętrzne i tak oto tu jestem, myśląc o kolejnej przeprowadzce, tym razem gdzieś na Antypody:-) Powrotu do Polski na razie w ogóle nie biorę pod uwagę. Może kiedyś, jeśli sytuacja polityczno-gospodarcza się zmieni, ale teraz na pewno nie. Oczywiście emigracja ma swoje plusy dodatnie oraz plusy ujemne, nie zawsze jest pięknie i różowo ale jak do tej pory w każdym miejscu, w którym się zatrzymywałam, więcej było plusów dodatnich, niż w Polsce. Nie dziwię się więc Tobie, że chcesz wyjechać.

      Usuń
  5. Moim zdaniem nie asymiluja sie tylko ci co nie chca. Ja sie zasymilowalam bardzo szybko, ale tez od pierwszego dnia nie chcialam (i nie mieszkalam) wsrod Polakow. W koncu nie po to wyjechalam z kraju, zeby mieszkac wsrod rodakow, bo gdyby mnie ten brak polskosci tak bardzo uwieral to moglam nigdy nie wyjezdzac albo wrocic. A tymczasem minelo juz 27 lat i jestem szczesliwa jak swinia w bajorku:)))
    Nie tesknie, moge nawet powiedziec, ze chyba nigdy nie tesknilam, chociaz to byloby przesada, bo na poczatku to oczywiscie byl jakis odczuwalny brak rodziny, szczegolnie w swieta.
    Ale juz po kilku latach to nawet w swieta nie myslalam tyle o rodzinie, oni tam maja swoje zycie, ja mam tutaj swoje. Szczerze powiedziawszy to jakos wyroslam z rodziny i zauwazylam, ze nawet rozmowy sa juz inne, bo ja nie mowie o swoich problemach, bo nie lubie, nie widze potrzeby. Oni natomiast najchetniej rozmawiaja wlasnie o problemach, ktorych ja juz nie rozumiem, wiec tylko slucham jak ruskiego kazania, a to w sumie meczace.
    Do Polski jezdze bardzo rzadko, bo w ciagu tych 27 lat bylam 3 razy i chyba juz zaliczylam moja ostatnia wizyte w Polsce. Nic mnie tam nie ciagnie, takie wyjazdy to dla mnie nie maja nic wspolnego z wakacjami. Pogoda do niczego z wyjatkiem lata, a latem znow tlumy wszedzie i glownie rozwrzeszczanych dzieciakow. No jakos nie mam ochoty na spedzanie wakacji w ten sposob.
    Zdecydowanie bardziej odpoczywam tutaj nawet wyjezdzajac gdzies za miasto w weekend niz tam przez 2-3 tygodnie.
    Chce uniknac tlumow i dzieci, wiec wakacje odpadaja, a w maju i wrzesniu to w Polsce nie ma co liczyc na ladna pogode.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Star, ja też mam odrazę do mieszkania w polskich enklawach. Nie ukrywam tego, że wstydzę się za rodaków nie chcę być z nimi kojarzona. Przyznaję się do tego, że jestem z Polski, ale mieszkać wśród rodaków - o nie. Tak jak Ty - nie po to z Polski wyjechałam, żeby teraz wpadać w polskie piekiełko. Nie uwiera mnie brak polskości, tylko brak polskiego chleba:-)))

      Za Polską tęsknię, ale nie za krajem jako takim, tylko za moimi ukochanymi Mazurami, domem i rodziną. Za Polską jako krajem - już nie.
      Przyznam się bez bicia - jedyną rzeczą za jaką naprawdę tęsknię, to za kubkiem kawy wypijanym z mamą o poranku, siedząc w słońcu na schodach mojego rodzinnego domu - ot taka ze mnie partyjotka:-))

      Usuń