wtorek, 24 maja 2011

Rzecz o kierowcach

Kura Domestica pytała w komentarzu do poprzedniego posta o tutejszych kierowców. 
Uczucia mam mieszane, bo z jednej strony wydają się bardzo trzymać przepisów a z drugiej dwa razy na autostradzie byłam tak blisko śmierci, jak jeszcze nigdy - raz kiedy jakiś dzieciak przy prędkości jakiś 140 km/godzinę nagle zaczął zjeżdżać na nasz pas, prosto na nas, jakby w ogóle nie widząc naszego auta. Drugi raz, kiedy na łuku rampy zjazdowej z autostrady kierowca pick-upa po prostu zepchnął nas z drogi. Było naprawdę blisko...

Pierwsza rzecz, która rzuciła mi się w oczy po przyjeździe to właśnie kierunkowskazy - za ich włączenie chyba grożą tutaj mandaty, tak rzadko się je widuje w użyciu:-)) Nie ma nakazu jazdy z włączonymi światłami, więc widuje się beztroskich kierowców, którzy nawet w ulewie jadą zaciemnieni jakby spodziewali się bombardowania. Znajoma policjantka kiedyś powiedziała, że jest przepis, nakazujący włączania świateł w momencie, kiedy włącza się wycieraczki, ale mało kto o nim wie:-)) Well, wydaje mi się, że jeśli ma się trochę wyobraźni, przepis nie jest potrzebny.

Z kulturą jazdy bywa różnie, jak to wszędzie - są i uprzejmi kierowcy, są i hmmm... mało uprzejmi:-) Staruszka potrafi cię zwymyślać od najgorszych, bluzgając słowem nader niecenzuralnym a wielki, wytautowany pan grzecznie ustąpić pierwszeństwa:-)) Ogólnie sprawiają na mnie wrażenie strasznie niecierpliwych. Ciągle na siebie trąbią. Nie dajbuk ruszysz o sekundę za późno na światłach - możesz być pewien, że przynajmniej dziesięciu kierowców dookoła włączy klakson na dwie minuty, dając upust swojej frustracji. Sporo tędy jeździ pociągów towarowych i są cholernie długie. Dziesięć minut stania i czekania na przejeździe jak nic, a jak się trafi, że jedzie jeden za drugim, to pół godziny w plecy. I gwarantowane, że połowa czekających kierowców nie zdzierży i zawróci:-) Są mało wyrozumiali dla jadących wolniej, obtrąbią, obrzucą niecenzuralnym słowem, będą podjeżdżać do samego zderzaka, żeby tylko ustąpić im drogi.  Kłótnie na parkingach o zabieranie sobie miejsc parkingowych są normą - zawsze znajdzie się jakiś spryciarz, który wjedzie na miejsce, na którego zwolnienie czekamy:-) Niestety, Amerykanie nie lubią chodzić i często wolą pół godziny krążyć po parkingu, żeby znaleźć miejsce jak najbliżej wejścia, choć dalej wolnych miejsc parkingowych jest w bród. Nie ma się więc co dziwić, że po takim długim czekaniu ma się ochotę pobić tego, kto nam wymarzone miejsce zajął:-)))

Z drugiej strony jest nakaz bewzględnego stopu na skrzyżowaniach bez świateł i pierwszeństwo ma ten, kto pierwszy do niego dojechał. Przepis działa, ludzie raczej ustępują sobie miejsca, bez pyskówek (a przynajmniej takich nie zaobserowałam:-) ) o to, kto właściwie był pierwszy. Na dźwięk syreny policyjnej, ambulansu albo straży pożarnej wszyscy natychmiast zjeżdżają na bok i stają. Nikt się nie ruszy, zanim uprzywilejowany samochód nie przejedzie. Nikt nie wyprzedzi autobusu szkolnego i wszyscy bezwzględnie się zatrzymują, kiedy taki autobus staje, żeby zabrać czy wysadzić dzieci - i to stają wszyscy na wszystkich pasach, niezależnie od kierunku jazdy. Przepuszczają włączających się do ruchu i zmieniających pas. Ustąpią miejsca wjeżdżającym na autostradę. Nie trzeba przebiegać kurc galopkiem przez pasy w obawie przed rajdowcami - kierowcy (ok, zmotywowani wysokimi mandatami stanu Illinois:-) ) poczekają, aż przekroczysz jezdnię - a zgodnie z nowymi przepisami, muszą poczekać aż znajdziesz się na chodniku po drugiej stronie ulicy i - oczywiście z wyjątkami - raczej się do tego stosują. 

Jedna rzecz, która mi się tu bardzo podoba (a propos pieszych), że nikt nie będzie tutaj ganiał i wlepiał mandatów ze przechodzenie przez jezdnię w miejscu do tego nie wyznaczonym. W Polsce wystarczy przejść o b o k  pasów, żeby zostać ukaranym (co sprawdziłam na własnej skórze). Tutaj żaden policjant się do tego nie przyczepi. Trzeba mieć tylko świadomość, że jeśli spowoduje się wypadek, jest to wina wyłącznie pieszego.

Niestety, tutejszą zmorą jest dostęp do broni. I chociaż w stanie Illinois jest zakaz noszenia (ale nie posiadania) broni (każdy stan ma swoje własne przepisy - w niektórych broni nie wolno posiadać a w niektórych nie ma żadnych ograniczeń), to jednak nie wszyscy pamiętają o tym, że broni nie wolno wynosić poza dom. I niestety słyszy się od czasu do czasu, że jakiś sfrustrowany kierowca strzelał do zawaligrody, który w jego mniemaniu za wolno jechał albo za długo ruszał ze świateł. Na szczęście nie są to częste przypadki, ale od czasu do czasu się o nich słyszy i na pewno nie warto zadzierać z innymi użytkownikami jezdni - nigdy nie wiesz, jaki frustrat siedzi w metalowej puszce na sąsiednim pasie. Tubylcy tutaj mówią, że jest jedna różnica pomiędzy nowojorskimi a chicagowskimi kierowcami - w NY drugi kierowca najwyżej cię opluje ze złości, więc lepiej trzymać okna samochodu zamknięte. W Chicago nikt cię nie opluje. W Chicago od razu zastrzeli:-)
Co tylko potwierdza moją teorię, że NY to inna planeta:-)))

Pisałam ostatnio o kiepskiej jakości dróg, ale zapomniałam wspomnieć o jednym - tutaj nie ma wąskich dróg, chyba że są to drogi lokalne, w małych miasteczkach i wsiach. Jezdnie są szerokie, minimum dwupasmowe i nawet jeśli ich jakość jest kiepska to mają tę jedną ogromną zaletę - nie trzeba się martwić tym, że nagle na czołówkę wyskoczy nam jakiś wariat:-)))

Nie wiem, jakie wy macie odczucia, ale ja czasami odnoszę wrażenie - i tu już abstrahując od tutejszych kierowców, bo to samo widziałam w kilku krajach - że ludzie są strasznie sfrustrowani a za kierownicą, czując się pewnie pod osłoną samochodu, dają upust swojej agresji i nagromadzonemu w ciągu dnia stresowi. Pod maską uśmiechu, bo moda na "keep smiling" dotarła do każdego zakątka świata, kryje się stres, agresja, frustracja, której w końcu, po wyjściu z pracy, można dać upust, właśnie w samochodzie. 

To tyle moich obserwacji, pewnie dziewczyny mieszkające tu dłużej - Star, Ania, Maga czy Ataner będą miały o wiele więcej do dodania. Jeździmy sporo z Królem Kurnika i raczej czuję się tu na drogach bezpiecznie. Na pewno bezpieczniej, niż na krętych, wąskich drogach w Polsce, bez obwodnic, z przejazdem przez miasta i wsie, gdzie nie wiedzieć kiedy wyskoczy na jezdnię dzieciak w pogoni za piłką albo jakiś wariat postanowi udowodnić, że zderzenia czołowe się go nie imają. Najlepiej jeździ nam się tutaj po kompletnych za...piach:-) tam ludzie są zupełnie inni, niż w dużych miastach - nie tak zmanierowani, bardziej uprzejmi i milsi, co widać również na drogach. No ale ja w ogóle mam sentyment do amerykańskiego za..pia, im mniejsze miasteczko, tym bardziej mi się podoba:-))) Howgh, powiedziałam:-))

A na deser jeszcze trochę kwiatków:-))




5 komentarzy:

  1. nabawilam sie na moim poludniu road rage, macham srodkowym palcem kazdego dnia, chociaz czasami strach, bo tutaj sfrustrowani mlodzi bardziej niz konfederaci strzelaja w bialy dzien. Mam wrazenie, ze tutaj nikt nigdy nie poznal zasad ruchu drogowego, nikt nie uzywa migaczy (nawet policja), a jesli to o dwie ulice za wczesnie, albo niewlasciwy, najgorzej jest na rondach nie maja pojecia, ze pierwszenstwo maja ci z lewej, wjezdzaja tak jak na autostrade bez patrzenia uwazajac, ze skoro wlaczaja sie do ruchu to maja pierwszenstwo. Drogi mamy w miare szerokie, ale jest duzo jednopasmowek i nielegalne wyprzedzanie jest na porzadku dziennym. Pozdrawiam goraco :)

    OdpowiedzUsuń
  2. To ja Stardust:)) Mam problem z logowaniem w komentarzach na niektorych blogach.

    NYC jest znow inny:)) Ja poznaje turystow tak pieszych jak i kierowcow po braku zdecydowania. Nowojorczycy, powiedzialabym w 85% przestrzegaja zasad ruchu drogowego, sa szybcy i zdecydowani. Moze bierze sie to z tego, ze wiedza gdzie jada, lub ida w przypadku pieszych. Fakt, ze czesto sie zdarzaja tacy co nie uzywaja migaczy, Wspanialy zawsze wtedy mowi, ze widocznie przy tej wypasionej furze migacze byly za dodatkowa oplata:)) Ja szczegolnie w pracy przechodze przez ulice nie na swiatlach, ale gdzies na srodku ulicy, bo tak mi wygodniej. Nigdy nie mam problemow, trzeba tylko wyczuc moment i zlapac kontakt wzrokowy z kierowca i zawsze przepuszczaja. Zdecydowanie uwazam, ze w NYC jezdzi sie 100% bezpieczniej i lepiej niz w Polsce, tam mialam wiecznie uczucie, ze cos jedzie prosto na mnie, bo ulice waskie. Tutaj ulice nawet na przedmiesciach sa szerokie, ja mieszkam przy bardzo krotkiej ulicy, ktora ma tylko 4 skrzyzowania, jest jednokierunkowa, ale 3-pasmowa. A jednak poczucie przestrzeni daje rowniez poczucie bezpieczenstwa:)) Tyle mi narazie przychodzi do glowy:)))

    OdpowiedzUsuń
  3. U nas szybka jazda na autostradach, tak normalnie to wiele kamer. A kierowcy uprzejmie sie przepuszczaja, ustepuja pieszym, rowerzysci wspolistnieja na drodze i jakos sie to wszystko ze soba godzi...Przynajmniej takie sa moje doswiadczenia i bardzo to sobie chwale. Nawet na mnie nie trabia ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Artdeco, zauważyłam że tutaj też nie mają pojęcia, jak jeździć po rondach:-)) Narodowa przypadłość:-))

    Star, ja też mam od kilku dni kłopoty z blogspotem.
    Król na widok braku migacza mówi, że pewnie płyn do niego był za drogi:-))))

    Beatta, Chicago jest miastem z największą ilością kamer w całym USA. Niemal każde skrzyżowanie w mieście jest nimi obstawione, co skutecznie powstrzymuje miłośników łamania przepisów.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiele obserwacji z zycia kierowcy lub uzytkownika drog jakim jest pieszy jest bardzo trafnych i oddaja charakter wielkiego miasta jakim jest Chicago. Aut jest tyle ile mieszkancow i strach pomyslec co by sie wydazylo gdyby wszyscy wyjechali jednoczesnie. Mieszkalam w Chicago na samym jego skraju zaraz z graniczacym przedmiesciem ale i tak bylo mi zbyt tloczno. Teraz mieszkam po drugiej stronie lotniska O'Hare i pomimo tego, ze od Wietrznego Miasta dzieli mnie dystans trzydziestu kilometrow to styl zycia wydaje sie odleglejszy o dodatkowe dwiescie. Nie jest to wies zabita dechami i ludzie tutaj rowniez codziennie korzystaja z samochodow. Porownujac nerwowosc to jest tu spokojnie i nawet rano w pogoni do pracy nie ma wariatow groznych dla innych uzytkownikow ulic lub autostrad. Moze wynika to z faktu, ze aut jest tak duzo, ze nie ma szans na wyprzedzanie i wyscigi.
    Ja po prostu mam komfort jazdy odkad jezdze w USA, jak wspomnialas czuje sie bezpiecznie i najpierw oczekuje wyrozumialosci od innych a na samym koncu kulki w glowe. Drogi sa dla nastolatkow i staruszkow, ktorych styl jazdy rozni sie znaczaco ale zwykly zdrowy rozsadek nakazuje aby kazdy mogl wyjechac z domu i do niego wrocic. Zawsze zostawiam sobie margines na wypadek na drodze wychodzac kilka minut wczesniej niz minimum dojazdu do celu i nigdy nie zdarzylo mi sie zawiesc oczekujacych mojego przyjazdu. Duzo wiecej czasu zajmuje ten sam odcinek drogi zima niz latem i o tym powinni pamietac ci ktorzy pokazuja palce i obwiniaja innych. Moze problem tkwi w naszym niezrozumieniu ruchu ulicznego i zmiennych wystepujacych kazdego dnia. Nie jestem idealem i kilka razy zobaczylam palec zamiast usmiechu ale wtedy ja w odpowiedzi usmiecham sie i posylam calusa. Reakcja palcowego kierowcy jest zgola zupelnie inna od jego zamierzenia, robi mu sie glupio i ze wstydem odwraca wzrok. Wcale sie nie denerwuje bo wiem, ze ten od palca zobaczy go od innego takiego samego chama jak on. Za pokazanie palca grozi mandat i wielu ryzykuje nawet sprawe w sadzie. Zamiast tego lepiej sie usmiechnac.

    OdpowiedzUsuń