poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Jak publicznie zrobiłam z siebie idiotkę

W zeszły wtorek zadzwoniła Taka Jedna Fajna Koleżanka. Że ją koleżanka zaprosiła na pokaz jakichś kosmetyków ale okazało się, że ta jej koleżanka sama nie może i żeby ta moja Koleżanka zabrała jakąś swoją koleżankę. Którą to miałam szczęście być ja.
Fajna ostrzegła, że będą namawiać, żeby wstąpić w szeregi ich Wspaniałej Korporacji i w ogóle, żeby założyć piękny fioletowy mundurek i wkrótce dostać od Korporacji kadilaka ale żeby się tym nie zniechęcać, bo najpierw robią pokaz kosmetyków, z darmową mikrodermobrazją i nauką makijażu włącznie a dopiero potem próbują prać mózgi. I po tej mikrodermobrazji pyski są tak piękne i gładkie przez kilka dni, że nawet całe to korporacyjne gadanie jako cena jest do przeżycia. I żeby iść.
No to poszłam.
Zaczęło się od tego, że znowu się zgubiłyśmy. Fajna jest strasznie fajna ale ma talent do gubienia się nawet w znanej sobie okolicy. Kiedyś jechałyśmy półtorej godziny do centrum handlowego, oddalonego od domu 20 minut, bo tak się zagadałyśmy, że Fajna skręciła w przeciwną stronę i wylądowałyśmy na autostradzie prowadzącej wprost do Indiany, dzwoniąc spanikowane go Króla Kurnika z głupim pytaniem: "Ratunku!!! Gdzie my jesteśmy i jak się stąd wydostać???" Muszę szybko się dowiedzieć, kiedy Fajna ma urodziny i zamówić jej GPS, bo choć ją naprawdę lubię to jednak za dużo czasu spędzamy w samochodzie, szukając właściwego kierunku.
Ale do rzeczy.
W wyniku zgubienia się dotarłyśmy na pokaz lekko spóźnione. Sala była już pełna, tak na oko ze trzydzieści kobiet i do tego dziesięć pań w ślicznych, oczojebno-fioletowych mundurkach na czele z panią w mundurku oczojebno-różowym, która nas powitała głośnym okrzykiem: "Witamy nasze ostatnie - i tu nastąpiło słowo, które nie do końca zrozumiałam - coś jak "mozer", "mozel", lub też "mazel/r".
Ale nic. Witają, to witają, trzeba grzecznie usiąść i się uśmiechać. Okazało się, że miejsca miałyśmy w pierwszym, kurna, rzędzie, i to jeszcze Fajna mnie tak wmanewrowała, że siedziałam na samym brzegu, najbliżej jak się da Fioletowych. No nic. To chyba niewielka cena za darmowe złuszczanie pokładów martwego naskórka i pokaz makijażu, prawda?
Pierwsze pół godziny to była sama przyjemność. Cud miód malina, cycuś-glancuś. Mycie, masowanie, pilingowanie, malowanie czyli to, co lubimy najbardziej. Różowa przechadzała się między nami, nagradzając oklaskami i powtarzając, że takie miłe i zdolne - i tu znowu następowało to dziwne słowo - "mozers" to dawno jej się nie przydarzyły. Kiedy skończyłyśmy z martwym naskórkiem i malowaniem tęczy na powiekach, Różowa i wszystkie Fioletowe nagrodziły "mozers" gromkimi brawami.
Nie wiedziałam, ki diabeł i komu, ale jak klaszczą znaczy, że jest dobrze. Fajna też nie wiedziała, co oznacza to dziwne słowo a ja doszłam własnym sumptem do wniosku, że pewnie chodzi o "mothers". Jakoś tak mi to najbliżej brzmiało. Hm, jakiś specjalny pokaz dla matek? Rzeczywiście, ze trzy były w ciąży a reszta w wieku mamusinym i późnorozrodczym, więc może koleżanka Fajnej zapomniała uprzedzić, że to spotkanie dla mam i w ogóle. Ale właściwie co za różnica, nawet jakby prezentowali krem na rozstępy i ściągarkę do pokarmu, skórę miałam po tych zabiegach jak pupcia noworodka i gotowa byłam wysłuchać w zamian wszystkiego, co mają do powiedzenia.

A potem zrobiłam z siebie idiotkę. Dwukrotnie.

No bo za pierwszym razem  Różowa kazała wszystkim "mozers" wyjść na scenę.Oczywiście chętnych nie było. No to na kogo zwróciły się oczy Różowej? Oczywiście na nieszczęśnicę siedzącą w pierwszym rzędzie, przy samym podium, na samym brzegu i mówi "Zapraszam tę mozers" - i wskazuje na mnie. Miałam chyba jakiś udar. Albo zaćmienie. Bo zamiast grzecznie wyjść na tę cholerną scenę i się debilnie uśmiechać, powiedziałam tylko "Ale ja nie jestem jeszcze matką". Różowa milczała chwilę skonsternowana a potem wszyscy ryknęli śmiechem.
Ja idiotka. Ona cały czas mówiła "models", czyli modelka, ale w jej dziwnym pseudo-angielskim dialekcie brzmiało to, jak brzmiało.
Dlaczego ja się nie zamknęłam?
Śmiały się dobre kilka minut, a ja jak ostatnia kretynka stałam na tej scenie, czerwona jak burak, śmiejąc się sama z siebie.
Taaaa. Uwielbiamy publiczne upokorzenia, szczególnie jak same sobie je zgotujemy.

 A potem zrobiłam z siebie idiotkę po raz drugi. Ponownie wywoływali nas na scenę (wrr jak ja tego nie lubię) i pytali, oczywiście czysto hipotetycznie (taaaa), gdybyśmy miały wstapić do ich korporacji, to jaki byłby (oczywiście hipotetyczny) powód.
Wszystkie mówiły, że chcą zmieniać świat, poprawiać ciężką dolę kobiet i inne takie górnolotne pierdoły, a mła wyszła i palnęła (no bo takie nagle występy mnie stresują i miałam pustkę w głowie oraz bo nie lubię patetycznych gadek), że dla money i kadilaka.
No to wszystkie gruchnęły śmiechem, Różowa poklepała mnie dobrotliwie po pleckach i powiedziała, że ich Korporacja stawia na bardziej ambitne i górnolotne cele ale i takie "mozels" się im przydadzą.

Hmm.
A potem dostałam szminkę w ohydnym ciemno-brązowym kolorze, zupełnie nie pasującą do mojej karnacji. Jako - jak się wyraziła Różowa, nagrodę za moje "niekonwencjonalne poglądy". Reszta dostała tusze do rzęs, fajne cienie do powiek i podkłady, więc doszłam do wniosku, że to jednak była kara.

No a potem próbowały przeprać nam mózgi gadkami o luksusowych hotelach, w których mają szkolenia i integracje, darmowych samochodach i  opowieściami jak ich nędzne życie się zmieniło w cudowny sposób po wstąpieniu do tej wspaniałej korporacji, na co oczywiście mła się nie złapała, jako weteranka korporacyjna (takie gadki mam oblatane w te i wewte, nam też prali mózgi a nasza pani derektor na integracyjnych sypała nam płatki róż na głowy i ze łzami w oczach wygłaszała wiersz o marzeniach - serio, ani trochę nie zmyślam). Na koniec każda mozels miała powiedzieć, czy zechciałaby (hipotetycznie) wstąpić do tej wspaniałej korporacji. Wołałam postawić sprawę jasno, żeby nikt mnie nie gnębił telefonami potem. Dziekuję za darmową wizytę u kosmetyczki, kosmetyki chętnie zamówię, bo są świetne (no bo były) i to w ilościach hurtowych, bo mam pierdolca na punkcie kosmetyków (przynaję się bez bicia - jestem kosmetykową zakupoholiczką) ale wstąpić w szeregi korporacji - o nie!
Różowa po moim oświadczeniu miała minę, jakby chciała mi zabrać moją darmową szminkę. Albo przynajmniej wydłubać mi oko.
Na tym pokaz się zakończył.
Fajnie było. Do tej pory mam gładką buźkę.

15 komentarzy:

  1. I to mi się podoba! Żadna tam walka o pokój na świecie! ;)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Ależ mnie rozbawiłaś, super.A "różowa" już pewnie widziała oczami wyobrazni jak Ci robi przepierkę mózgu. Mocno ja rozczarowałaś, mocno.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mary K?? Ja myslalam, ze one juz przestaly napadac na ludzi:)) Mnie sie podobna szopka trafila jakies 20 lat temu. Ale ja pracowalam wtedy w Estee Lauder wiec nie mialy mnie czym "zachecic".
    Kochana, jakby te ichne kosmetyki byly naprawde dobre, to sprzedawalyby sie na rynku w normalny sposob w sklepach, w porzadnych Department Stores, a nie na grzedzie. Oni po prostu nie maja przebicia na rynek, wiec robia co robia. Sprzedaz metoda domokrazcy zostala wyparta przez rynek, no moze sie jeszcze sprawdzac gdzies w Indianie, do ktorej zmierzalyscie z Fajna. A swoja droga Fajna jest fajna:)))

    OdpowiedzUsuń
  4. A moze chodzilo o "mohels?!"

    No bo gdyby tak, to zaraz bym tam z dyplomem z szule z Hajfy (z wyroznieniem, za najzgrabniejsze ciecia) pobiegl i pewnie wiecej niz szminke dla mojej Salci otrzymal... Aj-waj, niech no sie Kura-Shiksa lepiej nastepnym razem postara, i jak sie jej jakas promocja trafi, to zawczasu da znac... no.

    OdpowiedzUsuń
  5. LOL, anon, "mohels", o malo co ze stolka nie spadlam! A ze cole pilam, to caly laptop oplulam. Widzisz cos zrobil? :-)

    A tak ogolnie, to ten wpis mi przypomnial, ze musze sobie nastepny botox zabukowac, bo juz czas... eh, starosc nie radosc... mnie juz zadne kosmetyki nie pomoga.

    OdpowiedzUsuń
  6. Oy, gevalt! Toc od dawano wiadomo, ze cola szkodzi. Ale jak zawsze wini sie starozakonnych! Typowe!

    OdpowiedzUsuń
  7. Anulla, co mnie pokój na świecie obchodzi, jak oni dają kadilaka!!! :-)))

    OdpowiedzUsuń
  8. Anabell, już raz dałam sobie przeprać mózg. Dziękuję, postoję. Żadne luksusowe hotele i integracje z derektorstwem nie wepchną mnie z powrotem w macki jakiejś korporacji. Brrrr, mam ciarki na samą myśl o tym.

    OdpowiedzUsuń
  9. Star, masz rację, to Mary K.:-) Do głowy jednak by mi nie przyszło, że są za słabi na ogólny rynek i dlatego sprzedają po domach. Szkoda. Wydawało mi się, że kosmetyki są całkiem fajne:( Jak widać, dałam sobie jednak przeprać kilka szarych komórek:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Anonimowy, tylko scyzoryk dobrze naostrz przed następną prezentacją, coby ci sprawnie obrzezanie szło:-))

    OdpowiedzUsuń
  11. Dwakoty, znajoma mojej mamy, patrząc krytycznie na moją twarz, powiedziała: "Najwyższy czas na pierwszy botox, moja droga. Powinnaś to zrobić z pięć lat temu." Ups:-)) A ja myślałam, że mam ładną cerę:-))

    OdpowiedzUsuń
  12. Lotnico, niestety dostanie sie na rynek w tym kraju nie jest proste. Musisz miec naprawde na tyle unikalne produkty, zeby zdobyc zaufanie buyers w powaznych department stores. Moze Mary K sprzedawalaby sie over the counter jak wiele innych kosmetykow tej klasy (Neutrogena itp), ale z kolei na to pewnie szkoda im pieniedzy. Tacy domokrazni sprzedawcy nic nie kosztuja, poza... tym obiecanym kadilakiem:)))) Nie potrzeba im placic jak nie ma sprzedazy, nie trzeba im oplacac swiadczen bo kazdy z nich jest wolnym strzelcem. No i to jest system choinki, czyli zarabia aniolek na czubku a reszta robi czarna robote. Obawiam sie, ze te dziewczyny nie maja kokosow, dlatego tak namawiaja. Od sprzedazy dokonanej przez kazda namowiona przez siebie owieczke, one maja jakis minimalny procent, wiec im sie oplaca tworzenie takich bocznych galazek choinki. To ciagle pewnie ma sens w stanach gdzie jest male zageszczenie ludnosci, gdzie do department store trzeba jechac 4 godziny, a ludzie zyja z rolnictwa i nie stac ich na trwonienie pieniedzy w Shiseido, Chanel tudziez innym Lauder.

    OdpowiedzUsuń
  13. Star, jeśli chodzi o biznes, to wiem, jak to działa - pamiętam jeszcze ze szczeniecych lat Amwaya i ciocię, która koniecznie chciała całą rodzinę namówić do pracy dla nich, bo te kadilaki obiecywali. Niedawno ściągnęłam z sieci ten słynny, zakazany filmik ze szkoleń Amway - brrr, strach się bać, to jak mafia. I jak Mary K.:-)
    Ale szkoda, że te ich kosmetyki nie bardzo dobre, bo a) mnie się wydawały całkiem ok (jak to laikowi) b) laska, która nam osobiście robiła prezentację, to samotna mama dwóch małych smyków i jakoś tak mi się żal jej zrobiło, więc chciałam ją trochę wspomóc jakimiś zakupami od czasu do czasu. Ale sympatia sympatią, a na gębę nie będę nawet z sympatii kłaść jakiegoś świństwa, bom alergik i zaszkodzić urodzie nie mam ochoty:-)

    OdpowiedzUsuń
  14. Lotnico, zebysmy sie dobrze zrozumialy, ja nie znam kosmetykow Mary K, wiec moje tutaj stwierdzenia sa troche na wyrost i moga byc zupelnie niesprawiedliwe.
    Jesli piszesz, ze jestes alergikiem a po ichnych produktach nie dostalas reakcji alergicznej to moze akurat sa dla Ciebie dobre. Wiesz tu nie ma reguly i w sumie dobre jest nie to co duzo kosztuje, czy wyprodukowane przez znana firme, ale to co dziala na Twoja cere. Ja nawet nie wiem ile Ty masz lat, jaka masz cere i co jest Twoim celem, a to jest bardzo wazne. Dopiero znajac odpowiedz na te trzy punkty mozemy rozmawiac o skladnikach jakich powinnas poszukiwac w kremach. Mikrodermobrazja jest dobrym zabiegiem, ale nie dla kazdej cery i nie wolno jej naduzywac. Pamietaj, ze skora z wiekiem robi sie samodzielnie co raz ciensza, a wiec po co pomagac starosci mikrodermabrazja? No i nie ma mozliwosci zeby w czasie zabiegu mikrodermabrazji nie zetrzec warstwy ochronnej skory, zabieg jest mechaniczny i niestety robi tak duzo dobrego jak i zlego. Co nie znaczy, ze nalezy go zupelnie unikac, tylko trzeba zachowac umiar.

    OdpowiedzUsuń
  15. Dobre, akcja w moim stylu :) Zawsze mam tak, że jak się denerwuję, to sypię żarcikami, które z reguły są śmieszne tylko dla mnie ;) Szminkę mogę od Ciebie przejąć ;) Zazdroszczę całego przeżycia, tęsknię za wymasowaniem, wypilingowaniem i tym podobnymi luksusami ;)

    OdpowiedzUsuń